Zdarzyła się zupełnie nieoczekiwanie.
Zatrzymaliśmy się u stóp skały, na której rozłożyła się potężna twierdza Königstein
i kiedy tylko spróbowaliśmy podejść do bram, drogę zastąpiła nam taka oto
grupa:
Cóż było robić? Musieliśmy się
wycofać. Wybór był niewielki: wdrapać się na skalne ściany (to się oficjalnie
nikomu nie udało; podobno dokonał tego czynu jedynie pewien czeladnik
kominiarski, ale jest to jakoby tajna informacja) albo skorzystać z windy. Po
długim wahaniu wybraliśmy to drugie rozwiązanie.
skalne ściany twierdzy
A na Placu Augusta odbywała się właśnie
bitwa z wojskami szwedzkimi, które twierdzy w rzeczywistości nigdy nie zdobyły.
Ale hałasu jest wiele. Słychać strzały z broni palnej, szczęk szabel. Widać niewiele,
bo tłok.
posiłki nadciągają
Ruszamy więc na spacer po terenie
twierdzy, która faktycznie przeżywa właśnie stan oblężenia od wewnątrz – w wielu
miejscach rozstawiono namioty regimentów piechoty, muszkieterów, są też rzemieślnicy
i markietanki. Towarzystwo pracuje, walczy, zajmuje się życiem rodzinnym, a
nawet zwalcza przestępczość – na placu głównym po zakończeniu bitwy odbywa się
sąd nad przestępcą, który zatruł wodę pitną w twierdzy. Kara może być tylko
jedna – ścięcie toporem.
namioty "Szwedów"
obserwatorzy
kowal przy pracy
dzieci też tu nie brakuje
"przestępca" oczekuje procesu
Mimo oblężenia możemy obejrzeć
budowle na terenie twierdzy. Zrobić zdjęcie jest dużo trudniej, bo wszędzie mnóstwo
ludzi, którzy wchodzą nieoczekiwanie w kadr. A już na widok armaty dostają
dosłownie amoku – zanim człowiek wyceluje obiektyw w stronę armaty (a jest ich
tu dosyć sporo, ale niektórym ciągle za mało), a już jakiś miłośnik militariów
przywiera do niej w serdecznym uścisku. Spokoju można zaznać jedynie na
wystawie „Najpiękniejsza ze wszystkich”, gdzie wyeksponowano obrazy (w tym dwa
Canaletto) przedstawiające twierdzę.
nowa zbrojownia i wejście do twierdzy
zamek Magdaleny - magazyn żywnościowy
taki tylko fragment armaty udało mi się sfotografować
Najwięcej zabawy dostarcza wizyta w
tak zwanym „domu studziennym”, gdzie miejscowy przewodnik uruchamia kołowrót i spuszcza do bardzo głębokiej studni (nie podam dokladnie głębokości, bo mi się te niemieckie liczebniki ciągle mylą) beczkę na wodę. Jej wyciągnięcie
zajmuje 7 minut, które ten uroczy człowiek wypełnia zabawnymi historyjkami.
dom studzienny
beczki, które wydobyto za studni podczas jej czyszczenia - przeleżały w wodzie wiele lat
Warto też zajrzeć do kościoła garnizonowego,
który po latach enerdowskiego funkcjonowania w postaci sali kinowej, znów pełni
funkcje religijne. Ciekawa jest i ekspozycja historyczna w skarbcu i zwiedzanie
piwnic twierdzy, które nie tylko służyły do przechowywania beczek z winem, ale były
i ciężkim więzieniem.
kościół garnizonowy
sklepienie piwniczne
Z całą surowością twierdzy
kontrastuje uroczy pawilon, zwany Friedrichsburg (zamek Fryderyka), którego pięterko
służyło władcom jako sala spotkań towarzyskich, przyjęć i zabaw. Myślę, że
wystarczająco dyplomatycznie to ujęłam.
Friedrichsburg z minimalną obecnością obcych osób
Jeśli komu za mało jeszcze podróży w
czasie, może wybrać się na obiad do zamkowej restauracji, a będzie obsłużony przez
kelnerów w strojach z epoki.
flintę używa się tylko do fotografii - poza tym obsługa pokojowa
Na tym koniec opowieści, bo i tak się narażam na pobicie za ustawiczne nudzenie. Ale - trzymajcie się - to jeszcze nie koniec podróży. Ciąg dalszy - wiecie, co zrobi...
Twierdza imponująca... przebieranki u nich są na porządku dziennym a już na koniec tygodnia,to wszędzie festyny - przeżrą i przepiją ten piękny kraj. :)
OdpowiedzUsuńNie bywam tam aż tak często, żeby znać wszystkie zwyczaje.
UsuńW każdym razie przebrani precyzyjnie, z dużą dbałością o szczegóły, a przyjechali z wielu krajów Europy.
Ale Wam się wspaniale trafiło. Nie dość , że wspaniałe miejsce , to jeszcze takie pokazy. Nie na darmo jesteś w czepku urodzona. =D
OdpowiedzUsuńCzasem człowiek coś zobaczy, czasem przyjedzie za późno lub za wcześnie. Tym razem byliśmy we właściwym czasie.
Usuń