Zanim to epokowe zdania padło z ust
Kolumba, mieliśmy sporo wrażeń. Podobno tak to bywa na wyprawach
poszukiwawczych.
Tym razem poszukiwania przebiegały w
utrudnionych warunkach – poranne słonce gdzieś się schowało i zaczął padać deszcz.
W mojej pelerynie zrobiła się nieoczekiwana dziura i deszczówka wlewała mi się
za kołnierz, a komary nabrały niespotykanej napastliwości. Zwłaszcza po ustaniu
deszczu.
Czego tak szukaliśmy? Kamieniołomu
Henryków, w którym występuje wapień muszlowy. Wyruszyliśmy z Płaczkowa. Idąc
wzdłuż Kamiennej dotarliśmy do Gilowa,
ale w strugach deszczu nawet nie próbowaliśmy zaglądać do znanego nam młyna. Kierując
się poradami przewodniczka „Pieszo i rowerem po powiecie skarżyskim” szukaliśmy kamieniołomu w lesie. Do brzegu
Kuźniczki udało nam się dotrzeć, a potem poszliśmy na wschód, gdzie należało
skręcić w lewo w głąb lasu.
w tym lesie padało, ale buty jeszcze mieliśmy suche
Kuźniczka na północ od Henrykowa
kładka na Kuźniczce
I tu przewodnik zapewnia „jeśli trafimy
właściwie, to po przejściu 100 m znajdziemy się na brzegu wyrobiska skalnego”.
No i nie trafiliśmy właściwie! Na ścieżce nieopodal maślaka (to ważne!)
rozeszliśmy się w trzy strony (bo było nas troje) i nikt nie znalazł wyrobiska.
Tymczasem przestało padać, kolega Ed
znalazł kładkę, którą przeszliśmy na drugi brzeg Kuźniczki do wsi. „Proszę
pani, jak się ta wieś nazywa?” – zapytałam napotkaną kobietę? „Ta? Wiśniewska!”
A może powiedziała nie „ta”, a „ja”?
drewniane "mieszkanki" wsi
W końcu nie to było najważniejsze. I
wieś nazywała się jednak Henryków. A niezwykle spokojny i kompetentny sąsiad
Wiśniewskiej wytłumaczył nam, że jak pójdziemy do jego działki i skręcimy w prawo, to zaraz znajdziemy rzekę, a potem „o, tu, na wysokości tego domu” jest
kamieniołom, „ale, panie, tam nic nie ma…”. Na szczęście pokazał na mapie,
gdzie ta jego działka jest i udało nam się ją znaleźć, a potem przejść przez
rzekę i ruszyliśmy leśną ścieżką znów na wschód. Aż tu nagle… ten sam maślak! I
koło niego skręcamy w ścieżkę, którą wcześniej szedł kolega Kolumb.
A ten jak nie krzyknie „Ale ja już
tu byłem! Tam nic nie ma!”. I rzeczywiście – było nic, czyli kamieniołom.
Faktycznie ma on kształt owalu, ale opisywana w przewodniku łączka na środku to
już zagajnik, a „różnorodna roślinność” porastająca ściany kamieniołomu zarosła
go już zupełnie! Nic dziwnego, że Kolumb, odkrywszy tę Amerykę nie uznał jej za
nic ciekawego. Dopiero drugi odkrywca rozpoznał ów tak wytęskniony obiekt. I tu
należy za Szekspirem powiedzieć „dużo hałasu o nic” – kamieniołom jest taki,
jak go opisywał mieszkaniec Henrykowa. Wiemy, jak go znaleźć (znak szczególny –
maślak na środku ścieżki), ale więcej się tam nie wybieramy.
Powiedzcie sami, czy tak wygląda szanujący się kamieniołom?
tu można się dopatrzyć wapienia muszlowego
Po zakończeniu naszych poszukiwań
udaliśmy się w stronę Bliżyna (Na zalewie żaglówki, a na plaży ratownik. Poza
tym pusto), a potem do Skarżyska, gdzie na osiedlu Bór zakończyliśmy wyprawę po
przejściu 16,8 km.
zalew w Bliżynie czeka na gości
Koledze Kolumbowi gratuluję odkrycia
i cieszę się, że po długiej przerwie wrócił na szlaki piesze.
Zdjęcia
– Edek i ja
Nie mam pojęcia co spowodowało Henryka IV w te strony... nie opodal ,w Bliżynie inny król zatrzymał się pod rosłym dębem szypułkowym aby doświadczyć,że już Bliży... :)
OdpowiedzUsuńA może to jaki inny Henryk był? I Henryk ów po prostu wypoczywał nad rzeczką.
OdpowiedzUsuńSwojskie klimaty. Pogoda nie sprzyja korzystaniu z zalewu.
OdpowiedzUsuńNiestety, a tak było ładnie. I po co ja narzekałam na upał? Mam za swoje!
UsuńŁadnie to wygląda.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń