poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Zupełnie inna wycieczka

Start o nieludzkiej porze – wcześnie rano, na termometrze +10, a tu początek sierpnia. W dodatku pociąg opóźniony. Mimo to nikomu nie przychodzi do głowy zrezygnować. Na peronie omawiamy plany – skromne: zobaczyć zalew Piachy w Starachowicach i zdążyć na południowy pociąg z Brodów Iłżeckich. Jeśli zrobi się coś więcej, to dobrze. Jeśli nie, to też dobrze.
W pociągu okazuje się, że ja jadę do innej miejscowości niż reszta grupy – tak sobie głupio bilet kupiłam. Ot, kierownik, pożal się Boże.
Mimo wszystko wysiadam z grupą i próbuję dogonić Stasia, który nie zna innego tempa wycieczkowego niż galop. Ale co tam galop, jak nam się plan miasta nie zgadza z rzeczywistością! Szlak, którym mieliśmy iść prowadzi inaczej niż na planie. Trochę nas to zmyliło i skutkowało lekką dezorientacją na Osiedlu Trzech Krzyży. Bo postanowiliśmy wzbogacić plan wycieczki i obejrzeć starachowicki kirkut, na którym w ubiegłym tygodniu był tylko kolega Ed. Kiedy po raz nie wiadomo który spotkaliśmy szlak, którego tu nie powinno być, wyciągnęłam okulary, zorientowałam mapę i wszystko się zrobiło prosto – kirkut znaleziony w 2 minuty. Trudniej było z wejściem, ale tu Staszek wypatrzył szparę w płocie i udało się wejść i wyjść.

zamknięta brama kirkutu (jak się okazało prowadzą do niej ze stacji Starachowice Wschodnie szlaki rowerowe - czerwony, niebieski i czarny)


macewy

Po zakończeniu zwiedzania odbyliśmy naradę sztabową i cała grupa uznała, że nie będziemy wlec się tym szlakiem, co był planowany, a prowadzi inaczej niż na mapie. Zamiast tego pójdziemy ulicami, którymi szedł niegdyś, bo to nas najlepiej doprowadzi do celu. Jak uradziliśmy, tak się zrobiło i spokojnym krokiem poszliśmy w kierunku zalewu, który był tam, gdzie miał być. No bo co taki zalew może zrobić? Przecież się nie przeniesie.

zalew Piachy - czysta woda i plaża

inny rodzaj brzegu nad zalewem

zakątek wędkarski
 
Uroczo było nad tym zalewem. Fotki się zrobiło, porozmawiało z wczasowiczami, a potem zasiadło do pikniku. A wszystko to spokojnie, bez pośpiechu. Jak nie my.

piknik nad wodą

letnie ciasta z owocami
 
Po zakończeniu biesiadki ruszyliśmy w drogę. I wcale nie planowanym szlakiem, a po prostu brzegiem zalewu. Wiedzieliśmy – szlak prędzej czy później się znajdzie. I się zalazł, ale już nie na swoim asfaltowym odcinku, a na polnej drodze miłej dla stóp. A doprowadził nas tak łagodnie do Michałowa, gdzie każdy obejrzał to, co go najbardziej interesowało: a to zabudowania fabryczne, a to stary krzyż, a to rzekę. (Pokazywałam te zabytki w ubiegłym roku – można sobie to przypomnieć w tym linku).

 na niebieskim szlaku rowerowym za Cyganowem

Kamienna w Michałowie

Na stacji w Michałowie skończył nam się zasięg planu Starachowic, ale zanim się skończył, podpowiedział nam, że zamiast maszerować asfaltowym szlakiem, możemy pójść ścieżką wzdłuż torów. Niektórzy nie mieli przekonania do tej propozycji, ale udało się ich przekonać, co dało miłą przechadzkę wśród pól. Trasa nie była szczególnie piękna, ot prosta ścieżka, zwykłe krzaki i trawy, ale stopy czuły się świetnie. I o to chodziło!
A szlak w końcu i tak do nas dołączył. I doprowadził nas do Kamiennej, której brzegiem sobie wędrowaliśmy. Nawet udawało nam się unikać asfaltu i iść przybrzeżnymi ścieżkami. 

Kamienna w okolicach Dziurowa 

ptactwo wodne odpoczywa albo coś knuje 
 
Ale i nam się kiedyś ścieżki kończą – nad zalewem w Brodach już musieliśmy wejść na mało przyjemną nawierzchnię asfaltową. Trochę od niej odpoczęliśmy przy skałkach, które przed laty musieliśmy szukać z mapą i kompasem, a teraz utworzono przy nich teren wypoczynkowy z ławkami i stolikami, opatrzono wejścia tablicami. A i tak mało kto się nimi interesuje, bo upał, a turyści wolą pilnować wędek i łapać opaleniznę na brzegu zalewu.

 zalew w Brodach

z bliska woda w zalewie przypomina zieloną farbę 


skałki trudne do sfotografowania z powodu gry światła

jedna z tablic informujących o walorach skałek jako pomnika przyrody, jednocześnie punkt orientacyjny ułatwiający dotarcie do pierwszej grupy skał
 
Do Brodów idziemy już na luzie – wiadomo, że na pociąg zdążymy, miejsca znane, to i okazji do fotografowania się nie szuka. Ja tylko postanawiam wdrapać się na nasyp kolejowy, żeby sprawdzić, co jest po jego drugiej stronie. Niby wiem, bo widziałam na mapie, ale własnym okiem i obiektywem chcę na to popatrzeć. 

małe oczko wodne po drugiej stronie nasypu kolejowego w Brodach Iłżeckich 

pożegnalny rzut oka na zalew od strony zapory (ją i skały w Rudzie pokazywałam w tym linku)
 
Jeśli myślicie, że to już koniec wycieczki, macie rację, ale i tak na samym końcu spotkało nas ogromne zaskoczenie. Wyobraźcie sobie, że na stacji w Brodach umieszczono wiatę dla podróżnych! Z porządnymi ławkami. Luksus prawdziwy, z którego korzystaliśmy kilkanaście minut w oczekiwaniu na pociąg. 

wiata na peronie w Brodach
 
Z obowiązku statystycznego dodam, że nasz niedzielny spacer miał długość około 14,5 kilometra. 

Zdjęcia – ja  

4 komentarze:

  1. Fajna trasa i relacja... zadaszenie w Brodach to zaskoczenie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trasa bardzo przyjemna, ale to połączenie ! Pociąg o 6 36 to stanowczo za wcześnie. Żeby tak kolej dodała jeszcze jeden pociąg, tak z godzinkę później! Marzenie...

      Usuń
    2. Marzenia się nieraz spełniają... niestety nie w takim terminie jak oczekuję. :)

      Usuń
    3. My już od ponad 10 lat mamy marzenie o pociągach mknących tą trasą z prędkością 160 km/h i dowożących nas w takim tempie do Ostrowca albo Sandomierza. I co? I nic - pociągi jak człapały, tak człapią. Chociaż tory i perony odnowione.

      Usuń