czwartek, 10 maja 2018

Wąwozowy zawrót głowy

Tytuł sugeruje kolejną wyprawę w okolice Chmielowa i Kunowa. Nic nowego, pomyślicie. Nuda.
A może jednak nie?
Sprawdźmy.
Dla trójki uczestników środowej wycieczki cała trasa jest nowa. I już nie wszyscy się nudzą. Jest nieźle. A kierownictwo we właściwym czasie zadba, żeby było lepiej.
Na początek tradycyjne spotkanie z Kamienną w Chmielowie. Przy okazji wypada się przywitać z jednym z najpopularniejszych świętych – Janem Nepomucenem, którego dwustuletnia figura stoi w Chmielowie.

tradycyjne zdjęcie Kamiennej w Chmielowie 

święty Jan Nepomucen w niebieskich butach
 
Później wąwozy.
Biała Droga nieodmiennie zaprasza. Tym razem przechodzimy całą jej długość w nadziei na widoki z pól, do których prowadzi. No cóż, widoki raczej umiarkowane. 

tym razem takie ujęcie "bramy" wąwozu Biała Droga 

Zaglądamy też do wychodni skalnej w pobliżu wąwozu. Ziemne schodki, które w ubiegłym roku rąbała mieszkanka wsi nadal zauważalne, chociaż giną w wiosennej zieleni (tam były opisane).


wychodnia skalna
 
Potem drugi wąwóz. Ten, przez który prowadzi szosa. Jak zwykle nic nią nie jedzie. To sobie spacerujemy spokojnie. I znów aparatu w ruchu. Powstaje relacja foto.



 w drugim wąwozie

Po wyjściu z wąwozu kawałek polnej drogi i znów asfalt. Droga prowadzi wśród pól. Napotykamy chrabąszcze majowe. Niektóre człapią po asfalcie, inne wspinają się na gałązki i trawki.

 na trasie

pola Świrnej


chrabąszcz majowy

My zaś wędrujemy w stronę Biechowa. We wsi zawsze oglądaliśmy ponad stuletnią figurkę Matki Boskiej, tym razem znaleźliśmy jeszcze jedną. Ta z roku 1947.


figurki z Biechowa (ta na pierwszym zdjęciu jest młodsza)

Pola Biechowa to tym razem oszołomienie kwitnącym rzepakiem i spotkanie z końmi, które pasą się spokojnie na ogrodzonej łące. Wśród nich trzy urocze źrebaki. Takie niepewne na patykowatych nożynach, włochate i rozczulająco dziecinne.


źrebaki

pola Biechowa
 
Drogą obok łanu rzepaku docieramy do wsi Udziców. Mapa mówi – skręcić w prawo. Pamięć podpowiada – tam przyjemna polna droga. A rzeczywistość swoje – polna droga w lewo, a w prawo asfalt. 

droga do Udzicowa 

 pliszka żółta 
 
Co w tej sytuacji robi kierownictwo? Wbrew mapie wybiera drogę polną. A ta prowadzi do niesamowitego wąwozu, którego nikt chyba nie odwiedza. Oprócz nas, rzecz jasna. Ale to pozostanie jednorazowym ekscesem. Bo wspomnienia spać nie dają. 

stała przy drodze, którą wybraliśmy i chyba ostrzegała... 

Zeszliśmy do tego wąwozu stromą ścianą. Na dnie początkowo było tylko dosyć mokro. Potem mokro już nie było. Ale za to zrobiło się trudno – powalone drzewa, gałęzie, chaszcze i inne przeszkody. Tu się nikt nie nudził. 



 w wąwozie Zimny Dół 

Kiedy już trudności osiągnęły apogeum, kolega Jacek zdecydował opuścić wąwóz, bo wzrost mu utrudniał przedzieranie się w terenie. Osoby niższe też z radością, ale nie bez trudu, gramoliły się po ścianie wąwozu. A na górze – pole, kwitnące zawilce i słońce. No i widok na Kunów, czyli jest nadzieja na bliski koniec wyprawy.  

zawilce wielkokwiatowe

A teraz archiwalna niespodzianka. 
Otóż w wąwozie Zimny Dół byliśmy nie pierwszy raz. Pokonywaliśmy go z niemałym trudem w sierpniu roku 2006. Oto dowód:


zejście do wąwozu 12 lat temu

ta sama ściana obecnie

Jest jedno miejsce w tym wąwozie, o którym opowiadałam kolegom w środę. Zagrozili, że za złe sprawowanie wyślą mnie karnie na poszukiwanie owego obiektu. Byłam grzeczna - nie wysłali. Przypuszczam, że nie wierzyli w istnienie głazu narzutowego w tym wąwozie. A on gdzieś tam za tymi wszystkimi przeszkodami jest. 

głaz narzutowy w wąwozie Zimny Dół pod Udzicowem - rok 2006  

a tu w roku 2008
 
Wracamy do współczesności. Maszerujemy do Kunowa, rzecz jasna, asfaltem. Nikt nie narzekał. 

 wychodnia skalna przy drodze

W samym Kunowie odpoczynek na rynku, krótka wizyta w okolicy kościoła i na cmentarzu. 

manierystyczna figura Matki Boskiej na kunowskim rynku (wiem, że już była pokazywana, ale ją lubię)

pomnik Tadeusza Kościuszki też już był, ale teraz jest świeżo odnowiony, to warto go pokazać powtórnie  
 
A potem sjesta na stacji. I powrót do domu luksusowym pociągiem.
Niezależny sprzęt pomiarowy wskazał, że przeszliśmy 15,6 kilometra. A zapowiadana burza  dotarła do nas dopiero pod wieczór.

Zdjęcia – Edek, Janek i ja

10 komentarzy:

  1. Bardzo podoba mi się, że wstawiasz zdjęcia archiwalne - porównawcze. Można zobaczyć, jak zmienia się przyroda. Tylko Wy tacy sami uśmiechnięci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mając takie archiwa zawsze możemy coś wstawić. Szkoda tylko, że tak późno wynaleziono aparaty cyfrowe. Mielibyśmy więcej zdjęć, a mniej pudeł z nimi.

      Usuń
  2. Wąwozy jak zwykle super,wspomnienie z Walkiem super.

    OdpowiedzUsuń
  3. Normalnie surwiwal ;)
    Teren swietny, sam nieraz się w takie paryje zapędzam, potem najczęsciej cierpię na wstrzasy anafilaktyczne po pieszczotach pokrzywich.
    Ten kamyk to faktycznie eratyk, czy odłomek z wychodni?

    Reszta trasy takze warta uwagi!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do kamyka, to mapa określa go w ten sposób. Chociaż nie wiem, czy on nie za bardzo na południe jak na eratyki. Może zabłąkany jakiś jęzor lodowcowy go przywlókł.

      Usuń
    2. Za daleko na pewno nie, bo i u nas kamienie runione (to po Staszicu) leżą, a my dalej na poludnie.

      Usuń
    3. No to dobrze, bo jednak bardziej na północ więcej tych kamieni. Ale, że one runione, to nie wiedziałam. Trzeba się będzie nauczyć tego słowa.

      Usuń
    4. Jasne że więcej, stamtąd nadpełzała biała śmierć, no to i więcen naniosla. Na Warmii praktycznie każdy kamień który nie jest kawałkiem gruzu to eratyk.
      A Staszic wymyślił bardzo ładną nazwę "kamienie runione", tyle że się nie przyjęły.

      Usuń
    5. Jeśli moja pamięć nie zaprotestuje, będę się trzymać tego staszicowskiego określenia.

      Usuń