Jest
lato. Można wstać wcześniej i wybrać się trochę dalej od domu, ale niezbyt
daleko, bo upał.
Przypominam
więc sobie, że kiedyś zamierzałam wrócić do Lisowa, zajrzeć do tutejszego
kościoła. No to ruszamy.
Wysiadamy
w Lisowie, ale nie idziemy od razu w stronę kościoła. Najpierw chcę sprawdzić,
czy uda nam się znaleźć pozostałości dworu. Ulica Dworska jest. To i dwór się
znajdzie. Jego pozostałości pełnią teraz funkcję ogrodzenia posesji.
Częściowo
skrywają się za bujną zielenią drzew, częściowo same skrywają nowoczesne
zabudowania w tle. Ale są.
był dwór
Niedaleko
dworu koledzy wypatrzyli nieoczekiwaną ciekawostkę – kilkutonowy głaz
narzutowy. Nie przywlókł go w te okolicę lodowiec, został przywieziony. Niemniej
jednak jest imponujący.
Zaglądamy
jeszcze na kilka chwil na cmentarz, oglądamy dziewiętnastowieczną kaplicę przy
wejściu nań.
figura ze szczytu kaplicy
I
wreszcie nabożeństwo dobiega końca. Mamy kilka minut, aby obejrzeć kościół,
który ma dosyć zawiłą historię, bo pierwszym lisowskim kościołem była drewniana
świątynia pod wezwaniem św. Andrzeja. Pod koniec 16. wieku zbudowano tu kościół
murowany pod wezwaniem św. Mikołaja. Jego fundatorem, jak czytamy na stronie
internetowej parafii, byli prawdopodobnie Duninowie (tu link do strony parafii).
W późniejszych latach kościół był kilkakrotnie przebudowywany, no to może nie
będę się starać określić, w jakim jest stylu. Wiem, wiem – eklektyczny, jest
takie słowo. I pasuje.
kościół św. Mikołaja w Lisowie
Jego
wnętrze pokazywałam już na blogu (tu link), to teraz może pojawi się pominięta
wtedy ambona w kształcie żaglowca i kilka innych ciekawostek, które udało się
uchwycić w tym bardzo ciemnym wnętrzu.
kaplica św. Barbary z epitafiami członków rodu Krasińskich
oltarz MB Częstochowskiej
ambona w kształcie żaglowca
Z
Lisowa wyruszamy na północ krążąc zakosami w poszukiwaniu dróg bez asfaltu, co
nie zawsze się udaje.
Droga
do Brudzowa pokryta asfaltem, ale ma spory odcinek leśny, czyli w cieniu. Przy
okazji spotykamy kapliczki przydrożne. Wracamy do znanej nam z wycieczki przed
rokiem kaplicy św. Jana Nepomucena w Brudzowie.
leśna kapliczka
pola Brudzowa
figura św. Jana Nepomucena w Brudzowie
Z
Brudzowa maszerujemy naszą ulubioną tutejszą „ulicą” Panoramiczną, która mimo
miana ulicy jest świetną polną drogą z trawą, kwiatami polnymi i rozległymi
widokami na wszystkie strony świata.
na ulicy Panoramicznej
drzewa z widokiem
panorama łąkowa
pszeniec różowy
przetacznik kłosowy
na ulicy Panoramicznej
drzewa z widokiem
panorama łąkowa
pszeniec różowy
przetacznik kłosowy
Panoramiczna
doprowadza nas do Woli Morawickiej, ale my ruszamy w kierunku Radomic, gdzie
wchodzimy w „ulicę” Zawilcową. No, tutaj to już czasem nawet dróżka zanika
wśród traw, taka to ulica. Ale za to prowadzi prościutko do leśnej ścieżki na
skraju rezerwatu Radomice, który też jakiś czas temu zwiedzaliśmy (tu link), a potem wyprowadza do Łabędziowa.
Na
skraju Łabędziowa raz jeszcze kierujemy się na północ, bo zachęca do tego
porządna droga przy lesie (może i ona też się jakoś nazywa, ale nie pamiętam). Opuszczamy ją zgodnie z sugestią mapy kierując się w trzecią „przecznicę”
polną. Ta doprowadza do ulicy Dwór w Łabędziowie.
droga przy lesie
Idziemy
tą ulicą aż prawie do tablicy z oznaczeniem końca Łabędziowa i natrafiamy na
intrygujący obiekt. To kapliczka słupowa w pobliżu Czarnej Nidy. Stoi sobie za
płotem i zaciekawia postacią świętego. Z daleka wygląda on jak Jan Nepomucen.
Ale przy dokładniejszym obejrzeniu okazuje się, że święty trzyma na rękach nie
krzyż, a dzieciątko. Całe popołudnie spędziłam na poszukiwaniach i nie
znalazłam informacji, jaki to święty. Poznajcie więc naszego Nieznajomego.
nieznany święty z Łabędziowa (a w komentarzu Mieszkanki z dnia 2 maja 2020 wyjaśnienie, że to jednak św. Jan Nepomucen)
Ostatnim
zaplanowanym przeze mnie obiektem na trasie miał być młyn w Bieleckich Młynach.
Kolega Ed powątpiewał w jego istnienie, bo on wie, jakie bywają losy starych
młynów. A ten też swoje przeszedł. Był pierwotnie drewniany, ale nowy
właściciel w roku 1957 rozebrał go i zbudował nowy, kamienny. Kilka lat temu
młyn przekształcono w elektrownię wodną z ciekawą turbiną w postaci
ślimaka Archimedesa. Koledzy tłumaczyli mi, skąd taka nazwa i jak to działa,
ale wolę nie powtarzać, bo może źle coś zapamiętałam. Obejrzyjcie sam obiekt.
Bieleckie Młyny - jeden na brzegu Czarnej Nidy, drugi w jej nurcie
młyn i jego otoczenie
ślimak Archimedesa nieprzerwanie pracuje
stara turbina już ma wolne
młyn czeka
Od
młyna cofamy się w stronę Morawicy, gdzie obserwujemy prawdziwe oblężenie
tutejszego zalewu.
niedziela nad wodą
Na
zakończenie relacji chcę zrobić małe wyliczenie krzyży wykonanych z części
uzbrojenia pozostałych po wielkiej bitwie pancernej ze stycznia 1944 roku, które spotkaliśmy na naszej trasie
Część obiektów już była pokazywana, ale nie szkodzi. Przypomnicie je sobie. Muszę
dodać, że na pewno jeszcze nie wszystkie z nich widzieliśmy.
Lisów - lufa z czołgu T-34 i skorupy po pociskach moździerzowych
Lisów - oprócz lufy i skorup po pociskach wykorzystano pocisk przeciwpancerny
Radomice - oporopowrotnik od działa i szpilka do łączenia gąsienic
Łabędziów - koło napędowe od niemieckiego czołgu Pantera
I
to już koniec relacji z krótkiej (14,9 km) upalnej trasy. Na zwiedzanie Morawicy znów zabrakło czasu.
Zdjęcia – Zosia, Edek
i ja
Radomice... pamiętam z dawnych lat,kolegi ojciec był dyr.szkoły a Nida się snuła polami.
OdpowiedzUsuńNasza grupa najmilej wspomina proboszcza z Radomic. Ileż on nam historii naopowiadał i jeszcze dobrą drogę turystyczną doradził.
UsuńNie wiem co to za święty, ale trochę szukałem. Może św. Antoni z Padwy, albo św. Stanisław Kostka?
OdpowiedzUsuńTeż ich brałam pod uwagę. Dzieciątko pasuje, ale to nakrycie głowy nie bardzo. Bo obaj raczej bez takich biskupich biretów się obracali w świecie.
UsuńNie było niestety żadnej inskrypcji, posesja solidnie ogrodzona i nikt nie wyszedł, bo można było popytać.
Na moje oko św. Antonii tylko rzeźbiarz przedobrzył. Tak samo jak że św. Idzim też przedstawianym w szatach biskupich.
UsuńŻeby mu tonsury nie było widać?
UsuńA co do św. Idziego, to mamy kościół pod jego wezwaniem w Tarczku koło Bodzentyna. Mocna rzecz!
Bardzo ciekawa wędrówka, a zwłaszcza te krzyże z powojennego złomu.
OdpowiedzUsuńTeż tak myślę - sama planowałam, to się też sama pochwalę.
UsuńKielecki oddział PTTK organizuje specjalne wycieczki szlakiem tych krzyży, ale to duży kawał asfaltu. Zawsze lepiej, jak się na któryś trafi po wyjściu z polnej drogi.
My spotkaliśmy te cztery i chyba jeszcze z jeden bądź dwa.
Ta figura to sw.Jan Nepomucen
OdpowiedzUsuńDziękuję za informację. Już będę wiedzieć, ale trzeba przyznać, ze nietypowy trochę ten Jan Nepomucen. Zamieszczę odnośnik do komentarza pod zdjęciem.
Usuń