środa, 4 lipca 2018

Relaks nad Dunajcem

Po dwóch dniach upału popsuła się pogoda. Na razie nie padało, ale zrobiło się pochmurno i dosyć chłodno. Uznałam, że to idealne warunki na spacer tak zwaną Drogą Pienińską czyli czerwonym szlakiem nad Dunajcem w przeciwnym kierunku do spływu tratw Przełomem Dunajca.
Z kwatery wychodzimy od razu na naszą trasę. Góry „dymią”, a na wodzie o poranku jeszcze pusto. 



Droga początkowo asfaltowa. Prowadzi obok niebrzydkiej jaskini w skale nad rzeką, a potem mijamy pawilon Pienińskiego Parku Narodowego. Dunajec płynie dosyć spokojnie po naszej prawej stronie.

skalna grota

siedziba Pienińskiego Parku Narodowego (wewnątrz ekspozycja, którą można bezpłatnie obejrzeć: wypchane zwierzęta, makiety i wystawa fotografii) 

 za nami Szczawnica
 
Po kilku minutach przekraczamy granicę ze Słowacją. Pamiętam posterunek graniczny z celnikami, którzy ostrzegali o zakazie przenoszenia przez granicę alkoholu. Kiedy wracaliśmy zapytali, czy mamy alkohol. Owszem, piwo. A gdzie? Pokazać! W żołądku. Dalszej rewizji nie było.
Teraz tylko tablica graniczna i sympatyczne zakazy.

czujemy się powitani 

i poinformowani
 
A potem dróżka już nie asfaltowa. Wygodna i dla pieszych i dla rowerzystów. Tę drugą opcję przetestowała w niedzielne popołudnie Zosia, która dzielnie śmigała tędy na rowerze.

rowery można wypożyczać w Szczawnicy
 
Idąc podziwiamy skalne ściany na obu brzegach rzeki. Na mapie mają swoje nazwy. W rzeczywistości zapewne też, ale teraz nie sposób przypomnieć sobie, która jak się nazywa. 

tą drogą można się oddalić od rzeki i udać w stronę Lesnicy - my mamy inne plany 





 
Sokolicę rozpoznajemy bezbłędnie. Widziana z dołu również robi wrażenie.



Czasem schodzimy niżej nad samą wodę, żeby sfotografować interesujące skały wystające z niej, wir, czy ciekawe formy brzegu.




Przyglądamy się i roślinom. Zawsze się coś rzuci w oczy. I jest motyw do zdjęcia.

dziewanna zwykle przy drodze, a tu nad wodą 

kukułka Fuchsa

gnieźnik leśny  


smagliczkę Arduina  spotkaliśmy już na Trzech Koronach, ale zobaczcie jej owoce
  
Najbardziej malownicze są jednak liczne zakręty Dunajca, który płynie sobie spokojnie, płynie, aż tu nagle robi niesamowity wiraż. I zza zakrętu wyłaniają się nowe, nieoczekiwane widoki.

na tym zakręcie Irena zauważyła jakiegoś ptaka

oto on - bocian czarny
 
No i oczywiście ludzie na rzece też się pojawiają. 
Wyruszyliśmy wcześnie rano, więc przez dłuższy czas nie spotykaliśmy nikogo, aż się w końcu pojawiła pierwsza tratwa, za nią kolejne. A potem po wodzie zaczęły płynąć kajaki, pontony. Widać było, że tam to dopiero jest zabawa. Bo na tratwie nudno trochę. Nawet, jeśli flisak stara się jak może i sypie historyjkami jak z rękawa. 





I wreszcie następuje oddalenie się od rzeki. Wychodzimy na sporych rozmiarów pole kempingowe z widokiem na Trzy Korony. 


Jesteśmy na półmetku naszej wyprawy, odpoczywamy, a potem wybierzemy się na zwiedzanie i trasę po słowackiej stronie Małych Pienin. Ale o tym następnym razem.

Zdjęcia – Zosia, Janek i ja

4 komentarze:

  1. Co mogę napisać - piękne tereny schodzone przeze mnie wiele razy. A piwo faktycznie najlepiej szmuglować w brzuchu. Czy też w nerkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miejsce szmuglowania zależy od czasu po spożyciu. ;)
      A w tym roku takie paskudne zimno było, że nawet człowiek o piwku nie pomyślał.

      Usuń
  2. No toście są w Czerwonym Klasztorze. Zwiedzanko obowiązkowe, i piwo i nowa kładka na Sromowce i legenda o latającym mnichu Cyprianie i barokowa kolumna cheryczna... Bogato tam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już my tam nie są. Bylim w czerwcu. Teraz tylko wspominamy.
      Ale nie było aż tak bogato, bo sama zubożyłam ofertę zabierając ludzi od razu z klasztoru na szlak. Tylko jeden kolega się wyindywidualizował i poszedł na zwiedzanie w stronę kładki, ale zdjęć nie robił. :)

      Usuń