Wymarzyłam
sobie to spotkanie z żywiołem już jakiś czas temu. Nie myślałam tylko, że
będzie to tak spektakularny żywioł. Żadna relacja, nawet film, nie jest w stanie
oddać wrażenia.
Cóż to za
żywioł? Woda! Masy wody przewalającej się w wodospadzie Renu w szwajcarskiej
miejscowości Neuhausen am Rhein. Znalazłam informację, że średni przepływ wody
w tym miejscu wynosi latem 600 m3 na sekundę. Nie sposób sobie tego
wyobrazić.
Pierwsze
spotkanie z wodospadem to rzut oka z pociągu (ostatnie zresztą też – w drodze
powrotnej). Prezentuje się nieźle.
Ze stacyjki
w Neuhausen am Rhein podobno można zjechać do wodospadu windą, ale akurat
trwają jakieś prace remontowe na peronie i trzeba zejść tę odrobinę przyjemną
uliczką na dół.
Od razu
trafiamy na pierwszy punkt widokowy, z którego rozciąga się widok na górną
część wodospadu, dwie skały na rzece, o które rozbijają się masy wody i zamki na obu brzegach Renu. Zdjęcia wydają się nieostre, bo w powietrzu unoszą się miliardy kropelek wody.
I tak będzie cały czas. Z tym, że raz mniej, raz więcej tych kropelek.
wzburzone wody Renu, po lewej stronie zamek Laufen
tu w głębi widok na zameczek Wörth
skały, które wieki całe stawiały opór wodzie wyglądają jak rozcięte nożem
Pora podjąć
decyzję, jak obejść wodospad, żeby zobaczyć go w pełnej krasie. Ja mam
przewodniczkę obdarzoną nadzwyczajną intuicją turystyczną i dlatego wybieramy
najlepszy z możliwych wariant spaceru.
Odchodzimy
od punktu widokowego przyzwoitą ścieżką w lewo kierując się ku mostowi nad
Renem. Kolejnym naszym celem będzie zamek Laufen górujący nad wodospadem.
most na Renie (kolejowy, ale z chodnikiem dla pieszych po obu stronach torów)
Most dzieli
Ren na burzliwy odcinek wodospadu i w miarę spokojny nurt przed nim.
Pasażerowie pociągu przejeżdżającego mostem mają niezłe widoki.
pociąg wyjeżdża jakby prosto z zamkowych lochów
wody Renu widziane z mostu
Wdrapujemy
się na skałę, na której rozłożył się zamek, oczywiście otoczony dodatkami
turystycznymi w postaci sklepików z pamiątkami, budek z wyżerką itp. Zaglądamy
do pobliskiego kościółka, który nie robi specjalnego wrażenia.
zamek Laufen
zamkowa baszta
wieża z bramą na zamkowy dziedziniec
zamkowa fontanna
W końcu
nabywamy bilet na spacer w kierunku wodospadu reklamowany jako spacer pełen
wrażeń. I, powiem wam, nie ma w tej reklamie ani odrobiny przesady. Warto
zainwestować w zakup biletu 5 franków (to i tak najtańszy bilet, jaki można
dostać w tym kraju). W cenie biletu jest również zwiedzanie zamku, ale nie
zauważyłam, żeby ktokolwiek pędził na to zwiedzanie – wszyscy (my też) od razu
wyruszają na spotkanie z wodą.
Ścieżka
prowadzi dosyć stromo w dół, ma kilka platform widokowych, z których widać
wodospad coraz bliżej. Konkurencja wśród oglądających jest silna, bo przyjeżdża
tutaj mnóstwo turystów z całego świata. Ale bezkonkurencyjni są Chińczycy,
którzy okupują najlepsze miejscówki i produkują setki selfików.
na ścieżce
a przy ścieżce ... szał ciał
widok ze ścieżki na wodospad
w słoneczny dzień często nad wodą pojawia się tęcza
skały w centrum wodospadu (ciekawe, kiedy ta po prawej zostanie całkowicie podmyta)
Największe
wrażenie robią widoki z dwóch platform położonych najniżej.
Na jedną wychodzi się z
niewielkiej jaskini (cud, że nie jest ona zalana wodą) – tu masy wody
przelewają się tuż przy nas. Hałas panuje tu niesamowity, szum wody zagłusza
myśli.
balkon nad spienioną wodą
Jeszcze straszniej
jest na kolejnej platformie, gdzie woda wali się prawie na nasze głowy.
Spienione masy białej piany przewalają się z niesamowitą prędkością i siłą, nie
zalewają nas, ale moczą drobinkami obłoczków wodnych. Strach się pochylić, bo może woda człowieka porwie ze
sobą i już nigdy nie wypuści.
najniższa platforma widokowa
lawina wody spada bez przerwy
chwila z żywiołem na żywo
Koniec
ścieżki, ale to jeszcze nie koniec zwiedzania. Część turystów wjeżdża szklaną
windą na zamek, a część kieruje się ku przystani statków rzecznych.
Te statki
to kolorowe długie łodzie. Każdy kolor oznacza inną trasę. Czerwone przewożą z
brzegu na brzeg. Niebieskie podwożą pod wodospad, a żółte dowożą pasażerów do
jednej ze skał na rzece, gdzie można się wdrapać i podziwiać wodospad od
środka. To ostatnie wrażenie wydaje mi się zbyt ekstremalne, przepływamy więc
na drugi brzeg Renu, gdzie z przystani u stóp zameczku Wörth odpływają wszystkie łodzie.
nasza łódź już nadpływa
Wybieramy
rejs niebieską łodzią, która dwukrotnie podpływa pod wodospad prawie na
wyciągniecie ręki. Silniki walczą z rwącym nurtem, ale sternik bezpiecznie
dostarcza nas najbliżej mas wody, jak to tylko możliwe. Jest ciepły słoneczny
dzień, a ja w kurtce przeciwdeszczowej i kapturze, włosy, okulary mokre od
wody. Jest świetnie!
No i
wodospad z tej strony znów wygląda inaczej.
odbijamy od przystani
podpływamy bliżej wodospadu
na razie jest w miarę spokojnie
kipiel
Po
zakończeniu rejsu pora na jakieś jedzonko. Na to tylko czekają właściciele
zameczku, gdzie urządzono restaurację z przeszklonym tarasem widokowym.
wody Renu już spokojne
Na
szczęście jest też przyjemne miejsce piknikowe dla mniej zamożnych turystów.
i ptaszyna też z głodu nie umrze
A po małej
przerwie spacer nadbrzeżnym bulwarem i kolejne widoki.
nadrzeczny bulwar (jeśli zastanawia was ilość flag, wyjaśniam - to flagi szwajcarskich kantonów)
woda przeciska się i wąskim korytem
Z tej
strony wyłania się mniejsza odnoga wodospadu – dosyć spokojna, nie tak szeroka, ale
również malownicza. To ona napędzała dawnymi czasy koło wodne, które służyło
ludziom od jedenastego wieku aż do roku 1864, kiedy to zainstalowano na jego
miejscu turbinę. Jednak w latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku
przypomniano dawne koło – teraz można podziwiać jego replikę.
podsiębierne koło wodne
Jeszcze
pożegnalny rzut oka na wodospad i pora ruszać na dalsze zwiedzanie.
Do zobaczenia!
Zdjęcia – Kasia i ja
Piękne zdjęcia zrobione w bardzo ciekawych miejscach .
OdpowiedzUsuńDziękuję. Miejsce rzeczywiście niezwykłe.
UsuńTo trzeba zobaczyć - relacja i filmik - CACUŚ
OdpowiedzUsuńA filmik Kasi, ja się zagapiłam i zrobiłam za długi.
UsuńJaki kanibalizm? Obyczaje godowe, tyle że tu akurat dwóch się trafiło :-)
OdpowiedzUsuńO, na takie wyjaśnienie nie wpadłam. Trzeba teraz zmienić podpis pod zdjęciem.
UsuńDokładnie! Partnerkę trzeba umieć przy sobie utrzymać ;)
UsuńNo, ale żeby aż takim uściskiem morderczym! ;)
UsuńCuuuuDnieeee!!!!
OdpowiedzUsuńZawsze wiedziałem że Szwajcarzy umieją o swoją krainę zadbać, ale tu znów pokazali mistrzostwo. Jak znam życie są tam też ścieżki rowerowe pod samą kipiel i adekwatne szlaki kajakowe...
Pozazdrościć!
Jakoś nie zauważyłam, ale to pewnie z braku zainteresowania tego typu formą przemieszczania się. Chociaż co do kajaków, to raczej samobójstwo ten wodospad. Łodzie motorowe ledwo sobie radziły z kipielą.
Usuń