poniedziałek, 10 czerwca 2019

Potęga żywiołu

Wymarzyłam sobie to spotkanie z żywiołem już jakiś czas temu. Nie myślałam tylko, że będzie to tak spektakularny żywioł. Żadna relacja, nawet film, nie jest w stanie oddać wrażenia.
Cóż to za żywioł? Woda! Masy wody przewalającej się w wodospadzie Renu w szwajcarskiej miejscowości Neuhausen am Rhein. Znalazłam informację, że średni przepływ wody w tym miejscu wynosi latem 600 m3 na sekundę. Nie sposób sobie tego wyobrazić.
Pierwsze spotkanie z wodospadem to rzut oka z pociągu (ostatnie zresztą też – w drodze powrotnej). Prezentuje się nieźle.
Ze stacyjki w Neuhausen am Rhein podobno można zjechać do wodospadu windą, ale akurat trwają jakieś prace remontowe na peronie i trzeba zejść tę odrobinę przyjemną uliczką na dół.
Od razu trafiamy na pierwszy punkt widokowy, z którego rozciąga się widok na górną część wodospadu, dwie skały na rzece, o które rozbijają się masy wody i zamki na obu brzegach Renu. Zdjęcia wydają się nieostre, bo w powietrzu unoszą się miliardy kropelek wody. I tak będzie cały czas. Z tym, że raz mniej, raz więcej tych kropelek. 

 wzburzone wody Renu, po lewej stronie zamek Laufen

tu w głębi widok na zameczek Wörth

skały, które wieki całe stawiały opór wodzie wyglądają jak rozcięte nożem  

Pora podjąć decyzję, jak obejść wodospad, żeby zobaczyć go w pełnej krasie. Ja mam przewodniczkę obdarzoną nadzwyczajną intuicją turystyczną i dlatego wybieramy najlepszy z możliwych wariant spaceru.
Odchodzimy od punktu widokowego przyzwoitą ścieżką w lewo kierując się ku mostowi nad Renem. Kolejnym naszym celem będzie zamek Laufen górujący nad wodospadem.

most na Renie (kolejowy, ale z chodnikiem dla pieszych po obu stronach torów)
 
Most dzieli Ren na burzliwy odcinek wodospadu i w miarę spokojny nurt przed nim. Pasażerowie pociągu przejeżdżającego mostem mają niezłe widoki.

 pociąg wyjeżdża jakby prosto z zamkowych lochów

wody Renu widziane z mostu

Wdrapujemy się na skałę, na której rozłożył się zamek, oczywiście otoczony dodatkami turystycznymi w postaci sklepików z pamiątkami, budek z wyżerką itp. Zaglądamy do pobliskiego kościółka, który nie robi specjalnego wrażenia. 

zamek Laufen 

 zamkowa baszta

wieża z bramą na zamkowy dziedziniec

zamkowa fontanna
    
W końcu nabywamy bilet na spacer w kierunku wodospadu reklamowany jako spacer pełen wrażeń. I, powiem wam, nie ma w tej reklamie ani odrobiny przesady. Warto zainwestować w zakup biletu 5 franków (to i tak najtańszy bilet, jaki można dostać w tym kraju). W cenie biletu jest również zwiedzanie zamku, ale nie zauważyłam, żeby ktokolwiek pędził na to zwiedzanie – wszyscy (my też) od razu wyruszają na spotkanie z wodą.
Ścieżka prowadzi dosyć stromo w dół, ma kilka platform widokowych, z których widać wodospad coraz bliżej. Konkurencja wśród oglądających jest silna, bo przyjeżdża tutaj mnóstwo turystów z całego świata. Ale bezkonkurencyjni są Chińczycy, którzy okupują najlepsze miejscówki i produkują setki selfików. 

 na ścieżce

a przy ścieżce ... szał ciał

widok ze ścieżki na wodospad

w słoneczny dzień często nad wodą pojawia się tęcza 

skały w centrum wodospadu (ciekawe, kiedy ta po prawej zostanie całkowicie podmyta) 

Największe wrażenie robią widoki z dwóch platform położonych najniżej. 
Na jedną wychodzi się z niewielkiej jaskini (cud, że nie jest ona zalana wodą) – tu masy wody przelewają się tuż przy nas. Hałas panuje tu niesamowity, szum wody zagłusza myśli.

balkon nad spienioną wodą 
 
Jeszcze straszniej jest na kolejnej platformie, gdzie woda wali się prawie na nasze głowy. Spienione masy białej piany przewalają się z niesamowitą prędkością i siłą, nie zalewają nas, ale moczą drobinkami obłoczków wodnych. Strach się  pochylić, bo może woda człowieka porwie ze sobą i już nigdy nie wypuści.

 najniższa platforma widokowa 

 lawina wody spada bez przerwy

 chwila z żywiołem na żywo 

Koniec ścieżki, ale to jeszcze nie koniec zwiedzania. Część turystów wjeżdża szklaną windą na zamek, a część kieruje się ku przystani statków rzecznych.
Te statki to kolorowe długie łodzie. Każdy kolor oznacza inną trasę. Czerwone przewożą z brzegu na brzeg. Niebieskie podwożą pod wodospad, a żółte dowożą pasażerów do jednej ze skał na rzece, gdzie można się wdrapać i podziwiać wodospad od środka. To ostatnie wrażenie wydaje mi się zbyt ekstremalne, przepływamy więc na drugi brzeg Renu, gdzie z przystani u stóp zameczku Wörth odpływają wszystkie łodzie. 

nasza łódź już nadpływa 
 
Wybieramy rejs niebieską łodzią, która dwukrotnie podpływa pod wodospad prawie na wyciągniecie ręki. Silniki walczą z rwącym nurtem, ale sternik bezpiecznie dostarcza nas najbliżej mas wody, jak to tylko możliwe. Jest ciepły słoneczny dzień, a ja w kurtce przeciwdeszczowej i kapturze, włosy, okulary mokre od wody. Jest świetnie! 
No i wodospad z tej strony znów wygląda inaczej.

odbijamy od przystani 

podpływamy bliżej wodospadu

na razie jest w miarę spokojnie  

kipiel 

Po zakończeniu rejsu pora na jakieś jedzonko. Na to tylko czekają właściciele zameczku, gdzie urządzono restaurację z przeszklonym tarasem widokowym.

 wody Renu już spokojne

Na szczęście jest też przyjemne miejsce piknikowe dla mniej zamożnych turystów.

i ptaszyna też z głodu nie umrze 
 
A po małej przerwie spacer nadbrzeżnym bulwarem i kolejne widoki. 

nadrzeczny bulwar (jeśli zastanawia was ilość flag, wyjaśniam - to flagi szwajcarskich kantonów)  

woda przeciska się i wąskim korytem 
 
Z tej strony wyłania się mniejsza odnoga wodospadu – dosyć spokojna, nie tak szeroka, ale również malownicza. To ona napędzała dawnymi czasy koło wodne, które służyło ludziom od jedenastego wieku aż do roku 1864, kiedy to zainstalowano na jego miejscu turbinę. Jednak w latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku przypomniano dawne koło – teraz można podziwiać jego replikę. 


podsiębierne koło wodne 
 
Jeszcze pożegnalny rzut oka na wodospad i pora ruszać na dalsze zwiedzanie.

 Do zobaczenia!

Zdjęcia – Kasia i ja

10 komentarzy:

  1. Piękne zdjęcia zrobione w bardzo ciekawych miejscach .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Miejsce rzeczywiście niezwykłe.

      Usuń
  2. To trzeba zobaczyć - relacja i filmik - CACUŚ

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A filmik Kasi, ja się zagapiłam i zrobiłam za długi.

      Usuń
  3. Jaki kanibalizm? Obyczaje godowe, tyle że tu akurat dwóch się trafiło :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, na takie wyjaśnienie nie wpadłam. Trzeba teraz zmienić podpis pod zdjęciem.

      Usuń
    2. Dokładnie! Partnerkę trzeba umieć przy sobie utrzymać ;)

      Usuń
    3. No, ale żeby aż takim uściskiem morderczym! ;)

      Usuń
  4. CuuuuDnieeee!!!!
    Zawsze wiedziałem że Szwajcarzy umieją o swoją krainę zadbać, ale tu znów pokazali mistrzostwo. Jak znam życie są tam też ścieżki rowerowe pod samą kipiel i adekwatne szlaki kajakowe...
    Pozazdrościć!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś nie zauważyłam, ale to pewnie z braku zainteresowania tego typu formą przemieszczania się. Chociaż co do kajaków, to raczej samobójstwo ten wodospad. Łodzie motorowe ledwo sobie radziły z kipielą.

      Usuń