czwartek, 25 lipca 2019

Będzie padać czy nie będzie?

Po obejrzeniu prognozy pogody spodziewaliśmy się słabych przelotnych opadów. Takimi się nie przejmujemy, ale wybieramy trasę niedaleko domu. Ta miała być prosta i zwyczajna, ale szykowała nam niespodzianki.

kwiaty w garnku - żeleźniaku 
 
Wysiedliśmy w Parszowie w pobliżu starej, rozpadającej się kuźni. 


Potem maszerowaliśmy uliczką równoległą do rzeki. Tu kolega Ed z sentymentem zagląda do ogródka z uroczymi kamionkowymi rzeźbami. Teraz wspomina, że jakieś czterdzieści lat temu spotkał ich autora, rozmawiał z nim i nawet zrobił serię zdjęć rzeźb. Ech, wspomnień czar…


 ogród z rzeźbami

ich autor - pan Jan Goryca  

A tu się okazuje, że przed płotem owego ogródka stoi mężczyzna, w którym Ed rozpoznaje autora rzeźb. Taka niespodzianka! 

 i znów pan Jan, i tylko płotek inny

Od razu poprosiliśmy o możliwość obejrzenia rzeźb z bliska. Autor zaprasza do oglądania. Rzeźb jest kilka. Jedne stoją w szeregu wzdłuż ściany domu, inne malowniczo rozstawiono w ogrodzie. Tu nawet rabata kwiatowa ma ciekawą cembrowinę. 





Pan Jan pracował w firmie Marywil w Parszowie i tam wykonał swoje rzeźby, zdobią one jego ogródek od lat. Na pewno jeszcze długo postoją. 




Jedna tylko uległa uszkodzeniu przez śnieg zsuwający się z dachu i teraz skromnie stoi w zacisznym miejscu.

na zdjęciach archiwalnych sprawdzicie, gdzie pierwotnie stał żołnierz 
 
Rozemocjonowani spotkaniem zdążamy w kierunku Żarnówki.
I ona też jakaś taka odświętna. Bobry ostatnio mocno się przyłożyły do roboty i rozlewisko bardzo efektowne. W dodatku wycięto chaszcze, które je zasłaniały, to możemy spokojnie podejść bliżej.



rozlewisko Żarnówki

krwawnica pospolita

mydlnica lekarska
 
Z przyzwyczajenia dodam jeszcze foto rzeki z mostku. Stale takie robimy przechodząc tędy, to i teraz musi się pojawić.

 lustro Żarnówki 

W drodze do zalewu mijamy dworek w Mostkach. Przed nim trwa koszenie. Efekt – możemy obejrzeć tutejsze wychodnie skalne zupełnie odsłonięte i bez śmieci.

jedna z wychodni skalnych
 
Potem zalew, który chciałam obejść naokoło, ale koledzy przemówili mi do rozsądku i namówili do przejścia przez dawną zaporę, żeby skrócić trasę, bo pogoda jednak niepewna.
Spoglądamy więc na zalew od północy. 

 Kamień Michniowski na horyzoncie 

grążel żółty w wodzie

Przejście przez zaporę nie należy do przyjemnych. Kamienne przyczółki przepustu zachowały się bardzo dobrze, ale drewniane elementy konstrukcji niszczeją. Przechodzimy po metalowej kładce i z przykrością patrzymy na zniszczone deski i belki.

 tak to wygląda

Wreszcie opuszczamy Mostki i kierujemy się do lasu. Idziemy szlakiem zielonym. Przyjemnie jest – drzewa, czasem grzyb, czasem kamień. Ot, las. 

kamień jak siedzący mamut

podgryziony - został do dalszej konsumpcji dla robaczków 

nasz Włóczykij
 
Postanawiamy zejść ze szlaku, aby zrobić postój na posiłek przy stolikach w kamieniołomie Stokowiec, który członkowie skarżyskiego oddziału PTTK nazywają kamieniołomem Gębury. Zaglądamy tu niezbyt często, ale lubimy to miejsce, gdzie wydaje się, że Natura spogląda na nas „oczami Ziemi”.

nie bardzo wiadomo, czy to efekt nieudanego wybuchu podczas wydobycia, czy działanie wody i mrozu 

Od naszego ostatniego pobytu zaszły tu pewne zmiany – ściany kamieniołomu jakby lepiej widoczne, czystsze. Już podczas naszej zimowej bytności w grudniu 2017 r. (tu link)  zauważyliśmy, że wycięto drzewa zasłaniające wyrobisko, a teraz usunięto gałęzie. 



ściana kamieniołomu

Może by i człowiek podszedł bliżej, żeby to wszystko obejrzeć dokładnie, ale pogoda startuje z kolejną niespodzianką. 
W kamieniołomie zaczyna mżyć. Szybko przełykamy kanapki i wyruszamy na szlak w nadziei, że zaraz opady miną, przelotne wszak miały być.
Nie były.


w końcu się rozpadało na dobre
 
Po wyjściu z lasu w Stokowcu trafiliśmy w ulewę. Jedyną naszą nadzieją była stacyjka Suchedniów Północny, gdzie się schowaliśmy pod zadaszeniem. Do pełni szczęścia brakowało tylko pociągu w stronę domu. I, wyobraźcie sobie, pociąg po kilkunastu minutach przyjechał.
Trasę mieliśmy znów imponująco długą – 8,5 kilometra. Ale za to, jaka bogata była!

Zdjęcia – Edek, Janek i ja

2 komentarze:

  1. Takie spotkania to niesamowite historie. Po tylu latach...

    A i cała wędrówka raczej z kategorii tych jeszcze bardziej ciekawych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, spotkanie po tylu latach - kapitalne. I całkowicie przypadkowe.
      Czasem człowiekowi się poszczęści.

      Usuń