środa, 3 września 2014

Kilka pikantnych szczegółów, a poza tym – nic nie widać



Taką to, proszę państwa, mieliśmy wycieczkę we środę. W dodatku ja się uparłam, że nie będziemy moczyć nóg w wysokiej mokrej trawie, a Andrzej od samego rana odmieniał przez przypadki Bęczków – a czy daleko do Bęczkowa, a gdzie ten Bęczków, a czy będziemy w Bęczkowie. I wykrakał…
Stach zarządził wyjazd do Krajna Zagórze, gdzie wysiedliśmy na tak zwanej pętli, czyli tam, gdzie bus zawraca, bo dalej drogi nie ma. Jest tylko ścieżka, a raczej dwie – jedna przez trawy prosto na Wymyśloną, druga na zachód – omija Wymyśloną, ale jest sucha. Wybraliśmy więc tę drugą, to znaczy ja poszłam w zaparte i panowie byli bezsilni. Poza tym, mgła była taka gęsta, że Wymyślonej nie było widać. 

w pajęczej sieci

No i tak sobie szliśmy w nadziei, że natrafimy na czerwony szlak  i podejdziemy na Radostową. Może by się to udało, gdyby ten szlak był dobrze znakowany, albo, gdyby było widać Radostową. Nic z tych rzeczy – a mimo to szczęście nam sprzyjało, a raczej Stach miał proroczą wizję. Tym razem on się uparł na jedną ścieżkę, która szczęśliwie okazała się i sucha i w dodatku znakowana jako ścieżka dydaktyczna, która doprowadziła nas do wyśnionego Bęczkowa! No, kto by pomyślał?! A z Bęczkowa to już prosto na Radostową. Nie, żeby ją było nagle widać, ale to podejście znamy jak własną kieszeń i się wdrapaliśmy.

kapliczka w Bęczkowie 

szczyt Radostowej
  
Na szczycie postój, a tam ja dokonałam odkrycia. Otóż natrafiłam na cuchnący okaz. Panowie potem wypatrzyli więcej takich przystojniaków w różnym wieku, ale jednakowo śmierdzących. Ogólnie rzecz biorąc, na Radostowej mocno zalatywało padliną. A teraz zobaczcie obiecywane pikantne szczegóły trasy.

oto on w całej okazałości - sromotnik bezwstydny 

tu młody okaz

a to urocze bliźniaki, na dole widać pozostałości  "jaja", z którego wyrosły  

no i skapcaniały starzec  

Z Radostowej zeszliśmy ostrożnie, bo ślisko, a potem wdrapaliśmy się na Dąbrówkę. Stach rwał jak maszyna, Andrzej mi uprzejmie towarzyszył i mieliśmy 2 minuty opóźnienia, bo jakoby za dużo gadaliśmy przy podchodzeniu. Niech i tak będzie. 

kącik edukacyjny nad Lubrzanką

podejście na Dąbrówkę
 
Do Diabelskiego Kamienia doszliśmy w planowanym czasie, bo gnała nas nadzieja na jedzenie. Bardzo się zawiedliśmy, bo przy Kamieniu wiało jak w Kieleckiem i musieliśmy zejść niżej, żeby znaleźć zaciszne miejsce na postój. 

jedna ze skał Diabelskiego Kamienia 
  
Dalej Klonówka z platformą widokową bez widoków, choć mgła nieco zelżała. Niżej Masłów – no, tu przynajmniej kościół było widać i coś jakby słońce wyjrzało, kiedy podchodziliśmy na Domaniówkę. Tym razem obeszło się bez dyskusji, którą drogę wybrać, bo ten odcinek szlaku jest bardzo dobrze znakowany i spokojnie doszliśmy do Dąbrowy. 

prawie widok z platformy na Klonówce 

kościół w Masłowie

podejście na Domaniówkę - tę górę przynajmniej było widać
   
Muszę jeszcze odnotować indywidualny udział Stasia w wyprawie. Zajął się on szukaniem grzybów i nawet sporo nazbierał. W gruncie rzeczy miał rację, bo dziś oprócz grzybów niewiele było widać. Ale i tak wycieczka udała się nam nadzwyczajnie. Czego sobie i wam na przyszłość życzymy.

uznaliśmy, że to czubajka kania, ale na wszelki wypadek się jej nie zbierało 

prawdziwki

 gałęziak wysmukły - tym się Stach nie interesował
 
Tym razem tylko ja miałam aparat fotograficzny, więc zdjęciny mojego wyrobu.   

A inny opis tej trasy tu i tu. Może zajrzycie?

2 komentarze:

  1. Koledzy wyglądają jakby czytali Manifest PKWN ?
    Podobno tamci "czytający" byli analfabetami. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasi są w szoku, ile się namnożyło ścieżek dydaktycznych wokół Radostowej.
      Poza tym niezmiennie nas zdumiewa, dlaczego niektórzy niszczą drogowskazy i tablice informacyjne. Że niby co, w główkę się uderzył drogowskazem i za karę go oderwał?

      Usuń