środa, 20 maja 2015

Udana nieudana wycieczka

Dlaczego taka?
Nieudana, bo nie udało nam się zrealizować założonego planu  w całości. Ale mimo wszystko się odbyła, sprawiła nam sporo radości, zażyliśmy ruchu na świeżym powietrzu, wiec może jednak udana?
A taka była organizowana na szybko, bo telewizor codziennie straszył, że w niedzielę załamanie pogody. To się nic nie planowało. I nagle w sobotę wieczorem ten sam telewizor powiedział, że na niedzielę „opady nie są spodziewane”, no to się formalnie załamałam. Jak to tak człowieka nagle postawić w sytuacji braku planu i zapowiedzi ładnej pogody?
Kiedy już pierwszy szok minął, coś się wymyśliło. Mieliśmy pójść czarnym szlakiem z Ubyszowa do niebieskiego i do Majdowa. I tu się Edwardowi przypomniało, że za Ubyszowem jest źródło Bernatki, to może zajrzymy. No może…

Tu jeszcze byliśmy pełni optymizmu, ale wkrótce ...

O, się naszukaliśmy tego źródła! Ze dwadzieścia minut się plątaliśmy po lesie, nawet nastąpił podział na grupy, żeby było łatwiej znaleźć wzmiankowany obiekt.   
I udało nam się znaleźć asfaltową szosę, z której zeszliśmy, żeby zacząć poszukiwania! Uważam, że to wielki sukces, bo mogliśmy tak się błąkać z pół dnia po tym lesie, a niektórym już buty przemiękły. 

Zamiast szukać źródła postanowiłam zapolować na mięczaki - ten to chyba pomrów. 

Jak już wyszliśmy na ten asfalt, to się okazało, że jesteśmy bliżej Majdowa niż czarnego szlaku, więc zarzuciliśmy wstępne plany i się pomaszerowało do wsi, a potem w kierunku Łazów. 
W Łazach wspólnymi siłami wyznaczyliśmy trasę dotarcia do tak zwanej „drogi doktorskiej”, którą lekko, łatwo i przyjemnie dociera się do Pogorzałego. Ostatnio szliśmy tą drogą zimą ubiegłego roku (można tu przeczytać). Tym razem było na niej tak spokojnie, że nawet sobie mały postój na jedzonko urządziliśmy. 

Ten oślizgły typ próbował zżerać kwiat gajowca.  

Tu rósł niegdyś dorodny modrzew, a teraz tylko tabliczka po nim została, ale młode pokolenie już wyrasta. 

Wydaje mi się, że właśnie to drzewo pokazywałam w zimowym wpisie, więc teraz wersja wiosenna. 
 
Niestety, z Pogorzałego jest już bardzo blisko do domu i chcąc, nie chcąc trzeba było kończyć wyprawę. Trochę niedosytu pozostało, bo trasa króciutka nam wyszła – ot, prawie 14 kilometrów. Lepsze to niż nic. 

różne odcienie zieleni 

 przydrożny żywokost

Co tam niezapominajka ma w środku? 

A pogoda okazała się bardzo przyjemna, choć wietrzna.

Zdjęcia – ja

2 komentarze:

  1. Z planowaniem różnie bywa... ważne że są różne skuteczne pomysły - jakoś nie pamiętam aby ktoś ,kiedyś nie dotarł z trasy do domu ? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację - do domu zawsze się wraca. Raz to nawet nie wyruszyliśmy na trasę, bo tak lało, że wysiedliśmy z autobusu na ostatnim przystanku, poczekali aż zrobi pętle i wsiedli, żeby spokojnie pojechać do domu.

      Usuń