poniedziałek, 22 czerwca 2015

Pierwszy dzień lata w Puszczy Kozienickiej

Kolejny raz wybraliśmy się do puszczy. Tym razem wędrowaliśmy z Pionek do Pionek, co dało 20,8 kilometra. Naszym celem znów był rezerwat Źródło Królewskie, ale poza tym wszystkie fragmenty trasy były dla nas nowe.
Maszerowaliśmy do źródła czarnym szlakiem rowerowym – i znów bardzo ładna leśna droga. To już się robi podejrzane – dlaczego te wszystkie drogi takie tam porządne? 

idziemy szlakiem rowerowym, ale te ślady kół to chyba raczej nie rower zostawił 

Przy tej natknęliśmy się na drogowskaz kierujący do miejsca pamięci. Dobry pomysł z takimi drogowskazami, ale z wadą – na tabliczce brak informacji, jak daleko jest do takiego miejsca. Zwykle jest niedaleko, ale precyzja dużo by ułatwiła. Tu napotkaliśmy miejsce zbrodni dokonanej przed laty na leśniku przewożącym gotówkę z Radomia do Aleksandrówki. Podobno miejsce zamordowania okradzionej ofiary pokryło się krwią i było nazywane „Czerwona figura”. 

"Czerwona figura" - miejsce śmierci leśnika 

pomnikowy świerk przy szlaku 
 
Maszerowaliśmy dalej lasem, aż dotarliśmy do rezerwatu Brzeźniczka. Urocze to miejsce znajduje się u ujścia rzeki Brzeźniczki do Zagożdzonki oraz na obu brzegach tej drugiej rzeki. Zachwyciliśmy się stawem utworzonym na rzece w rezerwacie, ale i drzewostan też niczego sobie. Właściwie przechodziliśmy przez ten rezerwat dwukrotnie – raz czarnym szlakiem rowerowym, drugi raz wracając do Pionek czerwoną ścieżką dydaktyczną „Dąbrowa nad Zagożdżonką”. Oba warianty godne polecenia.


zbiornik wodny w rezerwacie Brzeźniczka 



drzewa w rezerwacie

 biegacz fioletowy spotkany gdzieś na ścieżce 

Na ścieżce dydaktycznej napotkaliśmy kolejne miejsce pamięci. To upamiętnia czasy, kiedy to w bunkrach w tej okolicy kwaterowali żołnierze BCH, AK i WiN (lata 1944 – 46). Na szczęście nie mieliśmy czasu szukać rzeczonych bunkrów, bo wydaje mi się, że wcale już ich tu nie ma. Dużo już czasu minęło przecież.

pomnik przy ścieżce dydaktycznej
 
No, ale ominęłam najważniejszy punkt wyprawy – rezerwat, w którym byliśmy 2 tygodnie temu. Miałam wrażenie, że to miejsce wygląda inaczej niż wtedy – wody zdecydowanie ubyło, za to przybyło traw – wybujały nad wyraz. 

miejsce biwakowe przed rezerwatem

jeden z pomostów w rezerwacie

las w rezerwacie



nurt Zagożdzonki 

trawy w natarciu

wieża obserwacyjna
 
Tym razem przeszliśmy przez rezerwat inną trasą i udało nam się dotrzeć do źródła obudowanego i osłoniętego zadaszeniem przy pomoście. Mamy jeszcze inne źródła do odwiedzenia – to materiał na kolejną wycieczkę innym razem. I pewnie okolica będzie się prezentować znów inaczej. To prawdziwa zaleta takich zakątków.

ścieżka w rezerwacie

daszek nad źródłem

woda na drogę

A nasza letnia wędrówka bardzo się przyjemnie rozwijała – ciepło było, las cienisty. Z lasu wyszliśmy na polną drogę wsi Januszno i przy niej napotkaliśmy malowniczy staw.

staw w Janusznie  

kozibród wielki

Aż tu jak nie zacznie nagle padać! Nie powiem, żeby nas to zaskoczyło, bo prognoza pogody przewidywała przelotne opady, byliśmy więc przygotowani. Ale zepsuł nam ten deszczyk przejście zielonym szlakiem pieszym. Przy tym szlaku odeszliśmy do kolejnego miejsca pamięci – tym razem to krzyż i tablica upamiętniające ofiary epidemii cholery z roku 1879. 

symboliczne wspomnienie ofiar epidemii cholery z XIX wieku
 
Dziwnie tylko niemiło zrobiło się w pobliżu tego krzyża – skądś dolatywał nas zapach spalenizny – dymu nie było widać, ognia też nie, a swąd czuć. Po cichu się zastanawiałam, czy by nie zawiadomić straży pożarnej. Ale o czym? Przecież zapach dymu to jeszcze nic strasznego. Ale …
No i w końcu sprawa się wyjaśniła – przy drodze zobaczyliśmy retorty do wypału węgla drzewnego. O, tu by się zaszalało z aparatem, ale deszcz lał dosyć intensywnie. Szkoda. Tyle, że przynajmniej wiemy, gdzie te retorty się znajdują, mamy możliwość powrotu.

retorty do wypału węgla drzewnego
 
A ostatni odcinek trasy okazał się nieco trudny, bo szliśmy wśród wysokich traw – o, podczas deszczu to mocne wyzwanie. Spodnie mieliśmy mokre, ale deszcz szybko się skończył. Słońce i wiatr wysuszyły nam przyodziewek. I do domu dotarliśmy w dobrym stanie.



Zdjęcia – Edek 

6 komentarzy:

  1. Ciekawa kraina... ścieżki zadbane z zapleczem - fajna sprawa.
    Cieszy mnie udział Andrzeja... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I samochodem od biedy można dojechać.

      Usuń
    2. Zaskoczyło mnie pozyskiwanie węgla drzewnego... kojarzyłem raczej z Bieszczadami a tu proszę.

      Usuń
    3. Mnie nie zaskoczyło, bo miałam przewodnik po tych terenach. W przeciwnym wypadku też bym była zdumiona. Wyślę Ci ten przewodnik poczta internetową.

      Usuń
  2. Dla mnie super! Ach te lasy... Ten post przypomnial mi jak telefonowalam do Ciebie po wskazowki jak dotrzec do sladow dinozaurow kolo Staporkowa! Zaraz po telefonie w koncu natrafilismy na znak. Czuje, ze kiedys wspolnie gdzies znowu powedrujemy!:-) Moze po Anglii?:-) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie trzeba wspólnie się gdzieś wybrać, choć w tym roku mam na razie wystarczającą ilość zagranicznych wędrówek.

      Usuń