To
hasło ostatniej wycieczki. Powód? Proszę bardzo – na zdjęciu.
Na
trasie napotkaliśmy całe łany dojrzałych poziomek, nie sposób było im się
oprzeć. Żeby jednak ruszyć z miejsca, trzeba było się jakoś zmobilizować. Stąd
to hasło. Dobrze, że nie zawsze działało, bo pyszne te poziomki były.
Było
jednak wiele powodów, żeby iść, bo naprawdę mieliśmy co oglądać. Tak więc, po
kolei.
Wyruszyliśmy
z Sobkowa, ale nie z okolic fortalicji, lecz pojechaliśmy aż do kościoła i od
niego zaczęliśmy zwiedzanie. I zaraz natrafiamy na rzecz niecodzienną – kościół
pod wezwaniem św. Stanisława został zbudowany w XVI wieku jako zbór ariański i
dopiero po kilku latach syn fundatora – Stanisław Sobek przekazał świątynię
katolikom. Wyposażenie kościoła zawiera sporo cennych obiektów, ale cóż,
wejście zamknięte.
kościół w Sobkowie
dzwonnica
kapliczka słupowa przy kościele
Odwiedzamy
także cmentarz parafialny, a tu kilka starych nagrobków. Szczególnie zwraca
uwagę symboliczna mogiła lotnika Dywizjonu Bombowego 300, sierżanta Mieczysława
Słomy, który zginął zestrzelony nad Hamburgiem w roku 1941.
jedna z figurek przy cmentarnej bramie
wiekowy nagrobek
symboliczna mogiła lotnika
Niedaleko
cmentarza parafialnego znajduje się zapomniany i opuszczony kirkut. Znalazłam w
Internecie tekst pana K. Bielawskiego, który opisuje historię tego miejsca i stwierdza, że macewy znajdują się tu na miejscach właściwego pochówku,
czyli mimo zniszczeń z czasów wojny nie były nigdzie przenoszone. Podobno jest
tu kilka macew z XVIII wieku.
macewy na cmentarzu żydowskim w Sobkowie
Po
zakończeniu zwiedzania ruszamy w plener. Na początek rezerwat „Wzgórza
Sobkowskie”, a w nim dorodne modrzewie, murawy kserotermiczne i niewielkie
oczko wodne, które stopniowo zarasta roślinnością wodną. Wydaje mi się, że to,
co tam pływa pod powierzchnią to rogatek sztywny, ale ręki bym sobie za to uciąć
nie dała.
modrzewie w rezerwacie Wzgórza Sobkowskie
przelot pospolity w rezerwacie
Po
wyjściu z rezerwatu maszerujemy trochę lasem i znajdujemy się przed dziwnym
wzniesieniem – to ściana kamieniołomu Wierzbica, ten wygląda na czynny i
nieczynny jednocześnie. Dlaczego? Ściany sprawiają wrażenie właśnie
eksploatowanych, ale maszyn żadnych tu nie uświadczysz.
kamieniołom Wierzbica
Po
przejściu kolejnych leśnych ścieżek znajdujemy drugie wyrobisko kamieniołomu – to
jest bez wątpienia wycofane z eksploatacji, mocno już zarasta drzewami. Ale też
przyjemne dla oka.
nieeksploatowane wyrobisko kamieniołomu Wierzbica
Potem
przedzieramy się trochę przez las i wychodzimy na pola. Ileż tu przestrzeni!
Zboża dojrzewają, ptactwo podśpiewuje, kwiecie rozsiewa zapachy – prawdziwe
lato wśród pól.
szałwia łąkowa
pola Sokołowa Górnego - w tle zamek chęciński
pola Sokołowa Górnego z widokiem na zachód
ostrożeń łąkowy
nasza grupka na trasie
Ale
z lewej strony wylania się kolejny kamieniołom. I żeby to ostatni tego dnia,
nie – zaledwie trzeci. Jeszcze bardziej zarośnięty niż poprzednie. (Ale
właściwie to raczej czwarty, bo w lesie schodziliśmy z czegoś, co sprawiało wrażenie
ściany dawno, dawno zarośniętego kamieniołomu).
nieczynny kamieniołom na południe od Wolicy
Dalej
to już wreszcie wieś – Siedlce, a w niej ciekawy budynek szkolny. To był
niegdyś niebrzydki dwór, zbudowano go na początku ubiegłego wieku, jest
otoczony ładnym parkiem ogrodzonym starym kamiennym murem. I szokująca
ciekawostka – ostatnim właścicielem majątku był Jan Kochanowski (!). Bez nerwów – nie
poeta, ale i tak brzmi przyjemnie. Prawda?
dawny dwór Kochanowskich w Siedlcach - obecnie szkoła podstawowa
Kiedy
tak sobie fotografujemy i wypytujemy przechodniów o szkołę i ciekawostki w
okolicy, dostajemy „cynk” od jednej pani – trzeba się wybrać „na naszą
Kadzielnię – takie tu mamy ładne jeziorko”. Cóż było robić? Nie wypada zacnej
niewieście robić przykrości – wybraliśmy się idąc zgodnie ze wskazówkami. I tak
trafiliśmy do rezerwatu „Wolica”, w którym już ze dwa razy byliśmy. To
oczywiście teren po dawnym kamieniołomie, ma śliczne jeziorko w centrum, są też
wychodnie skalne (podobno wapień muszlowy).
rezerwat Wolica widziany z góry
ten sam rezerwat widziany z poziomu wody
Ten
rezerwat nieoczekiwanie okazał się ostatnim punktem programu wycieczki, bo na
naszej drodze pojawił się przystanek w Wolicy i bus do Kielc. Jakoś to
połączenie zadziałało kusząco i postanowiliśmy zupełnie spontanicznie wrócić do
domu. Trasa okazała się krótka (14 kilometrów), ale nie narzekamy – wrażeń
przyniosła sporo. Czyż nie?
Zdjęcia – Edek i ja
Wycieczka naszpikowana obiektami i niesamowitą przyrodą... zdjęcia przednie.
OdpowiedzUsuńNo właśnie - kilometrów niewiele, ale wrażeń cały worek. Czasem tak się człowiekowi poszczęści. A bywa, że zapychasz trzydzieści kilometrów i nic ciekawego. Zależy od okolicy. No i pogody.
UsuńKamieniołomy robią wrażenie. Przyroda o tej porze roku , jest piękna . Cudowne zdjęcia
OdpowiedzUsuńNajbardziej lubię pola na początku lata - jeszcze są zboża, dużo kwiatów. I te zapachy!
UsuńTrzeba będzie koniecznie wygenerowač kilka godzin i przepatrzeć te archiwalne wpisy!
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem. Bardzo ciekawie napisane.
OdpowiedzUsuń