Tak
– przez trudy odbywała się nasza niedzielna wędrówka. Na początku uprzejmie
donoszę, że szef zaniżył planowaną długość trasy – faktycznie było jak w
zapowiedzi około 20 kilometrów, ale z
hakiem wyszło, czyli 23,4. Ale niech mu tam będzie. Większość tych kilometrów
była całkiem w porządku, ba – nawet ładna.
Najpierw
zrobiliśmy małą pętelkę w okolicy Chmielowa, żeby spenetrować tamtejsze wąwozy
– sztuk jeden. Fakt – wąwóz jest, można nim przejść , a nawet przejechać autem,
bo asfalt ściele się tam na całej
długości.
figura Jana Nepomucena w Chmielowie
droga do Świrny, czyli wąwóz nr 1
ściana tego wąwozu
Ale
za to pola okoliczne bardo ładnie wyglądają. A jak pachną! Głównie rzepakiem.
Ale miła woń kwiatów polnych też się czasem przebija, bo zapach rzepaku, to
taki raczej średni, choć nie tak intensywny jak wiosną.
droga do Świrny tym razem wśród pól
polne maki
Po
powrocie do Chmielowa wędrujemy do wąwozu o nazwie Biała Droga. Ten się nie
zmienił – droga w nim bez asfaltu, ściany białe. Wszystko wygląda autentycznie
wąwozowo, że się tak wyrażę. Niestety, okolica z wolna zarasta drzewami.
Brama Skalna - wejście do Wąwozu Biała Droga
ściana wąwozu tuż przy Bramie Skalnej
Jeśli wziąć pod uwagę czas rozkładania się plastiku, to jest szansa, że ten strach przetrwa dłużej niż setki lat.
Po
wyjściu z wąwozu trochę zaglądamy tu i tam, ale nic nas nie zachęca do
dalszych badań, więc maszerujemy na południe do przyzwoitej polnej drogi, którą
teraz prowadzi żółty szlak rowerowy, a jak by tego było mało, asfalt też się
tam zaczyna panoszyć. Ale okolica bardzo ładna, szczególnie podobają nam się
pola groszku zielonego.
polna droga
w dali pole z uprawą groszku
Dalej
wieś Bukowie (tu udzielamy wywiadu tubylcom – nie są zadowoleni, bo nie
dowiedzieli się, skąd jesteśmy), za nią wkraczamy na teren trudny i
niewdzięczny. Po zejściu z szosy przedzieramy się przez las, potem zarośla
pokrzyw (numer pierwszy, ale nie ostatni, o nie) i ugorek. Na końcu trafiamy do parku wokół dworu w Chocimowie. Ale jak wyglądamy?! Gdyby dwór był nadal
własnością rodziny Ośniałowskich, to by nas pewnie psami poszczuli, tacy
jesteśmy brudni. Nic, tylko te kwitnące pokrzywy tak nas ustroiły.
Trochę
się otrzepaliśmy z najgorszego brudu na spodniach i zwiedzamy. Dwór z roku 1868
otoczony ładnym parkiem z ciekawie zasadzonymi szpalerami drzew. Część parku służy
za boisko, a kibice i zjeść tu lubią, ale już dotransportowanie plastikowych
sztućców i tacek ubabranych keczupem do kosza na śmieci przekracza ich skromne
możliwości. No to wala się to dobro po okolicy.
park dworski w Chocimowie
figurka z roku 1890
dziuple w klonie
Sam
dwór jeszcze się trzyma, ale już woła „Ratunku!”. Zadaje się, że działa w nim Izba
Pamięci im. Mariana Ośniałowskeigo, ale nie ma informacji, w jakich dniach i
godzinach ta działalność jest prowadzona. A turystów trochę się zebrało, bo i
spora grupa rowerzystów zajrzała do Chocimowa. Można by obejrzeć, dowiedzieć
się czegoś o życiu i twórczości tego zapomnianego poety – kuzyna Gombrowicza, który
zmarł w Paryżu w roku 1966. Znalazłam stronę internetową stowarzyszenia, które
zorganizowało tę izbę, (tu link) i jasno z niej wynika, że po otwarciu izby stowarzyszenie jakby zapadło się pod ziemię, bo brak informacji o późniejszych działaniach.
Gdyby jednak ktoś miał ochotę dowiedzieć się czegoś o życiu poety, polecam
stronę z jego biografią (tu link).
dwór w Chocimowie
tablica upamiętniająca Mariana Ośniałowskiego
Po
zwiedzeniu Chocimowa zamierzamy zajrzeć do pobliskiego kamieniołomu. Niestety
nie udało się nam tego dokonać. Ale zdobywamy Bukowską Górę o wysokości 277
metrów. Każdy metr tej góry okupiliśmy wysiłkiem i poświeceniem równym
zdobywaniu szczytów niebotycznych. Podejście zaczyna się od pokonania niewielkiego
strumyka, który stopniowo przechodzi w cuchnącą brązowa breję o podmokłych albo
mocno zarośniętych brzegach. Wyższe partie to już same zarośla. Ale nie jakieś
tam pospolite drzewka, o nie. Gleba tu żyzna nad wyraz i wyhodowała dorodne
pokrzywy, tarniny i inne kłujące paskudy. Nie wiem, jakim cudem udało nam się stamtąd
wydostać, ale wyszliśmy!
przeszkody na trasie
mały strumyk zamiast ścieżki
"droga" przez wybujałe pokrzywy
W
nagrodę dotarliśmy do kolejnych rozległych pól malowanych rzepakiem, pszenicą, makami
i chabrami, a potem do bardzo długiego i ładnego wąwozu.
widok z Bukowskiej Góry na Pasmo Łysogórskie
spokojny spacer polną drogą w kierunku Kunowa
wejście do wąwozu Parzyński Dół
droga w wąwozie
Idąc ładnymi drogami odpoczęliśmy sobie po
trudach wspinaczki i mogliśmy podziwiać rynek w Kunowie, a potem spacerkiem
przejść do tamtejszej stacji.
figura Matki Boskiej na kunowskim rynku
pomnik upamiętniający bohaterów manifestacji patriotycznej z 1861 roku
jeden z przydrożnych krzyży
osiemnastowieczna figura Jana Nepomucena (oczywiście w Kunowie)
Zdjęcia – Edek i ja
Dzięki za odświeżenie... jakbym tam był :)
OdpowiedzUsuńŻałuj, że nie byleś - przeżycia niezapomniane. Długo jeszcze będziemy tę przeprawę wspominać. Z "atrakcji" zabrakło jedynie komarów. Tu mieliśmy dużo szczęścia.
UsuńDlaczego Janek miał trudniejszą drogę... przecież to dobry chłopak. :)
UsuńOn miał najłatwiejszą, bo szedł ostatni. To teraz sobie wyobraź drogę pierwszego!
Usuń