poniedziałek, 29 czerwca 2015

Przez trudy do Kunowa

Tak – przez trudy odbywała się nasza niedzielna wędrówka. Na początku uprzejmie donoszę, że szef zaniżył planowaną długość trasy – faktycznie było jak w zapowiedzi  około 20 kilometrów, ale z hakiem wyszło, czyli 23,4. Ale niech mu tam będzie. Większość tych kilometrów była całkiem w porządku, ba – nawet ładna.
Najpierw zrobiliśmy małą pętelkę w okolicy Chmielowa, żeby spenetrować tamtejsze wąwozy – sztuk jeden. Fakt – wąwóz jest, można nim przejść , a nawet przejechać autem, bo asfalt ściele  się tam na całej długości. 

figura Jana Nepomucena w Chmielowie

 droga do Świrny, czyli wąwóz nr 1

ściana tego wąwozu
 
Ale za to pola okoliczne bardo ładnie wyglądają. A jak pachną! Głównie rzepakiem. Ale miła woń kwiatów polnych też się czasem przebija, bo zapach rzepaku, to taki raczej średni, choć nie tak intensywny jak wiosną.

droga do Świrny tym razem wśród pól

polne maki 
 
Po powrocie do Chmielowa wędrujemy do wąwozu o nazwie Biała Droga. Ten się nie zmienił – droga w nim bez asfaltu, ściany białe. Wszystko wygląda autentycznie wąwozowo, że się tak wyrażę. Niestety, okolica z wolna zarasta drzewami.

Brama Skalna - wejście do Wąwozu Biała Droga

 ściana wąwozu tuż przy Bramie Skalnej 

Jeśli wziąć pod uwagę czas rozkładania się plastiku, to jest szansa, że ten strach przetrwa dłużej niż setki lat. 
 
Po wyjściu z wąwozu trochę zaglądamy tu i tam, ale nic nas nie zachęca do dalszych badań, więc maszerujemy na południe do przyzwoitej polnej drogi, którą teraz prowadzi żółty szlak rowerowy, a jak by tego było mało, asfalt też się tam zaczyna panoszyć. Ale okolica bardzo ładna, szczególnie podobają nam się pola groszku zielonego. 


polna droga 

 w dali pole z uprawą groszku
 
Dalej wieś Bukowie (tu udzielamy wywiadu tubylcom – nie są zadowoleni, bo nie dowiedzieli się, skąd jesteśmy), za nią wkraczamy na teren trudny i niewdzięczny. Po zejściu z szosy przedzieramy się przez las, potem zarośla pokrzyw (numer pierwszy, ale nie ostatni, o nie) i ugorek. Na końcu trafiamy do parku wokół dworu w Chocimowie. Ale jak wyglądamy?! Gdyby dwór był nadal własnością rodziny Ośniałowskich, to by nas pewnie psami poszczuli, tacy jesteśmy brudni. Nic, tylko te kwitnące pokrzywy tak nas ustroiły.
Trochę się otrzepaliśmy z najgorszego brudu na spodniach i zwiedzamy. Dwór z roku 1868 otoczony ładnym parkiem z ciekawie zasadzonymi szpalerami drzew. Część parku służy za boisko, a kibice i zjeść tu lubią, ale już dotransportowanie plastikowych sztućców i tacek ubabranych keczupem do kosza na śmieci przekracza ich skromne możliwości. No to wala się to dobro po okolicy.

park dworski w Chocimowie

figurka z roku 1890

dziuple w klonie

przedziwny pień okazałej lipy

Sam dwór jeszcze się trzyma, ale już woła „Ratunku!”. Zadaje się, że działa w nim Izba Pamięci im. Mariana Ośniałowskeigo, ale nie ma informacji, w jakich dniach i godzinach ta działalność jest prowadzona. A turystów trochę się zebrało, bo i spora grupa rowerzystów zajrzała do Chocimowa. Można by obejrzeć, dowiedzieć się czegoś o życiu i twórczości tego zapomnianego poety – kuzyna Gombrowicza, który zmarł w Paryżu w roku 1966. Znalazłam stronę internetową stowarzyszenia, które zorganizowało tę izbę, (tu link) i jasno z niej wynika, że po otwarciu izby stowarzyszenie jakby zapadło się pod ziemię, bo brak informacji o późniejszych działaniach. Gdyby jednak ktoś miał ochotę dowiedzieć się czegoś o życiu poety, polecam stronę z jego biografią (tu link).


dwór w Chocimowie 

tablica upamiętniająca Mariana Ośniałowskiego  
 
Po zwiedzeniu Chocimowa zamierzamy zajrzeć do pobliskiego kamieniołomu. Niestety nie udało się nam tego dokonać. Ale zdobywamy Bukowską Górę o wysokości 277 metrów. Każdy metr tej góry okupiliśmy wysiłkiem i poświeceniem równym zdobywaniu szczytów niebotycznych. Podejście zaczyna się od pokonania niewielkiego strumyka, który stopniowo przechodzi w cuchnącą brązowa breję o podmokłych albo mocno zarośniętych brzegach. Wyższe partie to już same zarośla. Ale nie jakieś tam pospolite drzewka, o nie. Gleba tu żyzna nad wyraz i wyhodowała dorodne pokrzywy, tarniny i inne kłujące paskudy.  Nie wiem, jakim cudem udało nam się stamtąd wydostać, ale wyszliśmy!

przeszkody na trasie

mały strumyk zamiast ścieżki

"droga" przez wybujałe pokrzywy

W nagrodę dotarliśmy do kolejnych rozległych pól malowanych rzepakiem, pszenicą, makami i chabrami, a potem do bardzo długiego i ładnego wąwozu. 

widok z Bukowskiej Góry na Pasmo Łysogórskie 

spokojny spacer polną drogą w kierunku Kunowa  

wejście do wąwozu Parzyński Dół

droga w wąwozie

Idąc ładnymi drogami odpoczęliśmy sobie po trudach wspinaczki i mogliśmy podziwiać rynek w Kunowie, a potem spacerkiem przejść do tamtejszej stacji. 

figura Matki Boskiej na kunowskim rynku 

pomnik upamiętniający bohaterów manifestacji patriotycznej z 1861 roku

jeden z przydrożnych krzyży  

osiemnastowieczna figura Jana Nepomucena (oczywiście w Kunowie)
 
Zdjęcia – Edek i ja

4 komentarze:

  1. Dzięki za odświeżenie... jakbym tam był :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żałuj, że nie byleś - przeżycia niezapomniane. Długo jeszcze będziemy tę przeprawę wspominać. Z "atrakcji" zabrakło jedynie komarów. Tu mieliśmy dużo szczęścia.

      Usuń
    2. Dlaczego Janek miał trudniejszą drogę... przecież to dobry chłopak. :)

      Usuń
    3. On miał najłatwiejszą, bo szedł ostatni. To teraz sobie wyobraź drogę pierwszego!

      Usuń