piątek, 19 czerwca 2015

Thalwil – miasto nad jeziorem

W tym mieście spędziłam kilka czerwcowych dni. Miałam tam wikt i opierunek. No i towarzystwo. I stamtąd bez problemów mogłam się dostać do innych, bardziej znanych miejsc w okolicy (na razie ich nie wymienię, żeby nie od razu zdradzać rozwiązanie zagadki, w jakim kraju i nad jakim jeziorem leży Thalwil).

domowy obiadek na trasę

Od dawna marzyłam o wyjeździe do tego kraju, bo jest piękny i ludzie mówią tam w znanym mi języku. No i tu się mocno zawiodłam – kraj piękny – bez dwóch zdań, ale język! Kompletnie mi obcy. Można było w mojej obecności omawiać plan napadu na jeden z banków i tak bym nie zeznawała charakterze świadka na policji, bo ani słowa nie zrozumiałam.
Ale kiedy się zwróciłam z pytaniem o cokolwiek, zaraz rozmówcy przechodzili na znany mi język i, o dziwo, mogliśmy się bez trudu porozumieć. A ludność tu uprzejma nad wyraz, drogę objaśni, ba, nawet pokaże. Na ulicy obcemu się ukłoni albo przynajmniej uśmiechnie.
Co do ulic – to w Thalwil ludzie mają albo pod górkę, albo z górki, bo miasto leży na zboczach pasma górskiego Zimmerberg. Odbywając mały niedzielny spacer zdobyłam jeden ze szczytów – Etzliberg (taki skromny – 531 m n.p.m.), z którego ma się widok na miasto i okolice. 

hotel i restauracja Etzliberg 

 widok na miasto z okolicy hotelu

A powyżej rozciąga się las, łąki, są place zabaw. I pewnie następny wyższy szczyt.


drewniany "zwierzyniec" na placu zabaw ponad miastem
 
Zabudowa miasta dosyć gęsta, widziałam wiele tradycyjnych domów, ale i nowoczesne rzucały się w oczy. Przy domach zadbane ogródki, kwiaty, na żadnym balkonie pranie się nie suszy, o nie. 

dawna gospoda "Adler" (orzeł)


starsze i nowsze budownictwo
 
Najniższy poziom miasta to poziom wody jeziora, które nazywa się Zürichsee. To duży zbiornik wodny, po którym pływają wszelkiego rodzaju statki, żaglówki, łodzie, a i ptactwo wodne też ma tu używanie. 

pomost nad jeziorem

jeden z licznych statków wycieczkowych 

 deszczowy dzień na przystani

przybrzeżny deptak

parka hełmiatek zwyczajnych
 
Latem deptak nad jeziorem tętni życiem kulturalnym – przygotowano ciekawą prezentację sztuki. Każdy może podejść, obejrzeć, dotknąć. A jedno z dzieł jest nawet systematycznie zjadane przez ptaki. Dlaczego? Wykonano je z nasion słonecznika. Do innych można wejść, bo to niewielkie domki prezentujące „Odyseję”, a jeszcze inne tworzyli mieszkańcy miasta, a teraz artystka mozolnie zszywa kawałki, aby powstała wielka kolorowa brama.

 widok na jedną z rzeźb "Mewy"

"Piknik nad jeziorem" 

kolorowa brama "Sałatka z fal" jeszcze w przygotowaniu
 
rzeźba z nasion słonecznika już traci głowę

brama do "Odysei"
 
W mieście jest i muzeum, o życie duchowe dbają kościoły – reformowany i katolicki pod wezwaniem świętych Feliksa i Reguli (o tych świętych napiszę więcej innym razem, bo to ciekawe postaci). Można sobie odpocząć w labiryncie w ogródku parafialnym kościoła reformowanego. A wieczny odpoczynek znajdują mieszkańcy na ładnie położonym i zadbanym cmentarzu. Jeśli kogoś nie stać na wykupienie grobu, spoczywa we wspólnej mogile. Takie to zorganizowane miasto i państwo.

muzeum w Thalwil 

 ogród muzealny

widok z jeziora na kościół reformowany

tak wygląda wejście do niego

fragment roślinnego labiryntu 

kościół katolicki

jego wnętrze

zatopiony w zieleni cmentarz

wspólna mogiła (na granitowych słupach wykute są nazwiska pochowanych tu zmarłych)

Na wypadek, gdyby jeszcze były jakieś wątpliwości – flaga państwa, w którym leży Thalwil. 


Jeśli czytelnicy nie mają nic przeciwko temu, jeszcze napiszę czasem kilka zdań o moim tam pobycie. Lojalnie uprzedzam – może być tego sporo, a miejsca mniej lub bardziej znane (jak to u mnie). Ale podzielę na odcinki.    

Zdjęcia tym razem moje

6 komentarzy:

  1. Dzięki za relację... czekam na następne odcinki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno ogarnąć - zrobił mi się nadmiar wrażeń i materiału.

      Usuń
  2. Znam te miejsca. Twoje zdjęcia z Thalwil są wspaniałe. Z przyjemnością obejrzę ciąg dalszy. Tym bardziej , że nie wszystkie miejsca ,Twojego pobyt , znam .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdjęcia takie sobie, ale dziękuję. W następnym odcinku odrobina Zurychu,a potem jedziemy w inne rejony. Do Zurychu się jeszcze nie raz wróci (na blogu, oczywiście).

      Usuń
  3. Bardzo fajnie napisany artykuł. Jestem pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń