poniedziałek, 23 maja 2016

Do dwóch razy sztuka

W kwietniu pierwszy raz próbowaliśmy przewędrować przez Pasmo Bielińskie, ale uporczywy deszcz uniemożliwił nam przejście zaplanowanej trasy (relacja w tym linku).
Nie ma jednak, podobno, tego złego, co by na dobre nie wyszło. Tym razem to powiedzenie się sprawdziło. Niedziela zapewniła rewelacyjną pogodę i szło się przyjemnie.
Wystartowaliśmy w Belnie, gdzie jakieś dwadzieścia lat temu był czynny młyn wodny, który znajdował się przy stawach hodowlanych. Stawy zniszczyła burza w latach sześćdziesiątych, młyn jeszcze pracował, ale teraz i on popada w ruinę. Jest to bez wątpienia zabytek (zbudowano go w roku 1884), ale stan zabytku pozostawia wiele do życzenia.

ruiny zabytkowego młyna w Belnie 


 elementy wyposażenia

 Nidzianka w Belnie 
 
Przy szosie znajduje się stara drewniana kapliczka, w której smętnie wegetuje święty Jan Nepomucen – taki chudy jakiś, rączki dziwne, chyba naprawiane niezbyt udolnie.

Jan Nepomucen z Belna 
 
Dalej wędrówka polami i lasem do Bielin. Trawy już wysokie, pola intensywnie zielone, truskawki nadal kwitną. 

krowa w szoku

gęsiego

widok z polnej drogi 

widok na kościół w Bielinach  
 
Przechodzimy przez Bieliny, żeby za wsią wejść na szlak niebieski, a nim na Pasmo Bielińskie. Pierwszą górę pasma – Skałę, szlak omija, ale następne już możemy poznać osobiście. 

Centrum Tradycji i Turystyki Gór Świętokrzyskich w Bielinach 


przekraczanie Belnianki  na szlaku
 
Podejście na Chełmy polnymi drogami, ładne widoki na okolice, dalej las wkracza w pola i widoków mniej. A przy zejściu z Chełmów roztaczają się przed nami widoki jak w Beskidach, chociaż to nasze świętokrzyskie okolice.



widoki z Chełmów 

a niżej - przetacznik ożankowy

jaskier trawiasty  
 
Dalej wędrówka ładnym bukowym lasem.  Dopiero podejście pod Duża Skałę daje nam nieco w kość. Nie jest to ten sam wysiłek, co na Wykieńskiej, ale pomęczyć się trochę trzeba.

słońce w bukowym lesie

ostre podejście na Dużą Skałę  

 konwalijka dwulistna
 
Po takiej rozgrzewce zdobycie najwyższego szczytu pasma – Drogosiowej – to już nic trudnego. Właściwie zdobycie tej góry uświadomiliśmy sobie dopiero przy schodzeniu z niej. 

łatwiej na trasie

jedna z wielu nadrzewnych kapliczek

borowik ceglastopory 

Ostatni odcinek trasy to asfaltowy trakt do Bartoszowin z widokami na Święty Krzyż. Bądźmy sprawiedliwi - pobocza pełne roślinek, łąki też się trafiły. Nudno nie było.

jeszcze jeden widok na Święty Krzyż - tym razem ze znakiem drogowym w okolicy Lechowa 

czosnaczek pospolity

storczyk plamisty (kukułka plamista) 
 
Trasa nietrudna, ładna, a długość przyzwoita – 16 kilometrów. Szkoda tylko, że sklep w pobliżu przystanku nieczynny. Lody byłyby świetnym zwieńczeniem niedzielnej wędrówki.

Zdjęcia – Edek, Janek i ja

6 komentarzy:

  1. Pięknie tam... aż nogi same zaczynają nieść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację; dawno w tej okolicy nie byliśmy i aż nas dziwiło, czemu tu nie zaglądamy.

      Usuń
    2. Ciekaw relacja... gęsiego za gęsią matką.

      Usuń
    3. Za tatusiem gąsiorem. :)

      Usuń
  2. Piękna wloczega. Młyn dzielnie walczy z grawitacja, ale wyglada, ze los jego przesadzony niestety. Szkoda, ze nikt nie dba. Zazdroszczę storczyka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Młyna szkoda - wyposażenie jeszcze próbuje udawać przydatne, nawet worek dzielnie wisi wypełniony czymś, co kiedyś było może mąką, a może otrębami.
      Storczyków była pełna łąka. Takie miejsce się trafiło.

      Usuń