W
kwietniu pierwszy raz próbowaliśmy przewędrować przez Pasmo Bielińskie, ale
uporczywy deszcz uniemożliwił nam przejście zaplanowanej trasy (relacja w tym linku).
Nie
ma jednak, podobno, tego złego, co by na dobre nie wyszło. Tym razem to
powiedzenie się sprawdziło. Niedziela zapewniła rewelacyjną pogodę i szło się
przyjemnie.
Wystartowaliśmy w Belnie, gdzie jakieś dwadzieścia lat temu był czynny
młyn wodny, który znajdował się przy stawach hodowlanych. Stawy zniszczyła burza
w latach sześćdziesiątych, młyn jeszcze pracował, ale teraz i on popada w ruinę.
Jest to bez wątpienia zabytek (zbudowano go w roku 1884), ale stan zabytku
pozostawia wiele do życzenia.
ruiny zabytkowego młyna w Belnie
elementy wyposażenia
Nidzianka w Belnie
Przy
szosie znajduje się stara drewniana kapliczka, w której smętnie wegetuje
święty Jan Nepomucen – taki chudy jakiś, rączki dziwne, chyba naprawiane
niezbyt udolnie.
Jan Nepomucen z Belna
Dalej
wędrówka polami i lasem do Bielin. Trawy już wysokie, pola intensywnie zielone,
truskawki nadal kwitną.
krowa w szoku
gęsiego
widok z polnej drogi
widok na kościół w Bielinach
Przechodzimy
przez Bieliny, żeby za wsią wejść na szlak niebieski, a nim na Pasmo Bielińskie.
Pierwszą górę pasma – Skałę, szlak omija, ale następne już możemy poznać
osobiście.
Centrum Tradycji i Turystyki Gór Świętokrzyskich w Bielinach
Podejście
na Chełmy polnymi drogami, ładne widoki na okolice, dalej las wkracza w pola i
widoków mniej. A przy zejściu z Chełmów roztaczają się przed nami widoki jak w
Beskidach, chociaż to nasze świętokrzyskie okolice.
widoki z Chełmów
a niżej - przetacznik ożankowy
jaskier trawiasty
Dalej
wędrówka ładnym bukowym lasem. Dopiero
podejście pod Duża Skałę daje nam nieco w kość. Nie jest to ten sam wysiłek, co
na Wykieńskiej, ale pomęczyć się trochę trzeba.
słońce w bukowym lesie
ostre podejście na Dużą Skałę
konwalijka dwulistna
Po
takiej rozgrzewce zdobycie najwyższego szczytu pasma – Drogosiowej – to już nic
trudnego. Właściwie zdobycie tej góry uświadomiliśmy sobie dopiero przy
schodzeniu z niej.
łatwiej na trasie
jedna z wielu nadrzewnych kapliczek
borowik ceglastopory
Ostatni
odcinek trasy to asfaltowy trakt do Bartoszowin z widokami na Święty Krzyż. Bądźmy sprawiedliwi - pobocza pełne roślinek, łąki też się trafiły. Nudno nie było.
jeszcze jeden widok na Święty Krzyż - tym razem ze znakiem drogowym w okolicy Lechowa
czosnaczek pospolity
storczyk plamisty (kukułka plamista)
Trasa
nietrudna, ładna, a długość przyzwoita – 16 kilometrów. Szkoda tylko, że sklep
w pobliżu przystanku nieczynny. Lody byłyby świetnym zwieńczeniem niedzielnej
wędrówki.
Zdjęcia – Edek, Janek
i ja
Pięknie tam... aż nogi same zaczynają nieść.
OdpowiedzUsuńMasz rację; dawno w tej okolicy nie byliśmy i aż nas dziwiło, czemu tu nie zaglądamy.
UsuńCiekaw relacja... gęsiego za gęsią matką.
UsuńZa tatusiem gąsiorem. :)
UsuńPiękna wloczega. Młyn dzielnie walczy z grawitacja, ale wyglada, ze los jego przesadzony niestety. Szkoda, ze nikt nie dba. Zazdroszczę storczyka.
OdpowiedzUsuńMłyna szkoda - wyposażenie jeszcze próbuje udawać przydatne, nawet worek dzielnie wisi wypełniony czymś, co kiedyś było może mąką, a może otrębami.
UsuńStorczyków była pełna łąka. Takie miejsce się trafiło.