Niestety,
do nas się taki natręt przyłączył w środę i nie było sposobu, żeby się go
pozbyć.
Na
początku wszystko było całkiem sympatycznie – wyruszyliśmy na trasę w Wólce
Milanowskiej, żeby przejść zielonym szlakiem na Wał Małacentowski, a potem
zejść na niebieski i dojść do Bielin. Było dosyć chłodno, pochmurno, ale
przyjemnie.
Kobyla Góra - nasz pierwszy cel na trasie
pomnik w Wólce Milanowskiej na miejscu kaźni jej mieszkańców w czerwcu 1942 r.
Sfotografowaliśmy
znane miejsca, potem zostaliśmy zaskoczeni odkryciem kolejnej świętokrzyskiej winnicy.
Ta jest jeszcze bardo młodziutka – świeże nasadzenie, ciekawe, co z niej za
parę lat wyrośnie. Będziemy monitorować tę sprawę.
winnica u podnóża Kobylej Góry
jakby wojskowo, nie?
Bardzo przyjemnie wdrapywaliśmy się na Kobylą Górę – trochę wysiłku, niewiele błota, miłe pogaduszki. Na szczycie ładnie znaleźliśmy ciąg dalszy szlaku i podreptaliśmy na dół.
mostek na Słupiance po jednej stronie góry
widok na Paprocice po drugiej stronie
pnie okazałych świerków przy szlaku
jakby wojskowo, nie?
Bardzo przyjemnie wdrapywaliśmy się na Kobylą Górę – trochę wysiłku, niewiele błota, miłe pogaduszki. Na szczycie ładnie znaleźliśmy ciąg dalszy szlaku i podreptaliśmy na dół.
mostek na Słupiance po jednej stronie góry
widok na Paprocice po drugiej stronie
pnie okazałych świerków przy szlaku
No
i na skraju lasu przy bitej drodze pojawił się intruz. Najpierw cicho i lekko
nas podchodził, a potem to już intensywnie i uciążliwie dokuczał. Kto? Deszcz!
Jeszcze się ze dwa zdjęcia zrobiło, ale potem to już trzeba było sprzęt
chronić.
wkraczamy na Wał Małacentowski (deszczyk na razie nieśmiały)
rozlewisko przy szlaku
na razie pada, zaraz będzie lać
wkraczamy na Wał Małacentowski (deszczyk na razie nieśmiały)
rozlewisko przy szlaku
na razie pada, zaraz będzie lać
W
dodatku natrafiliśmy na budowę nowej drogi w miejscu, gdzie powinien zaczynać
się szlak niebieski. Robotnicy nie pozwolili nam iść tą trasą. Trzeba było
improwizować i w efekcie wylądowaliśmy na drodze prowadzącej do jakiejś wsi.
Nawet niebrzydka ona jest, ta wieś (nazywa się Lechów), ale natrętny i coraz
silniejszy deszcz uniemożliwił skutecznie uwiecznienie wrażeń.
Po
jedenastej postanowiliśmy dać za wygraną i zamiast w kierunku szlaku,
pomaszerowaliśmy na przystanek, z którego odjeżdżają busy do Kielc.
Przy
szosie zauważyliśmy ciekawy obiekt – to cmentarz choleryczny z roku 1856, kiedy
to Lechów nawiedziła epidemia cholery. Chorych leczono rosołem i wódką, a
zmarłych grzebano z dala od wsi. To miejsce upamiętnia stary krzyż, a teren
wokół niego ogrodzono, ustawiono stosowny pomnik. Warto było tu zajrzeć i mimo
deszczu zrobić choćby kilka zdjęć.
widok ogólny cmentarza w Lechowie
krzyż z 1857 roku
współczesny pomnik
widok ogólny cmentarza w Lechowie
krzyż z 1857 roku
współczesny pomnik
A
co mówi statystyka? Na taką pogodę dobierać trasy bliżej domu, bo przejście
nawet 10,6 kilometra w uciążliwym deszczu nie należy do przyjemności, zaś
powrót z przesiadkami to też mała rozkosz.
Poza
tym – wycieczka udana, odzież w domu wyschła, przeziębień nie stwierdzono.
Zdjęcia – Edek, Janek
i ja
Piękna wycieczka... winnica ma konstrukcję nie do zdarcia.
OdpowiedzUsuńŻeby tylko winorośl jednak podrosła, bo konstrukcja na wieki.
UsuńBywa z deszczem - nas kiedyś "zaskoczył" na przejściu z Ożennej do Huty Polańskiej (gdzie mieliśmy namioty) kilka kilometrów w błocku po pachy, a potem ani nawet jak wysuszyć się i doprowadzić do porządku. Cały wieczór był "leczony" spirytualiami ;-).
OdpowiedzUsuńps - na cmentarzach cholerycznych zawsze widywałem symbol czaszki a tu nie?
Najbardziej nieprzyjemne połączenie to deszcz plus namiot. Z człowieka robi się zmokła kura.
UsuńCo do czaszki - tu nie zauważyliśmy. Ale przecież lało. Może dokładniej trzeba poszukać...
Ja mam tak, że jak już jestem rozchodzony, albo rozjeżdżony to deszcz nie jest mi w stanie popsuć humoru, choć oczywiście wolę jak jest słonecznie i sucho.
OdpowiedzUsuńKolejna winnica... Może za lat kilkadziesiąt lat będą świętokrzyskie wzgórza pełne takich winnic? Jak dawniej.
U nas funkcjonuje powiedzenie kolegi Edka - to nie my wybieramy pogodę, to ona nas wybiera. I chodzimy niezaleznie od pogody, chociaż taka deszczowa nie jest przyjemna. Fakt.
UsuńRobi się widocznie moda na winnice. I dobrze - może pójdzie w zapomnienie dawne bodzentyńskie wino patykiem pisane.