Każdy, kto
zna książki bądź filmy o Muminkach, wie, kim jest Włóczykij. Ten wolny i
niezależny duch ma swoje nieformalne święto 23 lipca. Koleżanka i ja zrobiłyśmy
sobie nasz Dzień Włóczykija w przeddzień tej daty. Ostatecznie sam patron nie
przepada za wszelkimi sztywnymi regułami, to i my wędrowałyśmy na luzie i, jak
się okazało, bez planu, bo założony plan trzeba było już na początku zmienić z
powodu zmian w kursowaniu busa.
Wysiadłyśmy
we Wzdole Rządowym, gdzie na wzgórzu wznosi się siedemnastowieczny kościół.
Zamknięty był wprawdzie, ale to nie problem. Zajrzymy do wnętrza innym razem.
Samo jego otoczenie też potrafi zaskoczyć ciekawymi obiektami.
wieże kościoła p.w. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny we Wzdole
kościelny portal
stu pięćdziesięcioletnia pomnikowa lipa ocieniająca figurkę świętego
Postanowiłyśmy,
że sprawdzimy, czy uda nam się iść ze Wzdołu równolegle do szosy w jej pobliżu,
żeby mieć widoki na pola na zboczu. Na początku wydawało się, że tak będzie,
ale potem omijanie pól z dojrzewającym zbożem zmusiło nas do podejścia na
grzbiet wzgórza koło Orzechówki i przejścia znaną ścieżką. I w gruncie rzeczy
bardzo to było przyjemne rozwiązanie.
pola Wzdołu
Dotarłyśmy
tym sposobem w pobliże Kamienia Michniowskiego, na który weszłyśmy czarnym
szlakiem. Urządziłyśmy sobie mały piknik wśród skałek, a potem zajrzałyśmy tu i
ówdzie.
Jaskinia Ponurego w plamach światła
widok z jaskini
Do
Michniowa maszerowałyśmy niebieskim szlakiem. Las tam całkiem zwyczajny, ale
miał dla nas parę niespodzianek. Że tak powiem spożywczych.
droga poza szlakiem
prawdziwek na środku ścieżki
powinnam usunąć tę brzydszą malinę, ale wolałam autentyczność
Mogłyśmy
zakończyć naszą wędrówkę na przystanku w Michniowie, ale było dopiero południe
i żal było się rozstawać, zwłaszcza, że z przystanku było widać kusząca ścieżkę
pośród pól. Analiza mapy podpowiedziała, że warto nią pójść, bo doprowadzi nas
do innej, którą dotrzemy w okolice Jędrowa.
Tak było – ścieżka
ładna, z widokami na okolicę, z niej skręciłyśmy w kolejną, która weszła do
lasu, a potem prowadziła w pobliżu torów.
przydrożny krzyż w Michniowie
łan żyta
kraśnik na świerzbnicy polnej
Wreszcie
Jędrów. Szłyśmy sobie spokojnie ulicą Koszykową, aż tu koleżanka zauważyła
stary dom porośnięty pnączami. I tu sobie nagle przypomniałam – toż w pobliżu
tego domu jest droga do naszego starego znajomego – młyna w Jędrowie! Głupio
tak przechodzić w pobliżu i nie zajrzeć. No to postanowiłyśmy wstąpić na
chwilkę.
I jakież
zaskoczenie – młyn otwarty, tętni życiem, w pobliżu kręcą się ludzie. Zastałyśmy
właścicieli młyna i zostałyśmy zaproszone do środka. A tam wre robota. Pod
młynem przepływa woda, panowie wykonują całkowicie dla mnie niezrozumiałe
prace. W powietrzu unosi się kurz, który opada na stare maszyny, kamienną
podłogę, schody i na nas.
stare drzwi
młyn żyje - woda przepływa (widać?)
to koło pewnie niedługo ruszy ...
Wyżej
pomieszczenia ciche. Nie wiem, jak to możliwe, że tam pracują, a tu spokój.
Tajemnica starych murów widocznie. Na poddaszu podziwiamy wyczyszczone maszyny
młyńskie. Pewnie już nie ruszą z impetem, ale mają tu zapewniony dom spokojnej
starości i miłe towarzystwo drewnianych lamp, starych podłogowych desek, które
wprawdzie lekko się uginają, ale nie skrzypią i wyglądają solidnie. Wytrzymają
na pewno jeszcze wiele lat.
zsyp w roli klosza do lampy
urządzenie młyńskie
W otoczeniu
młyna też zmiany – panowie to by pewnie się zachwycali ogromnym kołem turbiny
czy innymi „drobiazgami”, ale my z koleżanką wolimy potężny dąb na pobliskiej łące,
rośliny w ogródku przy młynie, wodę.
woda zmierza do młyna
funkia
Ach, długo
by opowiadać. Zajrzyjcie sami, to się przekonacie, jak ożywa to miejsce.
Gospodarze zapraszają.
zabrakło mi pomysłów na pokazanie młyna
A my z
koleżanką maszerujemy na pociąg i wracamy do domu z bagażem wspomnień,
czerwonawą opalenizną i dziesięcioma kilometrami „w nogach”.
Włóczęgi z
nas czy Włóczykije? Pewnie i jedno i drugie.
Zdjęcia – ja, ale zajrzyjcie na
stronę młyna w Jędrowie (tu link), tam znajdziecie dużo lepszych zdjęć.
Fajna swobodna wycieczka z miejscami na migawkę... :)
OdpowiedzUsuńTe 10 kilometrów szłyśmy ponad 4 godziny. I był czas na zrywanie szczawiu, podjadanie malin, zmianę koncepcji trasy, zwiedzanie. Że nie wspomnę o przebieraniu się bez pośpiechu.
UsuńBogato jak na zaledwie 10 kilometrów!
OdpowiedzUsuńFajnie że młyn odzywa, trzymam kciuki za gospodarzy!
A o dniu włóczykija nie słyszałem, ale zapamiętam na przyszły rok, choć w tym to w sumie... świętowałem 22... A 23 to była włóczęga ale samochodowa.
Ja też o takim dniu nie wiedziałam, opowiedziała mi o nim koleżanka, z którą wędrowałam.
UsuńCo do trasy - ona była bogatsza o jeszcze jedno miejsce, o którym nie pisałam, bo wymaga skupienia i spokoju. To Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich w Michniowie. O nim przygotuję osobny wpis.