niedziela, 24 lipca 2016

Nasz Dzień Włóczykija

Każdy, kto zna książki bądź filmy o Muminkach, wie, kim jest Włóczykij. Ten wolny i niezależny duch ma swoje nieformalne święto 23 lipca. Koleżanka i ja zrobiłyśmy sobie nasz Dzień Włóczykija w przeddzień tej daty. Ostatecznie sam patron nie przepada za wszelkimi sztywnymi regułami, to i my wędrowałyśmy na luzie i, jak się okazało, bez planu, bo założony plan trzeba było już na początku zmienić z powodu zmian w kursowaniu busa.
Wysiadłyśmy we Wzdole Rządowym, gdzie na wzgórzu wznosi się siedemnastowieczny kościół. Zamknięty był wprawdzie, ale to nie problem. Zajrzymy do wnętrza innym razem. Samo jego otoczenie też potrafi zaskoczyć ciekawymi obiektami.

wieże kościoła p.w. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny we Wzdole

kościelny portal

figura św. Jana Nepomucena (bez wątpienia stara, ale trudno odczytać datę na cokole) 

stu pięćdziesięcioletnia pomnikowa lipa ocieniająca figurkę świętego
   
Postanowiłyśmy, że sprawdzimy, czy uda nam się iść ze Wzdołu równolegle do szosy w jej pobliżu, żeby mieć widoki na pola na zboczu. Na początku wydawało się, że tak będzie, ale potem omijanie pól z dojrzewającym zbożem zmusiło nas do podejścia na grzbiet wzgórza koło Orzechówki i przejścia znaną ścieżką. I w gruncie rzeczy bardzo to było przyjemne rozwiązanie.

 pola Wzdołu 

Dotarłyśmy tym sposobem w pobliże Kamienia Michniowskiego, na który weszłyśmy czarnym szlakiem. Urządziłyśmy sobie mały piknik wśród skałek, a potem zajrzałyśmy tu i ówdzie.

Jaskinia Ponurego w plamach światła

widok z jaskini

Do Michniowa maszerowałyśmy niebieskim szlakiem. Las tam całkiem zwyczajny, ale miał dla nas parę niespodzianek. Że tak powiem spożywczych.

 droga poza szlakiem

prawdziwek na środku ścieżki

powinnam usunąć tę brzydszą malinę, ale wolałam autentyczność
 
Mogłyśmy zakończyć naszą wędrówkę na przystanku w Michniowie, ale było dopiero południe i żal było się rozstawać, zwłaszcza, że z przystanku było widać kusząca ścieżkę pośród pól. Analiza mapy podpowiedziała, że warto nią pójść, bo doprowadzi nas do innej, którą dotrzemy w okolice Jędrowa.
Tak było – ścieżka ładna, z widokami na okolicę, z niej skręciłyśmy w kolejną, która weszła do lasu, a potem prowadziła w pobliżu torów. 

przydrożny krzyż w Michniowie

łan żyta

kraśnik na świerzbnicy polnej
  
Wreszcie Jędrów. Szłyśmy sobie spokojnie ulicą Koszykową, aż tu koleżanka zauważyła stary dom porośnięty pnączami. I tu sobie nagle przypomniałam – toż w pobliżu tego domu jest droga do naszego starego znajomego – młyna w Jędrowie! Głupio tak przechodzić w pobliżu i nie zajrzeć. No to postanowiłyśmy wstąpić na chwilkę.
I jakież zaskoczenie – młyn otwarty, tętni życiem, w pobliżu kręcą się ludzie. Zastałyśmy właścicieli młyna i zostałyśmy zaproszone do środka. A tam wre robota. Pod młynem przepływa woda, panowie wykonują całkowicie dla mnie niezrozumiałe prace. W powietrzu unosi się kurz, który opada na stare maszyny, kamienną podłogę, schody i na nas. 

stare drzwi
 
młyn żyje - woda przepływa (widać?)

to koło pewnie niedługo ruszy ...
 
Wyżej pomieszczenia ciche. Nie wiem, jak to możliwe, że tam pracują, a tu spokój. Tajemnica starych murów widocznie. Na poddaszu podziwiamy wyczyszczone maszyny młyńskie. Pewnie już nie ruszą z impetem, ale mają tu zapewniony dom spokojnej starości i miłe towarzystwo drewnianych lamp, starych podłogowych desek, które wprawdzie lekko się uginają, ale nie skrzypią i wyglądają solidnie. Wytrzymają na pewno jeszcze wiele lat. 

 zsyp w roli klosza do lampy

urządzenie młyńskie
 
W otoczeniu młyna też zmiany – panowie to by pewnie się zachwycali ogromnym kołem turbiny czy innymi „drobiazgami”, ale my z koleżanką wolimy potężny dąb na pobliskiej łące, rośliny w ogródku przy młynie, wodę. 

woda zmierza do młyna

funkia
 
Ach, długo by opowiadać. Zajrzyjcie sami, to się przekonacie, jak ożywa to miejsce. Gospodarze zapraszają. 

 zabrakło mi pomysłów na pokazanie młyna

A my z koleżanką maszerujemy na pociąg i wracamy do domu z bagażem wspomnień, czerwonawą opalenizną i dziesięcioma kilometrami „w nogach”.
Włóczęgi z nas czy Włóczykije? Pewnie i jedno i drugie.

Zdjęcia – ja, ale zajrzyjcie na stronę młyna w Jędrowie (tu link), tam znajdziecie dużo lepszych zdjęć.

4 komentarze:

  1. Fajna swobodna wycieczka z miejscami na migawkę... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te 10 kilometrów szłyśmy ponad 4 godziny. I był czas na zrywanie szczawiu, podjadanie malin, zmianę koncepcji trasy, zwiedzanie. Że nie wspomnę o przebieraniu się bez pośpiechu.

      Usuń
  2. Bogato jak na zaledwie 10 kilometrów!
    Fajnie że młyn odzywa, trzymam kciuki za gospodarzy!
    A o dniu włóczykija nie słyszałem, ale zapamiętam na przyszły rok, choć w tym to w sumie... świętowałem 22... A 23 to była włóczęga ale samochodowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też o takim dniu nie wiedziałam, opowiedziała mi o nim koleżanka, z którą wędrowałam.
      Co do trasy - ona była bogatsza o jeszcze jedno miejsce, o którym nie pisałam, bo wymaga skupienia i spokoju. To Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich w Michniowie. O nim przygotuję osobny wpis.

      Usuń