poniedziałek, 11 lipca 2016

Niedziela w lesie

Las, wyobraźcie sobie, znajduje się na terenie Przedgórza Iłżeckiego. Co tam las – byliśmy w Lasach Starachowickich. To ładny kawał obszaru, który niewiele ustępuje Puszczy Kozienickiej, o której się ostatnio rozpisuję z podziwem. 

 
na szlaku

Drogi, którymi wędrowaliśmy bardzo dobre (ze wskazaniem na „bardzo”), to trochę asfaltu na starcie i mecie to nawet szkoda wspominać. 

  w lesie za Janikiem 
 
                na drodze w kierunku Boru Kunowskiego

 przydrożne dęby

leśna droga do Boru Kunowskiego 
 
A gdzie nastąpił start? W Kunowie, z którego pomaszerowaliśmy na północny wschód. Tuż za miastem, przy granicy ze wsią Janik napotkaliśmy dyskretnie ukryte w lesie niewielkie stawy – pozostałość po kopalni piasku. Cichutko sobie tam zajrzeliśmy, żeby nie przeszkadzać wędkarzom tkwiącym w milczeniu nad wodą. 


 cisza i spokój nad stawem 

Naszym celem była najstarsza wolno stojąca kapliczka w Polsce – kapliczka św. Katarzyny w niegdysiejszej wsi Kaplica. Ostatni mieszkańcy opuścili tę wioseczkę w latach 70. ubiegłego wieku i stoi teraz ten skromny murowany obiekt samotnie na rozstajach leśnych dróg. Dowodem na wiek kapliczki jest data jej budowy umieszczona pod herbem fundatora – biskupa Zbigniewa Oleśnickiego – rok 1430. We wnętrzu kapliczki na przełomie 17. i 18. wieku umieszczono figurkę św. Katarzyny.  Zaś tabliczka na ścianie upamiętnia zwycięską bitwę powstania styczniowego stoczoną w styczniu 1864 roku przez oddział podpułkownika Karola Kality.


kapliczka św. Katarzyny 
 
figura patronki
 
 gotyckie okienko

Dębno - herb fundatora i data budowy kaplicy 

tablica powstańcza

A tak kaplica wyglądała dawniej: 

lata dziewięćdziesiąte XX wieku  

zima 2000r. 
 
Od kapliczki mogliśmy pomaszerować prosto jak strzelił do Kunowa, ale kto by się tak wygłupiał? Nie my.
Zrobiliśmy sobie ładną pętelkę i dotarliśmy do Boru Kunowskiego. Po drodze trafiliśmy na ciekawe roślinki, które teraz lądują w kąciku przyrodniczym:

janowiec barwierski 

 biedrzeniec wielki

 cieciorka pstra

nostrzyk żółty
 
 pszeniec zwyczajny

czerwończyk dukacik na kwiatku świerzbnicy polnej
 
Na skraju Boru Kunowskiego przechodzimy na czarny szlak rowerowy, który doprowadził nas do schowanego w lesie miejsca pamięci – to polanka, gdzie pochowano ofiary pacyfikacji wsi 4 lipca 1943 roku. Wtedy to Niemcy wyprowadzili z domów całe rodziny pomagające partyzantom lub mające partyzanta wśród krewnych. Ktoś musiał im donieść, bo wchodzili do domów z gotową listą nazwisk. 21 osób zabrano do stodoły, gdzie zostali spaleni żywcem. Po wojnie ekshumowano ofiary i pochowano je godnie na cmentarzu parafialnym, a na tym miejscu ustawiono pomnik upamiętniający ofiary pacyfikacji i inne ofiary II wojny światowej i   pomordowanych mieszkańców innych okolicznych wiosek.


 pomnik w lesie koło Boru Kunowskiego

Ostatnim planowanym miejscem na trasie był Staw Kunowski. Wydawało się, że zjemy lody, poczekamy na pociąg – i po atrakcjach. Ale nie z nami takie numery, Brunner. Zawsze gdzieś coś wypatrzymy. Tym razem zajrzeliśmy do starego młyna, który padł ofiarą zniszczenia i kradzieży wartościowego wyposażenia w ostatnich tygodniach wojny. Nie sposób też pominąć sterczący dosyć abstrakcyjnie komin tartaku z czasów wojny (przynajmniej tak określili ten obiekt mieszkańcy pobliskiego domu).

 komin dawnego tartaku

 stary młyn

okienko

I to już chyba wszystkie atrakcje naszej leśnej trasy, która liczyła 19,4 kilometra. Chociaż nie – była jeszcze jedna – doskonała letnia pogoda: w sam raz do wędrowania, ciepło ale bez męczącego upału.
A na zakończenie obiekt, który atrakcją trasy wcale nie był. Fakt – zaskoczył nas porządnie, bo niespodziewanie się pojawił – wielka góra przy drodze. Smród towarzyszył nam jeszcze ładnych parę minut, bo wiatr powiewał od strony tego czegoś. 

wysypisko śmieci  

Zdjęcia – Edek i ja

4 komentarze:

  1. Bardzo wnikliwy reportaż... niemal śledczy , foty też różnorodne. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śledztwo było na zasadzie "On idzie, a my go śledziem."
      Dokładnie wszystko oglądałam, bo wyszukałam nową drogę i trzeba było dobrze zapamiętać - o dziwo cała trasa świetnie się zgadza z mapą. Rzadkość. Zwykle mapa ma przekłamania. A tu co na mapie, to w terenie.

      Usuń
  2. Faaaajna trasa!!!
    Kapliczka rewelacja - muszę się kiedyś tam przedreptać, albo popedalić.

    Ten podpisany na tabliczce przed renowacja "Kylu" to jakiś srogi tuman jest, bo już w kilku miejscach widziałem ten podpis (no chyba ze to cała rodzina srogich tumanów).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki "pisarzyna" ścienny to lubi zostawić ślady, gdzie się da. To podpis sprzed lat, teraz to by sobie mógł założyć profil na Facebooku i publikować te podpisy.

      Usuń