czwartek, 7 lipca 2016

Włóczęgi na tropie

Tym razem tropiliśmy ślady przeszłości we wsiach na południe i północ od Pasma Jeleniowskiego. Na trasie mieliśmy kilka wiosek i sporo ciekawych obiektów rzuciło nam się w oczy. 

Chyba omawiamy plany trasy. A może tylko tak sobie rozmawiamy.
 
Przede wszystkim zauważyliśmy pewną zależność – potężne wiekowe lipy towarzyszą równie starym kamiennym figurkom. Większość z nich pochodzi z 19. wieku, niektóre już ze starości straciły rysy twarzy, inne trzymają się dobrze. Ale uroda nadal przemawia do przechodnia – są niesztampowe i takie skromnie ukryte wśród listowia.

Kraszków - potężne lipy kryją kamienną figurkę

krzyż przy drodze do Roztylic 

figura Chrystusa w Witosławicach

Z obiektów sakralnych mieliśmy poza tym na początku trasy stary cmentarz i kościół w Baćkowicach. Na cmentarzu kilka dziewiętnastowiecznych nagrobków i symboliczna mogiła poświęcona legionistom poległym w bitwie pod Żernikami w 1915 roku (pochowani na tym cmentarzu, zostali po wojnie ekshumowani i spoczywają na innych cmentarzach).

pomnik Legionistów na cmentarzu w Baćkowicach


stare nagrobki

Kościół, co często spotykamy, został zbudowany w 19. wieku na miejscu starego drewnianego. Teraz też już się zestarzał, ciekawie się prezentuje jego kamienna bryła w otoczeniu pól. We wnętrzu zachowało się wiele elementów wyposażenia dawnego kościółka. Nie wszystkie zdołaliśmy dokładnie obejrzeć, bo trafiliśmy na poranne nabożeństwo.


kościół pod wezwaniem św. Mikołaja w Baćkowicach 

wnętrze kościoła
 
Na trasie naszej wędrówki znalazła się wieś Janowice. Tu trafiamy  na dom rodzinny majora Piwnika „Ponurego”. Planowaliśmy zwiedzenie izby pamięci majora. Nic z tego – dom zamknięty na głucho, ogród, w którym znajduje się kamień z tablicą pamiątkową – zarośnięty. Naprzeciwko szkoła nazwana pod koniec klat osiemdziesiątych imieniem majora.  I ona nie wygląda lepiej. 


dom rodzinny majora "Ponurego" 

tablica upamiętniająca majora
 
Niezrażeni tym niepowodzeniem maszerujemy dalej naszym ulubionym asfaltem i docieramy do kawałka polnej drogi, przy której zauważamy dziwny duży budynek. Murowany jest, wygląda na stary. Stoi sobie samotnie wśród pól. Cóż to takiego? Z informacji na mapie wynika, że to dziewiętnastowieczny spichlerz w Witosławicach. O, gdybyż nie był taki zarośnięty! W chaszczach kryje się piękny obiekt, ale my możemy obejrzeć ledwie kawałki wystające zza krzaków. Szkoda.

dziewiętnastowieczny spichlerz

Drzwi nie tylko zamknięte na głucho, ale i zarośnięte.  
 
Do kolejnego obiektu przedzieramy się przez pokrzywy po pas. Może niesłusznie, bo z innej strony byłoby łatwiej, ale mamy to, co wybraliśmy, czyli trudne podejście do dworu we Wronowie, który miał okres bycia leśniczówką, a teraz dogorywa w pokrzywach. 

południowa elewacja dworu we Wronowie
 
I na zakończenie jeszcze jedno miejsce – Mirogonowice. Tamtejszy dwór trafił do skansenu w Tokarni, a właściciele odbudowali jego wierną kopię. 

tak wyglądał dwór w czasach swej świetności

to jego rekonstrukcja 

kopia jednego z fresków, które ozdabiały ściany dworu (oryginały można obejrzeć w skansenie w Tokarni)
 
Dwór jest otoczony pozostałością dawnego parku ze starymi drzewami, są tu i malownicze stawy. Z ciekawych budynków zachowały się niektóre zabudowania gospodarcze, jak choćby dziewiętnastowieczna kuźnia z zegarem słonecznym na frontonie. No i siedemnastowieczny murowany lamus, kryty czterospadowym gontowym dachem; wewnątrz ma ciekawe sklepienie kolebkowo-krzyżowe. Pełnił on niegdyś funkcję zboru ariańskiego, był kaplicą, a jej wyposażenie trafiło do kościoła w Waśniowie.

 siedemnastowieczny lamus dworski

kaplica w jego wnętrzu (plus moja nieudolna próba pokazania sklepienia)

zegar słoneczny na ścianie starej kuźni
 
Czy coś z naszej trasy pominęłam? Owszem – Pasmo Jeleniowskie, które przekroczyliśmy dziarsko. W lesie trochę błota, dużo zieleni i owoce roślin, ktiore jeszcze tak niedawno kwitły wiosennie.

widok na Pasmo Jeleniowskie od południa 

widok na Szczytniak (w oddali Łysiec)  

jagoda czworolista pospolitego 

jagody konwalijki dwulistnej (zabarwienie nietypowe raczej) 
 
No i niesamowite pola, wśród których wędrowaliśmy. Zboża już dojrzewają, pachnie tam niesamowicie. Wiatr rozwiewa włosy, odpoczywamy od upału. 

kłosy pszenicy 

pole gryki (w tle Szczytniak) 

pola Witosławic  

pola w okolicy Mirogonowic (Te oglądaliśmy w biegu. Tak nas wciągnęło zwiedzanie, że trzeba było trochę przyspieszyć na finiszu.) 
 
Piękna trasa. I nie taka znów długa – 17 kilometrów.

Zdjęcia – Edek, Janek i ja

6 komentarzy:

  1. Piękna wycieczka... i wspaniałe foty. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staramy się. Niektórzy to nawet wstają skoro świt, żeby pojechać.

      Usuń
  2. A dla mnie to teraz incognito! Tym chętniej wbijam się wzrokiem w zdjęcia.
    Lipy sadzono zaraz po postawieniu kapliczki, dlatego to zazwyczaj równolatki. Przyznaj że niesamowitą nam spuściznę przodkowie zostawili, a co my zostawimy naszym pracownikom pra wnukom?
    Zbór Ariański... mam tu niedaleko, przepiękny, manierystyczny i tylko "melodii nie mam" żeby siąść na rower i mieć kolejną wrzutkę na bloga. Zdjęcia oczywiście mam, ale... tak bez rajdu, same... sieroce... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, przodkowie zostawili nam piękną spuściznę, a my ledwie ją zauważamy. Tu przynajmniej niektóre dwory się ratuje, dba o kapliczki. A ileż tak, jak we Wronowie, smętnie czeka na swoją kolej? I nie wszystkie się doczekają.

      Usuń
    2. Miało być "terra incognita" ale durnowaty skrypt Androidzie sam wykombinował co ja chciałem napisać.

      Usuń
    3. Bez trudu się domyśliłam - znam te "numery", które potrafi człowiekowi wyciąć maszyna. I to bez uprzedzenia.

      Usuń