poniedziałek, 17 lipca 2017

Tędy jeszcze nie wędrowaliśmy



Ten tytuł dotyczy pierwszej połowy trasy,  a drugą przemierzaliśmy chyba ze sto lat temu, czyli też prawie nówka.
A najlepsze w niej jest to, że niewiele musiałam wymyślać, bo trasa na mapie zaznaczona wyraźnie, jak mało która, drogi tak dobre, że aż głupio nimi iść. No i bardzo podobną trasę przeszli zimą turyści z Klubu Turystyki Pieszej „Przygoda” z Kielc. W relacji z tamtej wycieczki zobaczyłam kapliczkę, którą musiałam obejrzeć. No to poszliśmy.
Start ze Skorzeszyc przy skrzyżowaniu na Smyków. To znaczy, że na początku mieliśmy trochę asfaltu. Ale tak tylko na marne 10 minut. Nie więcej.

kandydat na piechura

w oddali Centrum Spotkań i Dialogu Diecezji Kieleckiej oraz kościół p.w. św. Rozalii w Skorzeszycach 

Belnianka 

Szybko skorzystaliśmy z ładnej leśnej drogi, która nas doprowadziła do granicy Smykowa i Sierakowa. Przyjemnie się maszerowało po miękkim piaseczku, słońce nie dokuczało. 

ruszyli z kopyta

Przed szkołą w Sierakowie zatrzymaliśmy się na krótką chwilę przy niewielkim pomniczku. Odsłonięto go trzy lata temu w rocznicę tragicznych wydarzeń z sierpnia 1944 roku. Wtedy to żołnierze Kałmuckiego Korpusu Kawalerii utworzonego przez Niemców poszukując informacji o partyzantach schwytali 6 mieszkańców wsi, brutalnie ich torturowali i zamordowali w pobliskim lesie. 

pomnik zaprojektowany przez inżyniera Henryka Dłużniewskiego 
 
W Sierakowie zamierzałam również obejrzeć drzewiasty jałowiec, który gdzieś tu podobno rośnie. Niestety, rósł. Nie było już co oglądać. Pomaszerowaliśmy więc porządną drogą obok leśniczówki prosto w las. Ta droga to z gatunku najlepszych dróg na zimowe wędrówki – szeroka, porządna. Ale latem też przyjemna, bo drzewa dawały sporo cienia. 

dzięgiel leśny przy drodze
 
Według mapy miała nas ona doprowadzić do kilku śródleśnych zbiorników retencyjnych. I doprowadziła. Obeszliśmy trzy z nich. 



 zakaz kąpieli, ale spacerować można do woli 

Ciąg dalszy wędrówki przebiegał po równie porządnej drodze. Spotkaliśmy przy niej pozostałości tartaku, który w czasie wojny został rozgrabiony przez Niemców. Niewiele brakowało, a przegapilibyśmy je, ale rzucił nam się w oczy kawałek muru, no to podeszliśmy zbadać obiekt, a ten jest rzeczywiście imponujący – duży był ten tartak.



 ruiny tartaku

Potem mieliśmy kolejne zadanie – dotrzeć do miejsca obozowiska oddziałów partyzanckich Barabasza. I to się udało. Miejsce upamiętnia kamienny pomnik i dodatkowo ścieżka historyczna z tablicami informacyjnymi. Mignęła mi nawet myśl, żeby przejść tą ścieżką, ale nie miałam pojęcia, jak długa jest, jaką trasą prowadzi, ile czasu zajmie przejście. Uważam, że to podstawowe informacje, które należało umieścić na tablicach albo w pobliżu pomnika. Zabrakło ich, więc zrezygnowaliśmy ze ścieżki. 

tablice na pomniku informują o historii miejsca

pobliski buk - cud natury
 
W pobliżu pomnika spotkaliśmy główny cel wyprawy – nadrzewną kapliczkę pamięci świętokrzyskiego przewodnika Krzysztofa Bogusza. Podobną można zobaczyć w Świętej Katarzynie, o czym pisałam w marcu.

kapliczka autorstwa Sławomira Micka 
 
Teraz zaczęliśmy marsz szlakiem niebieskim w kierunku Daleszyc. Bardzo chciałam obejrzeć pomnik przyrody przy tym szlaku. To rumowisko skalne w partii szczytowej góry Wrześni. Cóż, nie przegapiliśmy tego miejsca jedynie dzięki tabliczce informacyjnej.
Samo rumowisko jest tak skromne, że bez pomocy za żadne skarby bym się nie domyśliła, że to właśnie pomnik przyrody. Ale jest. Obrazu całości nie pokazuję, bo moglibyście nie zauważyć skałek rozrzuconych w lesie. Zamiast tego pojedyncze obiekty. Dodam, że nie imponują rozmiarami. Tak to ujmę dyplomatycznie. 


omszałe skałki 
 
Wreszcie mogliśmy uznać plan wycieczki za zrealizowany i dalej pomaszerowaliśmy spokojnie szlakiem, który prowadzi dosyć wąską ścieżką przez niebrzydki las. 
Po wyjściu z lasu trochę polnych dróżek i w końcu szosa do Daleszyc. 

 pola wsi Niwy

popas pazia królowej
 
A w Daleszycach mały spacerek po mieście. Byliśmy tu już kilka razy, a jednak nowe miejsca udało się wypatrzyć. Oto znaleźliśmy się na niegdysiejszym targowisku, obecnie placu Wawrzyńca Cedry. Patron placu to uczestnik powstania styczniowego, który był w oddziale Rębajły stacjonującym w lasach, przez które właśnie wędrowaliśmy.

pomnik w centrum placu

jeden z typowych daleszyckich domów z przełomu 19. i 20. wieków
 
Teraz to już tylko powrót do domu (oczywiście z przesiadką). 
Trasa liczyła około 14 kilometrów. Długa nie była, ale przynajmniej dosyć nowa.

Zdjęcia – Edek, Janek i ja

8 komentarzy:

  1. Bardzo miła leśna wycieczka. Byłam tam. Polecam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale kotek nie miał ochoty na całą trasę. Jeszcze nie dojrzał do turystyki.

      Usuń
  2. Szkoda tartaku... jeszcze 30 lat temu pracował.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ruiny tartaku na pewno warte były eksploracji :) Bardzo przyjemna wędrówka ! Pozdrawiamy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasza eksploracja mocno zachowawcza z bezpiecznej odległości, chociaż te schodki bardzo zachęcające.
      Pozdrawiam nieustraszonych! Wy byście zeszli po tych schodach.

      Usuń
  4. Dwa pomniki i kapliczka - dla mnie więcej nie potrzeba, plus fajna wędrówka w gronie fajnych ludzi. Super.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czasem to i sama wędrówka jest przyjemnością. Nie zawsze musi być do obiektu. Chociaż ja wolę dwie kapliczki i stare drzewo. Pomniki to dla mnie najmniej atrakcyjne obiekty.

      Usuń