byłaby to najbardziej nieudana wycieczka roku. Dlaczego? Proste –
nie przygotowałam się do prowadzenia. Już z pobieżnej analizy mapy wynikało, że
trasa nie zapowiada się na długą, dodatkowy pomiar krzywomierzem potwierdził te
przypuszczenia, ale ja się nic a nic nie przejęłam. Pomyślałam: „a co tam,
pójdzie się wolniej i jakoś to będzie”.
Nie poszło się wolniej i było jakoś raczej do bani.
Teraz konkrety. Na 21 lipca zaplanowałam trasę z Ostojowa
przez Krzyżkę i Kapkazy do Wzdołu Rządowego. Żeby nie wiem jak liczyć – 12
kilometrów. A czasu na przejście około 4 godzin. Trasa ładna – pola z widokami
na okolicę, las niewielki i tym razem bez komarów. W Kapkazach wszystko już
obfotografowane, a jedyna „nowa twarz” – amazonka na ładnym koniu stanowczo
zabroniła fotografowania.
Cała nadzieja w postoju przy źródle z glinianymi dzbanami. Się odbył, nawet było jedzone, ale ciągle jest dziesiąta, a przed nami trasy na pół godziny. I co dalej? Czekać na bus półtorej godziny na przystanku? No to by dopiero była atrakcja!
Całe szczęście, że szef ulitował się nad niedorobioną
„półprzewodniczką” i poprowadził naszą
sześcioosobową grupę gdzieś w pola wokół Wzdołu.
Ba, nawet przeszliśmy drogę do Orzechówki! I widoki były, i śmiechu sporo, i prezentacje różnych możliwości wzywania pomocy na wypadek zagubienia się. Co to znaczy, doświadczenie. I szósty zmysł terenowy.
Nawet nie muszę dodawać, że na bus zdążyliśmy. I jeszcze
mogliśmy obserwować bociany karmiące młode w gnieździe niedaleko przystanku.
Dzięki, szefie, za uratowanie wycieczki!
zdjęcia - Edek i ja
zdjęcia - Edek i ja
Strasznie lubię takie pasy pól. To takie nasze. Piękne.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję , że te bociany nie podrzuciły czegoś :))))
Pozdrawiam.
Myślę,że najwyższy czas... :)
OdpowiedzUsuń