Jak widać z poprzedniego wpisu, cała
grupa dzielnie wędrowała ze Starachowic do domu, zaś dwie łazęgi lekko
kontuzjowane na poprzednich wyprawach zrobiły sobie spacer w okolicach zalewu
rejowskiego. Ja, tak szczerze mówiąc, pozazdrościłam mojej siostrze i
siostrzenicy, że widziały zmiany nad zalewem, a ja nie. No to namówiłam Edka i
obejrzeliśmy te cuda. Podsumuję to moim ulubionym określeniem „nowoczesność w
domu i zagrodzie” – wygodne ścieżki, pomosty, nowe ławki, huśtawki, rozbieralnie,
prysznice i inne takie.
My oczywiście zeszliśmy z oficjalnej
luksusowej ścieżki i szukaliśmy ciekawej roślinności, Edek czytał, że kiedyś
rosły tu orzechy wodne. Niestety, nie znaleźliśmy ich. A podobno dawniej ludzie
to jadali. Nic, tylko wszystkie zjedli. Za to mieliśmy pod dostatkiem rdestnicy
pływającej i tataraku. Były też inne rośliny, których nie udało mi się
zidentyfikować. Może ktoś z czytelników je zna i podzieli się swoją wiedzą.
Rdestnica pływająca
Sitowie
Łoboda nadbrzeżna
Przyjrzeliśmy się też brzegowi
zalewu i sosnom nad nim. Tu już nie jest tak luksusowo. Jeden z wędkarzy,
którego wędki fotografowałam, prosił o takie kadrowanie, żeby nie było widać
śmieci w okolicy. No to nie widać, ale to nie znaczy, że ich nie było. I to w
dużych ilościach. Wędkarze powinni jednak sprzątać po sobie, a nie zostawiać
prezenty dla następców.
Mieliśmy też spotkanie z kaczuszkami.
Jedna spokojnie pozowała siedząc na leżącym pniu, aż jej się to znudziło i odpłynęła w siną dal.
zdjęcia - Edek i ja
I ja tam byłam. Szybko chodziłam.
OdpowiedzUsuńZdjęcia super.