niedziela, 7 września 2014

Znacie? To poczytajcie!

Może ktoś skrupulatny przypomni sobie, że rok temu byliśmy na wycieczce w rodzinnych stronach Staszka. I znów nas tam zaniosło. Pewne elementy trasy się powtórzyły, ale wycieczka była jednak zupełnie inna. Zresztą, przeczytajcie oba teksty, to się przekonacie.
Tak, jak rok temu, prowadził Staszek, ale tym razem wybrał inną trasę.

od razu widać, kto tu dowodzi
 Wystartowaliśmy na stacji kolejowej w Jastrzębiu. Stąd mieliśmy maszerować drogą pokrytą betonowymi płytami do kamieniołomu w Śniadkowie. I, wyobraźcie sobie, jaka przykrość spotkała Stacha już na starcie – nieznani sprawcy wylali asfalt na tę betonową drogę! Trudno, się zacisnęło zęby i poszło. Nawet nieźle się maszerowało, a pod koniec natrafiliśmy jednak na ten wytęskniony beton. No, powiem wam, kolosalna różnica. Bo beton się nieco wykruszył i droga była prawie jak polna. Nawet miała kałużę w centrum. Jej zakończeniem był obiecywany kamieniołom, czyli duża niecka z wyrobiskiem, które częściowo zarosło lasem. Wydobywano tam wapień w delikatnym kolorze, no powiedzmy kość słoniowa o różnych odcieniach. Można tam znaleźć małe kamyki i większe skały, a gdyby tak pogrzebać dłużej, to może i jaka skamieniałość by się trafiła. Co ciekawego, to ten kamieniołom zaznaczono na mapie jako czynny, a wygląda na dawno opuszczony, nawet znajdujące się na jego terenie budynki przemysłowe to już tylko ruiny.

początek trasy

a przy asfalcie kwitnie dziewanna

ściana kamieniołomu w Śniadkowie 

prawie białe kamienie

Z kamieniołomu wróciliśmy do wsi, gdzie napotkaliśmy przemyślną wiewiórkę, która chciała się bawić z nami w chowanego. Wygrała! A my zaraz opuściliśmy wieś, aby polnymi i leśnymi drogami dotrzeć do Helenowa i Tomaszowa. 

 
przez chwilkę udawała martwą, a potem - myk za gałązkę i tyle jej było 

sprawdza, czy już sobie poszliśmy

Tu odwiedziliśmy znany wam sprzed roku cmentarz z lat I wojny światowej. Udało nam się odcyfrować nazwiska z zachowanych płyt nagrobnych. Jak się okazało są to nagrobki dwóch kapitanów armii austro–węgierskiej. Groby szeregowych żołnierzy nie mają już żadnych oznaczeń.

na skraju lasu

nagrobki na cmentarzu wojennym

fragment wnętrza mauzoleum

Za Helenowem znów weszliśmy na polną drogę, nawet zrobiliśmy sobie małe śniadanie na trawie pod wierzbami. Potem Dąbrówka Zabłotnia i las, który okazał się nawet niebrzydki, ale tłumnie zamieszkany przez komary. I to się przetrzymało w imię rezygnacji z asfaltowych dróg. Zwłaszcza, że po wyjściu z lasu i przejściu małego kawałka drogi szosą dotarliśmy polną drogą w okolice Krogulczy Mokrej. 

w drodze na śniadanko

to prawdopodobnie jakaś grzybówka ze skraju lasu

W pobliżu Krogulczy Stach pokazał nam cmentarzyk, na którym pochowano 15 bezimiennych żołnierzy ze zgrupowania z oddziałów Władysława Eminowicza i Kajetana „Ćwieka” Cieszkowskiago, którzy zginęli w boju pod Kowalą w sierpniu 1863 roku. Nie mogliśmy też pominąć pomnikowego dębu o nazwie „Czwartak”, zwłaszcza, że w jego pobliżu umieszczono przyjemne miejsce do odpoczynku. Szef jednak nie pozwolił nam się za długo delektować ławeczkami i pięknem okolicy; przekonał wszystkich, że jednak warto wrócić do głównej szosy i pojechać busem do domu. 

pomnik nagrobny z roku 1920 na cmentarzu powstańców styczniowych

polna droga w okolicy cmentarza (za kępą krzaków jest kapliczka, którą pokazywaliśmy rok temu)

dąb "Czwartak" zawdzięcza swoją nazwę tym właśnie czterem konarom - pniom, na które jego główny pień rozdziela się tuż przy ziemi 

figura z roku 1920 w Krogulczy 
 
Nie mieliśmy krokomierza, ale uważamy, że przeszliśmy ok. 21 km (Basia czuje, że było ich więcej), z czego asfalt stanowił nie więcej niż 6 – 7 kilometrów. Czyli udało nam się nie przemęczyć stóp, co było do wykonania.


krzewy głogu - nasi towarzysze na trasie, jest ich tu wyjątkowo dużo

Zdjęcia - Janek i ja.

4 komentarze:

  1. Ania, jak Ty piszesz i zdjecia robisz to az milo! A czy moglabym 'pozyczyc' zdjecie z wiewiorka i podeslac je kolezance, ktora tu w Londynie teskni za 'rudymi'? :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo proszę, bierz wiewiórkę. Toż to nasza, rodzima wiewiórka - nie angielska, nie kreolska, ale nasza, nasza polska. Nie austriacka, nie jakaś inna, ale rodzinna, ale rodzinna. (Trochę mnie poniosło i "poleciałam" lekko zmienionym tekstem jednej z piosenek Jana Kaczmarka)

      Usuń
  2. Wycieczka sentymentalna... do korzeni Staszkowych - fajna sprawa !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo fajna! Okolica przyjemna, opowieści z dzieciństwa też.

      Usuń