Już
po tej stronie byliśmy idąc Drogą Pienińską, ale i tak
podziwialiśmy raczej polski brzeg Dunajca, a teraz pora na słowackie atrakcje.
Na
początek zwiedzanie Czerwonego Klasztoru. Wielu turystów go pomija, uznając, że
lepiej od razu iść w góry. My nie.
Wysupłaliśmy
ze skarbonek monetki w euro, których i tak żaden kantor nie skupuje i
zaszaleliśmy podczas zwiedzania. Dopłaciliśmy trochę za możliwość
fotografowania i się poszło oglądać.
Klasztor
widzieliśmy dwa dni wcześniej z Trzech Koron.
Czerwony Klasztor widziany z Trzech Koron (nazwa powstała nie od koloru dachów, a murów, które pierwotnie były czerwone, bo z nieotynkowanej cegły)
Teraz
wyposażeni w kartkę służącą jako przewodnik penetrujemy teren.
Zwiedzanie
z „przewodnikiem” zaczynamy od drugiego dziedzińca, na którym karteczka radzi
obejrzeć zegar słoneczny odmierzający czas do trzynastej.
zegar "przedpołudniowy"
jedna z klasztornych studni
Szalenie
podobają mi się wypisane tłustym drukiem wskazówki, w którą stronę należy się udać
dalej. Dzięki pierwszej przechodzimy pod łukiem bramy i udajemy się do
pierwszego z klasztornych budynków na zwiedzanie.
Ekspozycja
zapoznaje nas z historią klasztoru zbudowanego na początku 14. wieku oraz
zakonów, które tu się osiedliły – kartuzów (do roku 1567) i kamedułów (w
osiemnastym wieku). Oba zakony o bardzo surowej regule możemy poznać dzięki
przedmiotom związanym z życiem codziennym zakonników.
jedna z sal ekspozycji
Dwóch
najsłynniejszych kamedułów prezentują ich dzieła. To kopia tłumaczenia Pisma
Świętego na język słowacki, którego autorem był Romuald Hadvabny oraz karty
zielnika kompletowanego przez brata Cypriana – lekarza, aptekarza i botanika,
tego samego, który według legendy miał latać z Trzech Koron na własnoręcznie
skonstruowanym łatającym przyrządzie.
kopia zielnika brata Cypriana
kopia Biblii Kamedulskiej
Zanim
poznamy miejsca związane z życiem mnichów, zaglądamy do gotyckiego kościoła pod wezwaniem
św. Antoniego Pustelnika. Jego wnętrze zostało odnowione przez kamedułów w stylu barokowym i
możemy podziwiać osiemnastowieczne włoskie polichromie, barkowy ołtarz główny ze złoconymi figurami świętych.
wnętrze kościoła - widok w stronę chóru
ołtarz główny
barokowy portret polskiego arcybiskupa Bogumiła z Gniezna, który został pochowany w tutejszym klasztorze (tak informuje przewodnik, którym się posługiwaliśmy w klasztorze, zajrzyjcie do komentarza z dnia 14.3.20 pod wpisem z informacjami obalającymi tę teorię)
Sklepione
klasztorne krużganki, którymi udajemy się do kapitularza też warto odnotować.
jeden z krużganków
W
samym kapitularzu co spojrzenie, to zachwyt. Sklepienie mamy tu bardzo ciekawe –
sieciowe. Na ścianach oryginalne, choć mocno wyblakłe, polichromie z początku 16.
wieku. No i efektowne, barwne ławy zdobione scenami z życia świętych (niestety
przewodniczek nie podaje, jakich lub jakiego) i malowanymi bukietami w żywych
kolorach.
sklepienie sieciowe (i ta fatalna żarówa w kadrze!)
scena biczowania Chrystusa
jedna z ław
Już
było sporo ciekawostek, a jeszcze nie zajrzeliśmy na wewnętrzny dziedziniec, gdzie na terenie objętym ścisła klauzurą w trzynastu domkach zamieszkiwali eremici – dwunastu mnichów i
przeor klasztoru.
widok z wewnętrznego dziedzińca na Trzy Korony
To, co oglądamy, to eremy z czasów kamedulskich. Z
większości domków pozostały jedynie zarysy ścian, ale domek przeora pyszni się
wieżą z drugim (popołudniowym) zegarem słonecznym. Można tam zajrzeć do wnętrza
z ekspozycją ciekawostek archeologicznych.
domek przeora
pozostałości eremów
Na
zakończenie kieruje nas przewodnik do kompletnej pustelni, to domek z datą 14
lipca 1719. I tu mamy wrażenie, że zaglądamy pustelnikowi przez ramię. Możemy
być w każdym z czterech pomieszczeń, w których toczyło się jego życie.
dormitorium - miejsce odpoczynku i duchowych ćwiczeń mnicha
laboratorium - miejsce pracy fizycznej obok drewutni
oratorium - miejsce modlitwy
Jeśli
o mnie chodzi, zwiedzanie bardzo mi się podobało i to nie dlatego, że to ja je
wybrałam jako element wycieczki. Po prostu grzech by było być tak blisko i nie
zajrzeć do tak niecodziennego miejsca.
Tymczasem
jednak zrobiło się już prawie południe i pora wracać na kwaterę.
Większość
grupy wybiera za delikatną radą mapy i kierownika przejście szlakiem niebieskim
do Lesnicy.
wybór jest
Poza
jednym dosyć stromym, ale za to niedługim podejściem szlak raczej wypoczynkowy.
Widokowo skromnie, ale jest czasem na czym oko
zawiesić.
na szlaku
widok na Trzy Korony
Z
roślinek też co nieco się da obejrzeć. Najgorzej jest ze zdjęciami, bo mój
sprzęt uległ awarii, która wprawdzie nie uniemożliwiła, ale mocno skomplikowała
fotografowanie.
przypuszczam, że ten storczyk to gółka
Robimy
co możemy. Nawet kilka obiektów słowackiej Lesnicy uda się pokazać.
widok na Lesnicę
jeden z domów we wsi
osiemnastowieczny kościół pod wezwaniem św. Michała
We
wsi kierujemy się w stronę polskiej części Małych Pienin i wdrapujemy się na
nie przyjemnym żółtym szlakiem.
na żółtym szlaku
Docieramy
do niebieskiego i nim schodzimy do Szczawnicy. A moje zdumienie nie ma granic,
że ten szlak inny zupełnie niż poprzedniego dnia. Powód? Pierwszy to nocna
burza z ulewą, która sprawiła, że droga bardzo śliska. A drugi – fakt, że tym razem nie zgubiłam szlaku i nim właśnie
idziemy.
Docieramy
do schroniska Orlica. Przy schronisku znajduje się skromna, ale niezwykle
przyjemna Izba Muzealna, która cofa nas w czasie. Mamy tu archiwalne zdjęcia,
książki, dyplomy czy puchary. Warto tam zajrzeć. Niech te pamiątki mają trochę
atencji, a i świeży powiew powietrza dobrze im czasem zrobi. Klucz bez problemu
dostaniecie w recepcji schroniska.
schronisko Orlica
w Izbie Muzealnej
I
tak trzy dni wędrówek mamy za sobą, pogoda się psuje, a my kombinujemy, jak się
jej nie dać. Co wykombinowaliśmy, opowiem w kolejnych postach.
Zdjęcia – Zosia i ja
Myślałem że Orlicy nie znajdziecie a tu proszę
OdpowiedzUsuńCo nie znajdziemy? Mała nie jest. ;)
UsuńAle na Jarmutę już nam czasu nie starczyło. Szkoda wielka...
I ominęliście skałę której nazwa zazwyczaj wywołuje rumieniec na twarzach niewiast ;)
OdpowiedzUsuńDobrze że otwarli te szlaki na Słowację, rzecz jasna to dawne ścieżki przemytnicze.
I jeszcze psss
OdpowiedzUsuńTo faktycznie wygląda na gółkę długoostrogową
No i my, jak starzy przemytnicy pomaszerowaliśmy tymi ścieżkami, a tam młodzian na czterokołowym motocyklu jechał tak ostrożnie, jak by ta dziewczyna na tylnym siodełku była z porcelany. I nas delikatnie omijał. Takich zmotoryzowanych można na szlaku spotykać!
UsuńPrzymiotnik uściślający do gółki przyjmuję. Ja po prostu w pewnym momencie się poddałam - za dużo storczyków podobnych jeden do drugiego się naoglądałam i już nie byłam w stanie odróżnić. Ale przynajmniej ciekawe okazy spotkaliśmy w Pieninach.
W 2018 roku także odwiedziłem ten klasztor i chciałbym powiedzieć kilka słów o obrazie przedstawiającym gnieźnieńskiego arcybiskupa Bogumiła, który zgodnie z informatorem wydanym przez muzeum "Czerwonego Klasztoru" miał być pochowany na terenie tego klasztoru. Jest to nieprawda, ponieważ abp Bogumił żył w XI lub według innych historyków XII/XIII wieku i został pochowany, jeśli mówimy o tym drugim Bogumile w wielkopolsce w miejscowości Dobrów, a dzisiaj jego szczątki znajdują się w kolegiacie w Uniejowie? O tym pierwszym Bogumile jeszcze mniej wiadomo. Dołączam jeszcze link do strony archidiecezji gnieźnieńskiej, na której opisane jest życie bł. Bogumiła; http://www.archidiecezja.pl/historia_archidiecezji/poczet_arcybiskupow/bl_bogumil.html
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za informacje,zamieszczę we wpisie odnośnik do tego komentarza, żeby nie wprowadzać czytelników w błąd. Ja przy opisie korzystałam z informacji zawartych w owym przewodniczku.
Usuń