piątek, 29 maja 2015
niedziela, 24 maja 2015
W parku pod platanem, czyli mały spacer po parku w Solcu-Zdroju
Pogoda
– tegoroczna majowa, czyli zimno, mokro i paskudnie. A tu czymś się trzeba w
tym Solcu zająć. Na szczęście mam wydrukowany z Internetu planik fragmentu
miasta. Dużo tam zielonego i niebieskiego. Z tego wniosek, że wydrukowałam
sobie plan Parku Zdrojowego w Solcu. A w tym parku jest kilka stawów. Dziwne
tylko, że centralna ścieżka parku to ulica Daniewskich. O co tu może chodzić?
Sprawdzam.
Park jest. A w nim wiele pięknych starych drzew. Wśród nich rozłożysty platan
otoczony ławeczkami – i od razu przypomina mi się stara piosenka…
uroczy zakątek pod platanem
sobota, 23 maja 2015
Bochnia – miasto w blasku i cieniu kopalni
Przewodnik
opowiada z dumą, że Bochnia jest jednym z najstarszych miast w Małopolsce, a
jej lokowanie na prawie magdeburskim miało miejsce 4 lata wcześniej niż
lokowanie Krakowa. Skąd takie znaczenie miasta? Wiadomo – kopalnia soli, białego
złota, które pozwalało się bogacić kolejnym władcom i całemu państwu. I tak,
dzięki kopalni, Bochnia rozkwitała, wiele budowano. Ślady tej świetności znajdziemy bez trudu, jeśli tylko poszukamy.
I
tu się wyłania druga część tytułu – mało komu chce się zadać sobie trud
zwiedzenia Bochni, bo przecież wszyscy słyszeli o słynnej kopalni, tam się więc
jedzie, zwiedza i wraca do domu.
szyb Campi - wejście do kopalni - muzeum w Bochni
piątek, 22 maja 2015
Do źródeł Czarnej, Kamiennej i Bernatki
Pogoda ostatnio nas nie rozpieszcza, jest
kapryśna i nieprzewidywalna. W tej sytuacji decyzję o wyjeździe na wycieczkę
podjęliśmy na pół godziny przed startem.
Na trasę wyruszyliśmy z Niekłania szosą w
kierunku Szydłowca. Po półrocznym urlopie zdrowotnym na wycieczkowe trasy
wyruszył Andrzej, dlatego trasa nie była ekstremalnie trudna. Przy szosie,
trudno było nie zauważyć kilku okazałych lip. Może uda im się przetrwać
ostatnio panującą modę na wycinanie przydrożnych drzew.
dziewiętnastowieczny budynek w Niekłaniu
środa, 20 maja 2015
Udana nieudana wycieczka
Dlaczego
taka?
Nieudana,
bo nie udało nam się zrealizować założonego planu w całości. Ale mimo wszystko się odbyła,
sprawiła nam sporo radości, zażyliśmy ruchu na świeżym powietrzu, wiec może
jednak udana?
A
taka była organizowana na szybko, bo telewizor codziennie straszył, że w
niedzielę załamanie pogody. To się nic nie planowało. I nagle w sobotę
wieczorem ten sam telewizor powiedział, że na niedzielę „opady nie są
spodziewane”, no to się formalnie załamałam. Jak to tak człowieka nagle
postawić w sytuacji braku planu i zapowiedzi ładnej pogody?
Kiedy
już pierwszy szok minął, coś się wymyśliło. Mieliśmy pójść czarnym szlakiem z
Ubyszowa do niebieskiego i do Majdowa. I tu się Edwardowi przypomniało, że za Ubyszowem
jest źródło Bernatki, to może zajrzymy. No może…
Tu jeszcze byliśmy pełni optymizmu, ale wkrótce ...
wtorek, 19 maja 2015
Wycieczka z niespodziankami - cz. 3
No
i w Strzałkowie szef nareszcie pozwolił nam na pieszą wędrówkę. Nie wiem,
jakim szóstym zmysłem wyszukał takie ścieżki, że ominął wszystkie zaznaczone na
mapie mokradła, a nie kazał iść asfaltem. No ślicznie się szło. Niebo nad nami
przepięknie się chmurzyło, wiatr wiał, skowronki śpiewały, cykały świerszcze
czy pasikoniki, pachniało wiosną – kicz wiosenny, albo szczęście wędrowca.
poniedziałek, 18 maja 2015
Wycieczka z niespodziankami - cz. 2
W
planach szefa była kolejna miejscowość – Mniszek (dojazd busem), która od
połowy 15. wieku aż do roku 1819 była własnością wąchockiego klasztoru
cystersów. I właśnie przeor z Wąchocka wybudował tu w 17. wieku drewniany
kościół. Ten się jednak nie zachował, obecny kościół pochodzi z lat
sześćdziesiątych dziewiętnastego wieku.
kościół p.w. św. Jana Chrzciciela
niedziela, 17 maja 2015
Maratończycy są wśród nas
Tak
sobie skromniutko wędrujemy po okolicach bliższych i dalszych, a tu pod bokiem wyrastają
z naszych kolegów prawdziwi maratończycy (czasem półmaratończycy, ale to też
spore wyzwanie).
W
ostatnią sobotę koledzy mogli się sprawdzić w X Jubileuszowym Cross Maratonie „Przez
Piekło do Nieba”. Długość trasy maratonu to oczywiście 42,195 km, a trasa półmaratonu
liczyła 21,1 km. Maraton należało przebiec, a półmaraton pokonywało się w formie
marszobiegu w czasie do 6 godzin. No to nawet spacerem taką trasę się pokona w
tym czasie. Maratończycy mieli na dwukrotnie dłuższą trasę tylko godzinę
więcej.
na starcie maratonu
sobota, 16 maja 2015
Wycieczka z niespodziankami
Już
sam termin wycieczki był niespodzianką dla nas – pogoda zdecydowała, że
jedziemy w piątek. Nie pozostało nam nic innego, jak się zgodzić.
Pojechaliśmy
kolejny raz do Przysuchy – żadna nowość. Ale dalej już nie było typowo. Z
Przysuchy wyruszyliśmy w dalszą drogę busem. I to nie jednym. Tak to nam się
porobiło nieoczekiwanie.
W
samej Przysusze skracaliśmy sobie oczekiwanie na bus zwiedzaniem. Z narażeniem
życia i zdrowia próbowaliśmy obejrzeć osiemnastowieczny lamus dworski, który
znajduje się w pobliżu wielu ważnych miejsc w Przysusze i wygląda tragicznie.
Jest otoczony przez współczesne zabudowania, ogrodzony ze wszystkich możliwych
stron płotami, murkami, teren wokół niego zarasta pokrzywami, a sam zabytkowy
budynek niszczeje w najlepsze. Widać, że nie jest zupełnie opuszczony, bo dach
na nim poprawiono – wygląda na nowy, ale wiele jeszcze przy nim przyjdzie zrobić.
lamus w Przysusze w roku 2010
środa, 13 maja 2015
Kielce pachnące wiosną i ...
Na głównej ulicy
kwitną czerwone kasztanowce. Bardzo je lubię. No bo ja lubię kasztanowce – to
drzewo mojego dzieciństwa.
kwiat czerwonego kasztanowca z ulicy Sienkiewicza
niedziela, 10 maja 2015
Wariaci? Optymiści? Zapaleńcy?
Jak określić ludzi,
którzy w niedzielny poranek, tak po siódmej, odbywają taki oto dialog
telefoniczny:
„- Stachu, pada.
- U mnie też pada.
- To co robimy?
Idziemy?
- Idziemy! Może
przestanie.”
Nie przestało. Ale
poszliśmy. Wybraliśmy wariant minimalistyczny – trasa krótka, z dojściem do
domu. A nuż się uda.
I jakoś się udało. Chociaż
na początku nasza trójka maszerowała w deszczu (słabiutki był), zdjęcia młyna w
Jędrowie spod parasolki, ale stopniowo pogoda się poprawiała.
młyn w Jędrowie
piątek, 8 maja 2015
Do trzech razy sztuka
W odległości około 3 km od Borowej Góry
jest miejsce w lesie nazwane „Jackowa Stopa”. Od dawna miejsce to intrygowało
nas, ze względu na tajemniczą nazwę, a przede wszystkim z powodu źródła rzeczki
o równie ciekawej nazwie – „Krzyk”. Pierwszą zimową próbę odnalezienia źródła
opisała Ania we wpisie sprzed ponad dwóch lat (tu opis). Warunki, jakie panowały w tym
dniu, uznaliśmy za niesprzyjające i kolejną próbę odszukania odłożyliśmy na
inną okazję.
okazały dąb przy drodze z Borowej Góry (grudzień 2012)
środa, 6 maja 2015
Wizyta w muzeum, którego nie ma
Niemożliwe? A jednak…
Mała uliczka w
pobliżu bielskiego rynku. Cicho, pusto. Jedna brama otwarta, a przy
niej kolorowa tabliczka „Muzeum Literatury im. W. St. Reymonta”, w ciemnej
sieni pojawia się długowłosy mężczyzna. To pan Tadeusz Modrzejewski –
właściciel tego prywatnego muzeum – zaprasza do środka. Czyli obiekt istnieje,
można go zwiedzić, ale oficjalnie nie jest wpisany do rejestru muzeów, władze
miasta uważają je za prywatne hobby właściciela. Tak więc jest, a jakby go nie
było.
ulica Pankiewicza w Bielsku-Białej
poniedziałek, 4 maja 2015
Królestwo za zieleń!
Szarość zimy i
wczesnej wiosny mocno nam się znudziła i zapragnęliśmy zanurzyć się wreszcie w
prawdziwą leśną zieleń. A gdzie jej najwięcej? Oczywiście w liściastym lesie –
najlepiej bukowym.
No to ruszamy w
drogę! Nie wiem, czy ja zmęczona jaka byłam, czy co, ale nie potrafię powiedzieć, kto prowadził
tę wycieczkę, bo co i raz kto inny był na czele grupy. Nieważne, grunt, że zieleni było pod
dostatkiem.
Najpierw – zielone
pola koło Łącznej. Świeża zieleń traw i zbóż. Jeszcze trochę i zrobi się
intensywna, trawy wyrosną i przyjdzie nam brodzić po rosie. Ale nie teraz.
niedziela, 3 maja 2015
Jak ładowałam akumulatory w Bielsku
Po okresie zimowego
zastoju i wiosennego osłabienia nadszedł czas, żeby wreszcie naładować
akumulatory, a przy okazji spotkać się z przyjaciółmi. W tym roku spotkanie
odbyło się w Bielsku-Białej, pogoda niespecjalnie się nami przejęła, to i my ja
zlekceważyliśmy i wybrali się na Szyndzielnię.
Wyobraźcie sobie,
jakie szczęście ma mój kolega – kilka minut jazdy autobusem i już góry! Można
sobie chodzić do woli, wystarczy wybrać trasę. Wiem, wiem, zazdrość przeze mnie
przemawia, ale takie są fakty. Zastanawiam się nawet, czy jest jakiś sposób,
żeby naszą Górę Szpitalną trochę powiększyć i mieć namiastkę prawdziwych gór w
Skarżysku – oj, marzenie ściętej głowy.
Beskid Śląski
Beskid Śląski
Subskrybuj:
Posty (Atom)