niedziela, 29 czerwca 2014

Jak nie równolegle, to prostopadle


Taka to dzisiaj była trasa – nic, tylko ta geometria!
Wysiedliśmy w Płaczkowie i skręcili pod kątem prostym w drogę do Mroczkowa. Szliśmy sobie spokojnie, niczego nie podejrzewając, a tu kierownictwo w osobie Janusza szykowało dla nas kolejne niespodzianki. Chociaż w gruncie rzeczy na starcie nastąpił opis planowanej trasy, która potem była zrealizowana, ale i tak nieźle nas czasem zaskoczyła.

 ruszamy 

sobota, 28 czerwca 2014

Ciężko być pięknym i sławnym


Przekonałam się o tym podczas sobotniej wycieczki do Szwajcarii Saksońskiej. Piękna jest ona bez wątpienia, co zawdzięcza przyrodzie i jej działaniu, które stworzyło niezwykle malowniczą grupę skał. 
O sławę zadbano nieco później. Zajęli się tym najpierw dawaj młodzi studenci malarstwa pod koniec 18 wieku, potem najsławniejszy niemiecki malarz romantyzmu Caspar David Friedrich malował te skały i poszło… A teraz to tak sławne miejsce, że nawet w moim podręczniku niemieckiego z czasów liceum była czytanka na ten temat, co zapamiętałam na całe życie. I do czego to doprowadziło? 

 najbardziej znane miejsce  Szwajcarii Saksońskiej (z bliska i plan ogólny)

piątek, 27 czerwca 2014

O tym, jak nie zostałam miłośniczką czeskich win


A miałam doskonałą okazję podczas degustacji w piwnicach renesansowego zamku Melnik (niedaleko od Pragi). Ale po kolei.
Zamek znajduje się w miasteczku o tej samej nazwie na wzgórzu, trzeba więc trochę się wdrapać na sam szczyt, żeby się tam dostać. Ale co to za wspinaczka? Uliczki ładniusie i spokojne, ciche – ot, parę osób i samochodów. Budynki odpacykowane na pastelowo, trochę wrażenia cukiernicze. 

 rynek w Melniku 

środa, 25 czerwca 2014

O tym, jak spełniłam swoje marzenie, a jednak trochę niedosytu pozostało

Kiedyś koleżanka opowiedziała mi o ślicznej uliczce w Pradze i radziła koniecznie ją zobaczyć. Zapamiętałam tę radę, ale do uliczki nie udało mi się dotrzeć, chociaż byłam już całkiem niedaleko. Teraz trafiła się okazja, bo dostałam ponad dwie godziny w Pradze do własnej dyspozycji. Na szczęście plan miasta miałam przy sobie. No i przewodniczka potwierdziła, że to niedaleko. Więc się odważyłam.
Dołączyły do mnie dwie osoby z grupy i pomaszerowaliśmy z mapką w ręku; kompasu nie zabrałam, ale słońce świeciło i mieliśmy kompas bez problemu. Kłopoty nastąpiły, kiedy chcieliśmy coś przeczytać na planie, ale od czego są okulary – pan miał swoje i chętnie pożyczał. Pani w tym czasie rozglądał się po okolicy, żeby wypatrzyć potrzebną tabliczkę z nazwą. Z tym było gorzej, bo Czesi dosyć oszczędnie zaopatrują ulice w stosowne tabliczki. Nic to, daliśmy radę.
Wdrapaliśmy się na Hradczany po Starych Schodach Zamkowych. Co jakiś czas następowało odwracanie się tyłem do kierunku marszu i podziwianie widoków na miasto. A jak się przy tym pięknie oddech wyrównuje! Nie, żeby mi to było potrzebne, ale warto wiedzieć.

Stare Schody Zamkowe 

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Krótkie zapiski dźwiękowe z Pragi


Sytuacja wyglądała następująco – dostaliśmy od pilota wycieczki doskonały sprzęt do słuchania przewodnika na odległość. A potem wyruszyliśmy zwiedzać Pragę. 
Zaprezentuję wam większość informacji, które udało mi się usłyszeć po wyjściu z autokaru.
„Spotkamy się przy czerwonej skale.” Spotkaliśmy się, a tam z całego potoku zdań dotarło do mnie „tak, jak byśmy byli na dnie morza”. No to byłam przez chwilę na dnie morza w państwie bez dostępu do tegoż.

 wychodnia skalna

czwartek, 19 czerwca 2014

Gdy słońce raka zagrzewa…*


…czyli wchodzi w znak raka, zaczyna się lato. Z czym większości ludzi kojarzy się ta pora roku? Myślę, że z wakacjami i słodkim nieróbstwem.
Dla mnie to wakacje „na krecie”, czyli w moim ogródku, gdzie krety ryją przez okrągły rok i wciąż przybywa kretowisk. Stąd ta nazwa. Słodkie nieróbstwo to ciągła walka z chwastami – zawsze ją podejmuję, choć wynik w postaci przegranej jest mi znany od lat. Na szczęście czasem pojawią się niebrzydkie kwiaty albo jaka zwierzyna przyleci i robi się przyjemniej. A, byłabym zapomniała o plonach, toż to się samo pcha do koszyka!
A więc na początek lata mały przegląd radości ogrodniczki.
Pierwsze i najważniejsze kwiaty lata to goździki kamienne – chodziło się swego czasu z całymi bukietami do szkoły na zakończenie roku szkolnego. No i „diabełki” czyli pysznogłówki, które w tym czasie zakwitają i wabią ziołowym aromatem. Początek lata w każdym szanującym się wiejskim ogródku to również liliowce – kwitnie toto dosyć długo, do wazonu się nie nadaje, ale jest, nawet uprawiać specjalnie nie trzeba. 

 jedna z wielu wersji kolorystycznych goździków kamiennych (brodatych)

wtorek, 17 czerwca 2014

Gościnność godna dawnych właścicieli


Z tym właśnie kojarzyć mi się będzie nasz pobyt w Muzeum Witolda Gombrowicza we Wsoli. Tak się tam przyjmuje turystów. Gdzie, w jakim muzeum kustosz powiedział do kogokolwiek z was „Państwo z drogi, to może potrzebujecie skorzystać z łazienki.”? Tylko tu człowiek czuje się gościem, o którego dbają i zgodnie z maksymą patrona wiedzą, że o nim „nie wolno mówić w sposób nudny, zwykły i pospolity”, co sprawia, że zwiedzanie jest ciekawe i przyjemne dla ducha.

logo muzeum

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Na ścieżkach Jaśnie Panicza


Inspiracją do wybrania się na te ścieżki była dla mnie lektura książki Joanny Siedleckiej „Jaśnie Panicz. O Witoldzie Gombrowiczu”. Czyta się ją lekko, z przyjemnością, bo to nie jakaś uczona cegła, a zbiór wspomnień i ploteczek o pisarzu. Natrafiłam tam na rozdziały poświęcone związkom pisarza z Wsolą i Bartodziejami. Były to wakacyjne pobyty we Wsoli u starszego brata Jerzego.
Koniecznie trzeba się udać tam, gdzie Gombrowicz bywał w młodości, pisał, grywał w tenisa, spotykał się ze znajomymi, a może nawet przeżywał pierwszą młodzieńczą miłość. Podobno w tamtym czasie Gombrowicz kochał się w panience Krystynie Janowskiej, córce zaprzyjaźnionych z rodziną brata pisarza właścicieli majątku w Bartodziejach. 


zdjęcie Krystyny Janowskiej opublikowane w najnowszym wydaniu książki J. Siedleckiej „Jaśnie Panicz. O Witoldzie Gombrowiczu” (wydanie z roku 2011)

niedziela, 15 czerwca 2014

Kielce wieczorową porą


Najpierw piątek – święta Tekla uroczo upozowana wita na kieleckim rynku, a potem pochłania nas filharmonia z koncertem kończącym sezon. Które to już zakończenie sezonu? Nie wiem, miałam zapytać, ale w natłoku wrażeń zapomniałam. 

 figura świętej Tekli

środa, 11 czerwca 2014

O powodzeniu, jakiego doznał rycerz Don Kichot w straszliwej i niesłychanej przygodzie z wiatrakami i o tym, co się później stało.*

Słynny ów rycerz w towarzystwie tym razem aż trzech wiernych giermków (można było poprzydzielać dwóm osobom role Rosynanta i osła, ale woleliśmy uniknąć owego despektu) przybył do Iłży, gdzie raczył zwiedzić ruiny zamku, który przez wieki strzegł  tego zacnego miasta i jego mieszkańców, aż popadł w ruinę. Bystremu oku rycerza nie umknęło pojawienie się nowych murów i budowli na zamkowym wzgórzu – nic, tylko Iłża szykuje się do odparcia ataku wielkiej rzeszy turystów, a może, co gorsza, obawia się natarcia olbrzymów, których armia zaczyna otaczać miasto.
Należało sprawę tę zbadać niezwłocznie. I dlatego skromna liczebnie nieustraszona gromadka przemaszerowała przez miasto z odnowionym rynkiem (granit plus wodotrysk – skąd my to znamy?), zajrzała na cmentarz i opuściła gród iłżecki.

baszta iłżeckiego zamku na Górze Zamkowej 

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Kolberg raz jeszcze


Pod koniec maja pisałam o zorganizowanych przez Filharmonię Świętokrzyską Dniach Oskara Kolberga. (Nie wiem, dlaczego ten wpis przeniósł mi się na czerwiec - ot, zagadka internetowa.) Szczerze przyznam, że po cichu liczyłam, że ktoś może zajrzy do linka kierującego na stronę Filharmonii i wybierze się na kolejne imprezy przygotowane w ramach tego święta.
Czy tak było, nie wiem, ale dziś otrzymałam z Filharmonii prezent dla czytelników bloga – zestaw zdjęć wykonanych podczas Dni Oskara Kolberga przez pana Pawła Mroza. Kto był, może sobie przypomnieć, kto nie był, zobaczy, co go ominęło.
Na początek to, co już opisałam, wiec nie będę się powtarzać – inauguracja.

Iwona Kowalkowska i Andrzej Tatarski 

Z Kolbergiem do Kielc


Czy wiecie, czyje imię nosi Filharmonia Świętokrzyska? Tak – Oskara Kolberga! A gdzie się urodził ten wybitny folklorysta? No, oczywiście w Przysusze, gdzie niedawno byliśmy i oglądali z zewnątrz dom, na którym znajduje się tablica upamiętniająca tego wybitnego etnografa. 

 wpis w księdze metrykalnej dotyczący Oskara Kolberga

niedziela, 8 czerwca 2014

Nierozważna i romantyczna


Właściwie na początku wydawało mi się, że tytuł mógłby brzmieć tak, jak w literackim oryginale, ale potem diabli wzięli rozwagę i poszło …
Romantycznie zaplanowałam trasę, która doprowadzi do zalewu w Mostkach, bo tam teraz pięknie jest (szczegóły pod koniec wpisu). Z rozwagą przemyślałam różne warianty i wybrałam najlepszy. 
Ale już na starcie zaczęłam wprowadzać zmiany. Najpierw postanowiłam wydłużyć trasę i zarządziłam start w Michniowie koło pomnika Leśników. Świetny pomysł, bo lasem się szło nieźle, kałuże nie były specjalnie dokuczliwe. A i widok na budowę mauzoleum w Michniowie mocno nas zaskoczył. Od marca przybyło tu ładnych parę ton betonu.

 pomnik Leśników poległych i pomordowanych podczas II wojny światowej

czwartek, 5 czerwca 2014

Święta, święta, święta - ziemia, co nas nosi*


5 czerwca ustanowiony został przez ONZ Światowym Dniem Ochrony Środowiska. I cóż my mamy chronić? Nie będę przytaczać naukowych definicji środowiska, po prostu – chrońmy to, co nas otacza, przyrodę. Znamy ją z widzenia, spotykamy się z nią na każdym kroku, a na wycieczkach szczególnie rzuca się nam w oczy w całym swoim bogactwie.
Żeby nie być gołosłowną pokażę kilka zdjęć zrobionych w wybranych rezerwatach przyrody. Zobaczcie, co warto otaczać  opieką.

Las

drzewostan w rezerwacie Zamczysko

niedziela, 1 czerwca 2014

Pomnikowa trasa


Wybraliśmy się na mały spacer (ok. 15 kilometrów) z Kucębowa do Bliżyna, a tu się nagle okazało, że na trasie naszej wędrówki napotykamy prawdziwe skarby – pomniki przyrody i urocze kwiaty późnej wiosny. Poza tym nie szliśmy tędy ponad trzy lata i okazało się, że wiele miejsc wygląda zupełnie inaczej – a to drzewami zarosło, a to nowe dachy na starych domach. Trzeba wracać na stare śmieci, bo one niby stare, a inne, chociaż nie nowe.
Zanim jeszcze zapuściliśmy się do lasu, podziwialiśmy łąki za Kopciami, a tu nadal kwitną kosaćce, firletki, ostrożnie. Oddziela je od nas rów, ale najbardziej zapaleni miłośnicy roślinności przekroczyli go, żeby zrobić kilka zdjęć. 

 ostrożeń łąkowy