środa, 31 grudnia 2014

I znów minął rok

Tym razem cały ten rok mamy udokumentowany internetowo. W tej sytuacji podsumowanie będzie krótkie.
Jako grupa przeszliśmy podczas 69 wycieczek 1232,8 km, co daje średnią 17,9 km. Znów narasta tendencja do unikania dłuższych tras, zaledwie 18 wycieczek liczyło ponad 20 kilometrów. Cóż, chyba to oznaka starzenia się i wygodnictwa.
Najdalej na północ wybraliśmy się w tym roku do Bartodziejów, a na południe do rezerwatu Grabowiec. Na wschód zaniosło nas najdalej do Gołoszyc, a na zachód do Papierni. I na tym obszarze udało nam się wyszukać kilka ciekawych miejsc, gdzie jeszcze nie byliśmy, ale coraz trudniej o takie nowości. W tej sytuacji niech Was nie dziwi, że w następnym roku spotkacie na blogu powtórki z tras lub miejsc. 


ruiny dworu w Bartodziejach 

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Mała zimowa przechadzka



Jak to mówią, z pustego to i Salomon nie naleje. Więc i ja nie będę robić z naszej niedzielnej przechadzki wielkiej wyprawy.
Wyruszyliśmy mała grupką z Grzybowej Góry polnymi drogami w stronę lasu. Nawet dosyć zimno było – mróz i trochę wiatru (tam zawsze wieje – wiadomo, Kieleckie). Jedna z koleżanek sprawdziła zaraz na początku twardość gruntu – było twardo. Takie badania trochę bolą.

ruszamy na trasę

wtorek, 23 grudnia 2014

Wigilia w Majkowie

Odbyła się w szkole w ostatnim dniu przed feriami świątecznymi. Przygotowano ją perfekcyjnie. Wystarczyło wejść do budynku, żeby poczuć nastrój świąteczny. Hole udekorowane drzewkami, lampkami i czym tam się jeszcze dekoruje. Miło. Goście (a mógł przyjść, kto chciał – wigilia była dla mieszkańców Majkowa) zostawiali okrycia w szkolnej szatni, mieli na sali zapewnione wygodne krzesła. A sala jak wyglądała! Takie trzy w jednym: scena, widownia i wielki stół nakryty białym obrusem i elegancko ozdobiony. 


niedziela, 21 grudnia 2014

Zima co za pożytki czyni i co za rozkoszy w sobie ma*


Tak na pierwszy rzut oka – żadne. Ale przy dokładniejszym przyjrzeniu się i przemyśleniu może coś się jednak znajdzie.
Przede wszystkim zimą wycieczki tanieją, bo dni krótkie, to i daleko jechać nie warto. Łazimy więc po okolicy aż do znudzenia. Tak by się wydawało, ale nudno zimą nie jest. A dlaczego? Ano dlatego, że droga zimą potrafi różna być, a więc raz się człowiek ślizga po lodzie, raz przedziera się przez zaspy, a czasem maszeruje po drodze pięknie odśnieżonej jak po stole. 

 ślisko jak diabli

piątek, 19 grudnia 2014

O tym, jak wyszłam z domu w zwyczajnych butach turystycznych, a wróciłam w najnowszym modelu glinobutów

Podobno w środę miała być paskudna pogoda, a była ładna. Nawet bardzo. W czwartek też miała być paskudna. I była. No to kiedy poszliśmy na wycieczkę? Oczywiście – w czwartek! I jak było?
Najpierw był marsz przez Starachowice do zalewu na Lubiance. Zalew, o dziwo, lekko przymarznięty na powierzchni. A poza tym w okolicy nasze ulubione radośnie bure barwy.

nieznana z imienia rzeczka wpływająca do zalewu

środa, 17 grudnia 2014

Odrobina luksusu


Czytaliście opowiadanie Trumana Capote „Śniadanie u Tiffany’ego”? A może oglądaliście film pod tym samym tytułem? Wiem, wiem, to dawne czasy, ale są rzeczy ponadczasowe. I do nich, moim zdaniem, należy właśnie „Śniadanie u Tiffany’ego” i nieśmiertelna rola Audrey Hepburn. Jedna z niezapomnianych scen to ta, kiedy bohaterka filmu w prostej czarnej sukni wieczorowej stoi bladym świtem z papierowym kubkiem kawy w ręku przed salonem jubilerskiej firmy Tiffany & Co

praca pisarza i jej efekty

niedziela, 14 grudnia 2014

Okropnie nudna wycieczka


Różne wycieczki prowadziłam, to i do takiej muszę się przyznać z podniesioną głową. No cóż, nudno było, bo nic nowego. A i pogoda znów typowo niedzielna. I tempo – ech, ślimacze! Nic, tylko umrzeć z nudów.
Ja w każdym razie przeżyłam i zdaję relację.
Na początek wymarzyłam sobie zajrzeć do młyna w Jędrowie, sprawdzić, co tam, panie dziejski, nowego. Są zmiany widoczne gołym okiem. Młyn pięknieje, ma nowe okna, malutkie wieżyczki. Pewnie jest więcej zmian, ale nie wszystkie są dostępne oczom laika. Zapuściliśmy żurawia w dostępne kąciki i nie żałuję, że nas tu zaniosło. Najbardziej mnie porusza głęboka i szczera dbałość o detale, ich autentyczność. Tu nie chodzi o to, żeby było „ładnie”, ale ma być pięknie, czyli prawdziwie. 

tym razem widok młyna od strony Kamionki

czwartek, 11 grudnia 2014

Och, jak to zdrowo, tak na sportowo!


Na środę zapowiadano ładną pogodę, więc zaplanowałem trasę z Niekłania do Chlewisk, przez Furmanów, Lelitków, Skłoby, Wolę Zagrodną. Rano nie wyglądało ciekawie, bo nasz powiat spowiła gęsta mgła, ale nie odstręczyła nas od powziętego zamiaru. W Odrowążu mieliśmy okazję zobaczyć z okien busa, jak przez mgłę przebija się słońce, a w miejscu startu – Niekłaniu – świeciło pełnym blaskiem. 

początek trasy - wieża gichtociągowa w Furmanowie 

środa, 10 grudnia 2014

Był sobie kiedyś hotel w Katowicach …


Wybudowano go w ostatnich latach XIX wieku, nazwano go dumnie „Grand Hotel”. Był niezwykle elegancki, goście mieli do dyspozycji nie tylko pokoje hotelowe, ale też restaurację i kawiarnię. A klatki schodowe jakie tam były! Szyk. Wyobraźcie sobie, że nawet winda elektryczna woziła gości na piętra. 

klatka schodowa trochę inaczej 

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Mgliście, ale radośnie

Wczesny ranek niedzielny nie zapowiadał rewelacji pogodowych... prognoza była mało zachęcająca, ale skoro zdecydowaliśmy się iść na rajd pieszy, to nic nam nie mogło przeszkodzić.
Z miejscowości Bugaj wyruszyliśmy szlakiem żółtym, po kilkuset metrach zaciekawił mnie tarasowo położony ogród ze stawem i strumyczkiem wypływającym prosto ze źródełka, które niegdyś zaopatrywało miejscową ludność w smakowitą wodę. W dobie centralnej formy zaopatrywania w wodę, ujęcie przestało być przydatne.

 tak mógłby wyglądać wymarzony dom Ani z Zielonego Wzgórza

środa, 3 grudnia 2014

Dawno już nie byliśmy w tych okolicach


Czyli gdzie? Na północny zachód od Chlewisk. A dlaczego? Nasz ulubiony niedzielny bus w te okolice zawiesił działalność.
W końcu kolega Ed wymyślił i poprowadził środową wycieczkę, która rozpoczęła się w Ninkowie, a zakończyła w Chlewiskach. Pierwszym punktem programu był dziewiętnastowieczny dworek należący prawdopodobnie do dawnych dziedziców Ninkowa – Żarskich. Wydaje mi się, że zastaliśmy go w momencie zmian, bo widać wymienione okna, dym wylatuje z komina, czyli ktoś tam mieszka i pewnie z czasem wprowadzi kolejne unowocześnienia. Na zdjęciu zauważycie stary łamany polski dach kryty gontem. Trzeba tu zajrzeć za jakiś czas i zobaczyć, w jakim kierunku podążą zmiany. 

dworek w Ninkowie