To nigdy
nie była nasza maksyma. Ale czasem się przydaje. Na przykład w takim dniu,
kiedy zapowiadają deszcz, a ty wiesz, że deszczu nie będzie, ale się obawiasz,
że może jednak …
Staszek i
ja z zapałem i na pełnym luzie w pięć minut wymyśliliśmy wycieczkę na środę. To
znaczy, wiedzieliśmy gdzie pojedziemy. A potem się zobaczy.
Zamierzaliśmy
pojechać do Starachowic. Nie uwierzycie, ale mało brakowało, a byśmy tam nie
dojechali. Dlaczego? Bo siedzieliśmy w pociągu, który miał jechać w tym
kierunku, ale godzinę później, co nikomu z luzaków do głowy nie przyszło.
Dopiero pojawienie się na peronie naszego pociągu wzbudziło lekkie
zaniepokojenie i jednak zebraliśmy klamoty i się przesiedli. Cud, że
zdążyliśmy.
Potem było
równie optymistycznie. Szlak w Starachowicach się znalazł (czerwony) i nim poszliśmy
w kierunku lasu.
niewielki staw na skraju Starachowic