Mieliśmy
ochotę wybrać się na środową wycieczkę, ale nikomu nie chciało się wymyślać
nowej trasy. A przecież w telefonie miałam SMS z trasą wycieczki na niedzielę,
która się nie odbyła. Nic to, że jej pomysłodawca w środę zamierzał zostać w
domu, przecież taki dobry pomysł nie może się zmarnować, no to się wybraliśmy
busem do Mirca.
Tak
sobie jedziemy zadowoleni, planujemy, jak „ugryźć” plany szefa, a tu na
kolejnym przystanku – sam szef we własnej zakatarzonej osobie! Nie pozwolił
ukraść sobie trasy i dopilnował realizacji. Ba, nawet sam swoje pomysły
skorygował.
Oto,
co z tej „współpracy” wyszło.
Z
Mirca ruszyliśmy na poszukiwanie prawdziwej trasy szlaku czarnego. Tym razem
maszerowaliśmy przez Mirzec Malcówki. Wiało tam jak sto pięćdziesiąt, ale
widoki za to mieliśmy przyzwoite. Trzeba się było tylko odwrócić tyłem do
kierunku marszu. Za nami – pola, a na horyzoncie – wiatraki.
widok na pola z Malcówek