piątek, 19 grudnia 2014

O tym, jak wyszłam z domu w zwyczajnych butach turystycznych, a wróciłam w najnowszym modelu glinobutów

Podobno w środę miała być paskudna pogoda, a była ładna. Nawet bardzo. W czwartek też miała być paskudna. I była. No to kiedy poszliśmy na wycieczkę? Oczywiście – w czwartek! I jak było?
Najpierw był marsz przez Starachowice do zalewu na Lubiance. Zalew, o dziwo, lekko przymarznięty na powierzchni. A poza tym w okolicy nasze ulubione radośnie bure barwy.

nieznana z imienia rzeczka wpływająca do zalewu

zalew na Lubiance

Potem zejście ze szlaku na ścieżkę dydaktyczną (Nowa jakaś, nie wiadomo, skąd prowadzi, ani dokąd. Potem sama sobie poszła na prawo, a my w lewo). Przy okazji rzucam okiem na Lubiankę, której nie warto fotografować, bo już się ją tyle razy widziało… I dawniej ładniejsza była. Pewnie dlatego, że młodsza.
Drugie spotkanie z Lubianką skutkowało biegiem przez bardzo ładny ciemny las. Leżało tam sporo omszałych pni. Możecie mi wierzyć, bo nie miałam czasu na dokumentowanie. 

woda w Lubiance błotnista jakaś

Aż wreszcie doszliśmy (tym razem wyjątkowo szliśmy) do punktu czerpania wody, a za kilka minut do szlaków wszystkich na raz, które prowadzą z Wąchocka na Wykus. Jak wiecie jest ich ze cztery, plus nieco dalej kolejna ścieżka dydaktyczna. Krąży toto po lesie, a jak jest potrzebne, to go akurat wtedy brak. Przekonaliśmy się o tym dosyć szybko.

kapliczka przyziemna
 
Znakowanie próbowało nas zmylić podczas szukania drogi na wzgórze Kropka. Jej początek sprawia wrażenie, że jest znakowany jako ścieżka dydaktyczna. Ale nic bardziej mylnego. Znaki dotyczą drogi krzyżowej, a na Kropkę podchodzi się bardzo ładną nieznakowaną leśną drogą. Zaczyna się ona za mostkiem na Lubiance (o, tu nieźle narozrabiały bobry) i prowadzi pod górę przyjemnym wąwozem. Kończy się na niewielkiej polance z miejscem odpoczynku i pomnikiem ku czci świętokrzyskich zgrupowań partyzanckich AK „Ponury – Nurt” i cywilnego ruchu oporu leśników. 

mogiła Feliksa Madeja, który zginął we wrześniu 1944 roku 

mostek na Lubiance

na wzgórzu Kropka  

Dobrze napisałam, że droga się kończy. Za polanką zaczyna się „wolna amerykanka”, czyli mozolne przedzieranie się przez las w kierunku kapliczki na polanie Wykus. Zdaję sobie sprawę, że jestem na terenie rezerwatu przyrody, ale chyba nikt się tym mocno nie przejmuje, bo pełno tu śladów kół wielkich wozów do zwózki drewna. Chciałabym zrobić jakieś foto z rezerwatu, ale trudno jest patrzeć pod nogi, gonić grupę i robić w miarę przyzwoite zdjęcia. Podobno do tego dochodziły nawoływania z przodu, ale tego to ja raczej nie słyszałam. No, może raz. Gdzieś tam na naszej drodze pojawił się szlak, ale się kierownictwu nie spodobał i dalej się błąkaliśmy. Dwa razy przechodziliśmy rzekę. Przy pierwszym przejściu nawet widziałam kolegów, za drugim razem nie miałam tyle szczęścia, bo się zgubiłam, wybrałam inną ścieżkę niż oni. I tam właśnie podczas próby dotarcia do mostku nie wyrobiłam się i zapadłam w przecudnej urody czerwono-różową glinę. Zapewniło to moim butom (zwłaszcza prawemu) nadzwyczaj oryginalny wygląd i przejście do kategorii glinobutów (kolor – jak wyżej).  Dwa szorowania później znów mam pospolite obuwie. 

Staszek przy pniu okazałego buka

bałagan w leśnym wąwozie 

Do tego mostku nie dotarłam - glina mnie wciągnęła. 

W moich nowiutkich glinobutach dogoniłam po jakimś czasie czołówkę i ostatnie 9 kilometrów trasy pokonałam już w towarzystwie kolegów. Pomaszerowaliśmy do skraju lasu, a potem do Siekierna i wśród pól (wiatr też był) do Leśnej. Tu pozwoliłam sobie na kilka niezbyt udanych fotek (warunki i pośpiech niezbyt sprzyjały). 

stuletni krzyż w Siekiernie 

wiosenne pola w grudniu
 
I wreszcie dotarliśmy na przystanek, skąd zaraz zabrał nas bus do domu. Licznik wykazał, że pokonaliśmy 20,88 kilometra. Oczywiście znów było sportowo! 

 mój glinobut - lekko odczyszczony papierowymi chusteczkami i po wysuszeniu w marszu

Zdjęcia znów tylko mojego autorstwa.

4 komentarze:

  1. Trasa piękna,najgorszy odcinek to dojście asfaltem do zalewu Lubianka... buty to fraszka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten starachowicki odcinek nie był taki zły - szliśmy szybko i nawet nie wiem, kiedy asfalt się skończył. Edward zna jakiś tajemniczy skrót, chyba.

      Usuń
  2. Nowa , gliniasta moda. Jesteś prekursorką. Ale prócz błota na Twoich zdjęciach wciąż się zieleni. Szczególne, rzuca mi się w oczy , mech.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do mchu, to kilka razy sprawdzałam, czy rzeczywiście rośnie tylko po północnej stronie pni drzew. Nic z tych rzeczy. Bez kompasu nie znajdziesz północy, jak będziesz liczyć tylko na mech. Ale, faktycznie, na paru zdjęciach rzuca się w oczy.

      Usuń