środa, 16 września 2020

Wędrówka w okolicach Krasocina

Zaczynamy przy obiekcie najbardziej znanym w Krasocinie – to stuletni wiatrak holender. Trafiliśmy szczęśliwie, bo wiatrak akurat ma okrągłe „urodziny”, ale też i odnowiony został i prezentuje się jak powtórnie narodzony. 
 
nowe życie wiatraka holenderskiego wybudowanego w roku 1920 
 

obejrzeliśmy go ze wszystkich stron
 

A miał spore problemy w swym długim żywocie – w czasie 1 wojny światowej służył jako punkt obserwacyjny, pod koniec drugiej został ostrzelany przez Rosjan, po wojnie popadł w  ruinę, której nie zapobiegł remont w roku 1980. Może teraz nadeszły dla niego wreszcie dobre czasy.
 
wiatrak na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku (jak na dziarskiego pięćdziesięciolatka słabo się trzymał)
 
Niedaleko wiatraka oglądamy kościół parafialny pod wezwaniem świętych Doroty i Tekli. Zbudowany w drugiej połowie 19 wieku w stylu, na jaki zezwalały władze carskie. Jest prosty, bez kaplic i naw bocznych. Przypomina kościół w Mircu zbudowany w tym samym stylu. 
 

kościół w Krasocinie
 
W Krasocinie upamiętniono też miejsce, gdzie znajdował się pierwszy, drewniany kościół zbudowany w 14 wieku. Przypomina o tym krzyż ufundowany przez parafian w roku 1894 oraz późniejsza sztuczna grota wzorowana na kaplicy z Lourdes. Znalazłam informację, że podczas renowacji groty w roku 2006 odkryto w jej pobliżu fragmenty fundamentów starego kościoła oraz pozostałości pochówków z terenu przykościelnego cmentarza. 
 
krzyż - "pamiątka starego kościoła" 
 
grota z Lourdes - oba obiekty znajdują się na terenie utworzonego niedawno Parku Historii Krasocina
 

Warto jeszcze wspomnieć o przyjemnym stawie z niewielką wysepką i kapliczką św. Jana Nepomucena. 
 
wysepka z kapliczką i altaną
 
I wreszcie koniec zwiedzania – ruszamy na trasę. Robi się upalnie, a my wędrujemy polną drogą w kierunku Góry Świętego Michała. Po lewej stronie mamy brzeg lasu, po prawej widoki na pola wczesnej jesieni. Już po żniwach. Trochę pusto. 
 
w drodze na Górę Św. Michała
 
jesienne pola
 
W lesie na szczycie góry skrywa się niezwykle tajemniczy obiekt. Na dobrą sprawę nikt nie wie, czym były ruiny, które wyłaniają się spośród drzew. Nieznany jest czas powstania budowli, jej fundator ani przeznaczenie. Wygląd murów wskazuje na styl późnogotycki i przeznaczenie sakralne. Czy był to kościół katolicki przekształcony w zbór ariański, czy też odwrotnie – nie sposób określić. A może nigdy zborem nie był? Bez wątpienia uległ zniszczeniu. Czy to w czasie potopu szwedzkiego, czy później, też można się spierać. 
 
 widok ogólny ruin 
 

we wnętrzu
 
okno z widokiem na las
 

Współcześnie ustawiono w ruinach krzyż, odprawia się tam raz w roku nabożeństwo pod koniec września – w niedzielę najbliższą imieninom patrona. 
 

Po krótkim odpoczynku na skraju lasu ruszamy w dalszą drogę. Z asfaltowej szosy mamy widok na Górę Św. Michała. 
 
widok na Górę Świętego Michała
 
krzyż z drewnianą figurą Chrystusa na rozstaju dróg u podnóża góry
 

Potem na krótko zanurzamy się w cienistym lesie, aby znów wyjść na polne drogi. One nawet niebrzydkie są, ale słońce daje popalić. 
 
jest nadzieja na cień
 
i znów w słońcu
 

 
w dali już wykopki 
 
Nie zważmy na trudy i docieramy w okolice Ludyni. Zatrzymujemy się w lesie przy niewielkim cmentarzu wojennym. Nietypowe to miejsce. Pochowano tu żołnierzy niemieckich i rosyjskich poległych w walkach 1 i 2 wojny światowej.
 
nieduży, ale zadbany cmentarz wojenny
 
Obok cmentarza odsłonięto w roku 2013 kamień upamiętniający „wachmistrza Kamińskiego i powstańców z oddziału Anderliniego poległych w potyczce z Moskalami w Ludyni 8 kwietnia 1864 roku”.  W ostrym słońcu napis jest zupełnie nieczytelny, jego treść przytaczam na podstawie strony poświęconej powstaniu styczniowemu (tu link). Warto tam zajrzeć i przeczytać opis potyczki. 
 
pomnik powstania styczniowego
 
Jeszcze tylko chwilka przy kolumnie z żelaznym krzyżem. Podobno kolumna pochodzi z 17 wieku. Krzyż jest dużo młodszy. 
 
trudna do sfotografowania kolumna
 
wiosną roku 2007 była lepiej widoczna
 

I wreszcie możemy przejść drogą, przy której rosną kostropate wierzby, w stronę wsi Ludynia, a w niej podejść do bramy prowadzącej na teren parku otaczającego osiemnastowieczny dwór. 
 
droga do wsi
 
ta sama droga trzy lata temu zimą
 

Mamy szczęście – brama otwarta. Ale brak kogokolwiek, kto może udzielić zgody na wejście. W głębi parku słychać odgłos pracy kosiarki. To właściciel dworu, pan Stanisław Gieżyński, kosi trawnik. Uzyskujemy zgodę na obejrzenie obiektu.
Od czego zacząć? Może najpierw park. Trudno go fotografować w ostrym słońcu, ale i tak robi duże wrażenie. Podziwimy dorodne pomnikowe drzewa. A i urocze stawy bardzo nam się podobają. 
 
aleja zaprasza do spaceru po parku
 
pomnikowe lipy
 
jeden ze stawów w cieniu drzew 
 
i w słońcu

ten sam staw wiosną 2007
 
nad stawem rósł potężny pomnikowy wiąz, który niestety upadł ze starości
 
 
Pamiętacie zaniedbany modrzewiowy dwór z Prędocina? To teraz zobaczcie, jak może wyglądać dwór, który ma właściciela dbającego o każdy detal. Pan Gieżyński poświęcił wiele lat na odbudowanie dworu, który, choć pierwotnie drewniany, został w 19 wieku otynkowany, a teraz znów możemy podziwiać jego oryginalny wygląd. Zobaczcie najpierw, jak dwór wyglądał przed renowacją.
 
otynkowany na żółto dwór na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku 
 
dwór w roku 2007 (wydaje mi się, że na biało został pomalowany dla potrzeb filmu "Przedwiośnie", w którym "zagrał" Nawłoć, a może już wcześniej do filmu "Syzyfowe prace")
 

Teraz dwór zachwyca swym pięknem. Zwróćcie uwagę na łamany dach, uroczy ganek, okna czy zachowane oryginalne osiemnastowieczne lisice z rzeźbionymi kapitelami. 
 
elewacja frontowa dworu
 
południowa ściana skąpana w słońcu (wszystkie okna we dworze są drewniane, sześciokomorowe)

jedna z par ozdobnych lisic w narożach dworu
 

Obok dworu znajduje się straszy od niego szesnastowieczny murowany budynek. To dawny zbór ariański lub kalwiński, jest też nazywany lamusem dworskim. Podobno na pięterku mieszkał minister zboru. Kiedy my spacerowaliśmy po parku, z galerii otaczającej piętro obserwował nas nieduży czarny piesek.  
 
budynek zboru przed czterdziestu laty
 
w roku 2007
 

i obecnie
 
ręcznie kute drzwi do zboru z dębowymi odrzwiami, w których po lewej stronie zauważycie spore wycięcie - to według miejscowej legendy dlatego, żeby mogla przez nie przejść trumna z grubym kalwinem
 

Dwór można zwiedzać, ale nie chcieliśmy przeszkadzać właścicielowi w pracy. Musimy tu jeszcze kiedy zajrzeć, bo pan Gieżyński szykuje pokój z wystawą poświęconą Tadeuszowi Kościuszce, który przebywał w tym dworze.
 
w cieniu pomnikowych lip kamienna ławeczka, na której może siadywał sam naczelnik
 
Po takiej porcji wrażeń pora wracać do domu. Czeka nas jeszcze wędrówka do Krasocina. Teraz trasa jest zdecydowanie krótsza – maszerujemy na północ. Co ciekawe, nasza droga ma znakowanie ścieżki do nordic walking. Prowadzi ona częściowo drogą, którą już szliśmy, a potem przez piękny las i pola do wsi. 
 
jedna z leśnych dróg
 
i już przed nami pola Krasocina
 
Jeszcze tylko rzut oka na staw i możemy wracać.
 
spojrzenie na staw z innej strony niż na początku wędrówki
 
Licznik wykazał, że przeszliśmy 20,6 kilometra. Kolega Ed powiada, że spora cześć tych kilometrów to dreptanie wokół zabytków. Niech i tak będzie.
 
mapka trasy pieszej (na wycieczce oglądaliśmy i inne obiekty, ale o nich opowiem przy okazji)
 
 
Zdjęcia – Edek, Janek i ja

8 komentarzy:

  1. Foto relacja marzenie... fajna miejscówka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miejsca rewelacyjne, dotychczas mieliśmy problemy z dojazdem. Albo był dogodny dojazd, albo powrót, oba razem - nigdy. A teraz pojazd spokojnie czeka, my wędrujemy.

      Usuń
  2. Pięknie wygląda odnowiony wiatrak :) Będzie powód by ponownie odwiedzić Krasocin, a że okolice są bardzo ciekawe to znajdzie się coś jeszcze zapewne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdę mówiąc nie spodziewaliśmy się, że ten wiatrak jest odnowiony. Zaskoczył nas swoją urodą. Domyślam się, że gdyby nie epidemia, działałoby w nim muzeum chleba. To może "po wszystkim" trzeba będzie i nam wrócić żeby je obejrzeć.

      Usuń
  3. Dojazd w okolice Krasocina trudny, ale dla tak pięknie odnowionego wiatraka bez dwóch zdań warto. Perełka. Tym bardziej, że okolica obfituje w atrakcje, z których wiele podobnie jak ruiny prawdopodobnego zboru w Gruszczynie, poukrywane są w tutejszych lasach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teren rzeczywiście atrakcyjny. Upał nam trochę dał w kość, ale warto było.

      Usuń
  4. No, no ... spora ciekawostka. Te ruiny kościoła na pustkowiu, to już zagadka na miarę "Pana Samochodzika" a i inne rzeczy nie mniej frapujące. Fajna trasa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że i "Pan Samochodzik" nie rozwiązałby tej zagadki. Ale piękne wspomnienie z dzieciństwa ta postać.

      Usuń