niedziela, 30 maja 2021

Spacer wśród głogów z Marcelem Proustem

Zastanawiacie się zapewne, dlaczego na spacerze towarzyszy nam pisarz, a nie botanik. To proste – wpis nie ma być informacją o głogach, ich gatunkach czy zastosowaniu. To ma być wpis o zachwycie. A nikt tak się pięknie głogami nie zachwycał, jak Proust. To on mi przed laty otworzył oczy na urodę tych krzewów. 
 
samotny krzew wśród pól
 
bogactwo kwiecia
 
Pozwólmy więc mówić Proustowi, a my dodamy odrobinę słów własnych oraz ilustrację fotograficzną. I oby nasz przewodnik nie miał nam za złe owych uzupełnień. 
 
gotowe do kwitnięcia
 
O głogach trzeba pisać w maju, bo to ich miesiąc. Wtedy też podczas nabożeństw majowych w kościele św. Hilarego w Combray Marcel zaczął kochać głogi „ustawione na samym ołtarzu, nieodłączne od misteriów, w których obchodzie brały udział, biegły pośród świeczników i poświęconych naczyń gałęźmi splecionymi w świąteczne girlandy.”
 

„Gałęziom tym przydawały jeszcze uroku festony liści, na których rozsiane były obficie, niby na trenie panny młodej, bukieciki pączków olśniewającej białości.”
 
tren
 

bukieciki

„…to natura sama, wystrzygając tak bogato liście, przydając im najpiękniejszy ornament owych białych pączków, uczyniła tę dekorację godną obrzędu…”
 



„Wyżej otwierały się tu i owdzie ze swobodnym wdziękiem ich płatki, przytrzymujące niedbale, niby lekki stroik z gazy, bukiet pręcików delikatnych jak babie lato.”
 


„wystrojone kwiaty z roztargnioną minką trzymały lśniące bukiety pręcików, delikatnych i promiennych strzałek płomienistego stylu, podobnych tym, które w kościele ażurują poręcz empory lub filarki witrażu, a które tu rozkwitały białym miąższem kwiatu poziomki.”
 


Podczas spaceru w Transonville dziadek pokazał Marcelowi inny głóg – „różowy, piękniejszy jeszcze od białych.” I tu mam drobny problem, bo nie wiem, o który gatunek różowego głogu może tu chodzić.   Zobaczcie oba – sami sprawdźcie, o który chodzi. Ja się ledwie domyślam, ale nie śmiem wyrokować. 
 
Ten?
 
Czy ten?
 

„On też wystrojony był jak na święto … bogaciej jeszcze, bo kwiaty oblepiające gałęzie tak gęsto że nie było ani jednego miejsca nie pokrytego niemi, były, niby pompony okalające laseczkę rococo, „kolorowe”, tem samem wartościowsze.”
 


„U szczytu gałęzi — … — roiło się mnóstwo pączków o bledszym odcieniu; rozchylając się, ukazywały, niby na dnie pucharu z różowego marmuru, krwawą czerwień, i zdradzały, bardziej jeszcze niż kwiaty, swoistą, nieodpartą esencję tego głogu, który gdziekolwiek pączkował, gdziekolwiek miał zakwitnąć, nie mógł tego uczynić inaczej niż różowo.”
 





„I właśnie te kwiaty przybrały jakiś odcień czegoś jadalnego, lub delikatnych barw tualety na wielkie święto… Odczułem tu natychmiast — jak wobec białych głogów ale z większym zachwytem — że owa odświętność kwiatów nie jest sztuczna, nie jest ludzkim przemysłem, ale że to natura wyraziła ją samorzutnie…”
 


A jak pokazać to, co najbardziej fascynowało Marcela – zapach głogów? Znacie go? Przy robieniu zdjęć można się go nawdychać do woli. Pisarz tak go opisuje: „z głogów wydziela się gorzki i słodki zapach migdałów; zauważyłem wówczas na kwiatach złotawe punkciki, pod którymi wyobrażałem sobie, że musi być ukryty ten zapach, niby pod zapiekanymi miejscami smak migdałowego kremu albo pod piegami smak policzków panny Vinteuil.”
 


Gdzież te punkciki? Może w środku kwiatu? 
 
No i jeszcze moja interpretacja jednego zdania – „Ścieżka brzęczała zapachem głogów.” Tak to sobie wyobrażam:
 
 




Z kolejną wiosną znów wrócą kwitnące głogi, a my powitamy je jak Proust, który wracał do głogów, „tak jak się wraca do arcydzieł, z myślą że będę je lepiej widział, kiedy na chwilę przestanę na nie patrzeć.”
 




Wszystkie cytaty z tomu zatytułowanego „W stronę Swanna” M. Prousta.
Zdjęcia – Teresa i ja
 

2 komentarze:

  1. U mnie z literaturą gorzej... ale natura spisała się na medal.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat ta powieść wymaga trochę wysiłku podczas lektury, ale natura sama się pcha w oczy.

      Usuń