poniedziałek, 24 lipca 2017

Na prawdziwkowym szlaku


Gdzie jest taki szlak, zapytacie. Rasowy grzybiarz zatai taką informację, a ja się nią podzielę.
To szlak niebieski z Michniowa do Suchedniowa. Niestety, wszystkie prawdziwki są do siebie mocno podobne, ale może mi uwierzycie, że było ich dużo różnych. No i dużych.
Pierwszego wypatrzyłam już w lesie po zejściu z bitej drogi, którą teraz odnowiony szlak prowadzi. Potem zdarzały się nawet całe prawdziwkowe rodziny.

zawsze chciałam przejść tą drogą, a szlak tędy nie prowadził, a teraz ...

 prawdziwek nr 1

 nr 2

nr 2 - inne ujęcie
 
Co jeszcze warto zobaczyć na tym szlaku? Wiadomo – dziewiętnasty raz Kamień Michniowski. Jeśli przyjąć, że liczę wejścia od dziesięciu lat, to okazuje się on obiektem bardzo popularnym – odwiedzamy go po dwa razy w roku. Ponieważ w tym roku już był w kwietniu, to teraz sobie go pooglądajcie na zdjęciach i szlaban na Kamień Michniowski.


Kamień Michniowski

w pobliżu korzeniówka pospolita wychyla się z ziemi 

 i owocuje
 
Czemu wiec na ten Kamień się wybraliśmy? Żeby sprawdzić, jak przebiega nowa trasa wspomnianego szlaku i jak wygląda dostęp do źródła Burzący Stok. 
Większość szlaku prowadzi jak dawniej ładnym lasem (szczególnie lubię jego bukową część). Drogi w tym lesie mocno rozjeżdżone, przychodzi omijać spore kałuże i błotniste odcinki. 



w bukowym lesie


i tu też prawdziwki

Wreszcie szlak wykonuje ostry zakręt na zachód i wchodzi w porządną drogę (coś, jakby nasyp kolejki). Suchą stopą wędrujemy do kolejnego zakrętu i zaczynamy krążyć. Na szczęście szlak jest bardzo dobrze znakowany i nie gubimy się w tych ścieżynkach, które doprowadzają do źródła. A ono, jak u Kaczmarskiego, „wciąż bije”, choć straciło dawne zadaszenie. Janek wysnuł przypuszczenie, że zadaszenie padło ofiarą ognisk, które palą tu zgłodniali turyści. 

 padalec na ścieżce udaje martwego


Burzący Stok

My bez ogniska posilamy się suchym prowiantem, komary nawet nie bardzo dokuczają. Ale mnie nosi. Poczłapałam zarastającą już ścieżką dawnego szlaku, żeby sprawdzić, czy może jednak da się nim przejść. I teraz już wiem – nie da się. Zamiast ścieżki mamy porządne rozlewisko, nad którym króluje sporych rozmiarów żeremie. Wkroczyłam do królestwa bobrów. I przyszło mi się wycofać. 

 bobrowe rozlewisko

nic się im nie oprze 

żeremie zza krzaków, ale bliżej się nie podejdzie

Po śniadaniu wędrujemy dalej znaną do bólu oczu trasą. Wszystko jest to samo – i droga, i gajówka Opal, i sosnowy las. I tylko stara lizawka dla saren przegrała z warunkami atmosferycznymi i teraz zażywa odpoczynku leżąc na ziemi. 

przy drodze

lato w sosnowym lesie

i po lizawce 
 
Na stacji w Suchedniowie jesteśmy mocno przed czasem odjazdu pociągu, więc zaliczamy lody w miejscowym sklepiku i maszerujemy do kolejnej stacji. Tam już kończymy naszą wędrówkę, która liczyła 13,6 kilometra. Niektórym było za mało, ale jak ich potem w mieście spotkała burza, to się chyba jednak cieszyli, że wycieczka skończyła się odpowiednio wcześnie.

Zdjęcia – Edek i ja

6 komentarzy:

  1. Tam przeważnie były prawdziwki... burzący stok bez konstrukcji - szkoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz - były i są. A konstrukcja nie wytrzymała...

      Usuń
  2. Też byłem ostatnio na grzybobraniu i to całkiem udanym :) Lecz borowiki były nieco bardziej nadgryzione przez ślimaki niż te na waszych zdjęciach :) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do zdjęć wybieraliśmy takie mniej nadgryzione. Są tu pokazane tylko te najładniejsze, czyli "mister prawdziwek". :)

      Usuń
  3. Mi tam się ten kamień mie nudzi...
    Ostatnio gonilośmy z kolegami po paśmie Radziejowej, też z początku mówili coś o grzybach ale tam jest blisko kilometr różnicy poziomów i szybko im przeszło, potem już tylko sapali ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się okazuje, do grzybobrania też czasem trzeba mieć kondycję. U nas niekoniecznie. ;)

      Usuń