niedziela, 11 sierpnia 2019

I znów improwizujemy

Wybieraliśmy się do Bodzentyna, a tu niespodzianka – nasz najbardziej na świecie ulubiony bus przestał kursować w niedziele. Ot, przykrość. Zanim zauważyliśmy kartkę z informacją o tym fakcie, okazało się, że nie ma czym wyjechać na żadną trasę.
Odczekaliśmy prawie godzinę na autobus miejski, który nas zawiózł na skraj miasta, skąd pomaszerowaliśmy ulicą Kilińskiego w las. Trochę to dziwne się wydawało, bo zwykle wędrujemy tu w przeciwnym kierunku, ale przynajmniej jakaś odmiana się trafiła.
W pobliżu składnicy drewna weszliśmy na czarny szlak w kierunku Suchedniowa. Oj, nie był to dobry dzień na tę trasę – szliśmy w palącym słońcu, nawet drzewa niewiele dawały cienia.

 na szlaku

W ramach improwizacji kolega Ed zaproponował przejście na leśną drogę równoległą do szlaku. Bardzo była przyjemna – prowadziła częściowo nasypem dawnej kolejki. Było tu więcej cienia, może kilka kałuż, w sumie – bardzo przyjemnie.

 w cieniu

i w słońcu

jeżyny teraz najsmaczniejsze 

Wyszliśmy wprost na drogę, która powinna prowadzić do dawnej wsi Suchedniów – Błoto, obecnie ulicy Żeromskiego w Suchedniowie. Pamiętamy tę okolicę z wycieczki sprzed czterech lat (tu link), kiedy to postanowiliśmy w tym kierunku nigdy więcej nie chodzić, bo początkowo niezła droga wprowadziła nas na teren podmokły, wręcz bagienny. Ale lato mamy suche, no to zaryzykowaliśmy. 

droga jak się patrzy  

I co się okazało? Droga jest zupełnie inna. Nowa i porządna. Pomykają nią czasem ludzie na rowerach. Prowadzi faktycznie do Błota i pozwala ominąć wszelkie niedogodności terenu. Jest naprawdę przyjemnie.

las, cień, dobra droga - prosty przepis na udaną wycieczkę w upale 
 
Na bagniste brzegi Łosiennicy popatrzyliśmy spokojnie z mostku i tyle emocji. 

Łosiennica

Na ulicę Żeromskiego wychodzimy w miejscu, gdzie na skraju lasu wystawiono pomnik poległego w walce plutonowego Albina Żołądka pseudonim „Boruta”.

 pomnik poległego partyzanta

Przypomniałam sobie, że kilkanaście lat temu na końcu ulicy oglądaliśmy interesującą drewnianą rzeźbę. Przewodnik wycieczki opowiadał wtedy, że przedstawia ona Stanisława Suchynię, właściciela jednej z kuźnic w tej okolicy. Od jego nazwiska pochodzi jakoby nazwa Suchedniowa.  Teraz rzeźby nie ma na placyku – czy uległa niszczącemu działaniu pogody, czy jest w konserwacji – nie wiadomo. Pokażę jej zdjęcia z wycieczki kilkanaście lat temu. Przypuszczam, że autorem rzeźby był suchedniowski rzeźbiarz i poeta - Ryszard Miernik.

Suchynia patrzył w stronę lasu

na ulicę spoglądał Orzeł Biały  
 
Na drugim końcu ulicy spotykamy interesujące miejsce. To ogród z drewnianymi rzeźbami. Niestety – zamknięty. Może kiedyś uda nam się do niego zajrzeć. Wtedy pewnie o nim i o autorze rzeźb uda się więcej napisać. 

kurek na wietrze

kapliczka przy ulicy  
 
Wycieczkę kończymy na pobliskim przystanku. Licznik wskazał, że przeszliśmy 12,9 kilometra.
Ale to jeszcze nie wszystko. Mnie kusi przeciwna strona ulicy, gdzie znajduje się krzyż widywany przeze mnie z okien busa. A na nim kolejna figura „odwróconego” Chrystusa. Jak tu nie podejść? Pobiegłam, na bus się nie spóźniłam, a mam kolejne zdjęcie do mojej kolekcji.

krzyż z poczerniałą ze starości figurą 
 
Zdjęcia – Edek i ja

4 komentarze:

  1. Wyszła fajna wycieczka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, ale z lekkim smutkiem, że nas tak wszyscy przewoźnicy opuszczają.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Ale o jej powodzeniu decyduje dobre przygotowanie. Tu lata praktyki.

      Usuń