wtorek, 6 lipca 2021

Blaski i cienie rezerwatu Rosochacz

Tak się złożyło, że właśnie mija 15 lat od mojej pierwszej bytności w tym rezerwacie. Skromny jubileusz został uczczony ponowną wizytą. Jedenastą. Jak się okazuje, bywamy tu średnio raz do roku. Nie mamy tylko żadnych wizyt zimowych, co można przecież nadrobić. 
Z odwiedzin w Rosochaczu najtrudniejsze są właśnie te letnie, bo intensywne słońce przebija się plamami przez korony drzew, większość lasu jest spowita w cieniu, a plamy światła rażą w oczy i psują efekt na zdjęciach. 
 

 Świętojanka w słońcu i cieniu

Świętojanka płynie jak zawsze – spokojne, czasem z bystrym nurtem na niewielkich przeszkodach. Wtedy tworzy szumiące malutkie kaskady.
 
rdzawa woda Świętojanki w lipcu 2006
 
spokojny nurt
 
rzeczka opuszcza rezerwat i zmierza ku słońcu


tym razem taki odcinek szybszego nurtu

 
Drzewa nad nią stoją na straży wody tak długo, jak się da.
 
strażnicy
 
korzenie umacniają brzeg, albo walczą o przetrwanie drzewa
 
A potem rezygnują z walki i upadają w poprzek stłumienia. Leżą i czekają na kolejne wypadki. 
 
tak było 15 lat temu
 
i teraz
 
Mostki nad podmokłymi miejscami odnowione, solidne. Dawniej nawet poręczy nie miały. 
 
mój pierwszy mostek w rezerwacie
 
pierwszy mostek koleżanki
 

Tablice informacyjne to chyba ciągle te same, co były kilkanaście lat temu. Tak, tworzywo sztuczne jest wieczne, najwyżej się przybrudzi i trwa na posterunku. A jednak nie - popatrzcie uważnie na tablice na obu zdjęciach, zauważycie od razu różnice w ich ustawieniu. Teraz podstawa zdecydowanie solidniejsza.
 


Szeroko reklamowany na tablicach świat roślin przy każdym pobycie odkrywa jakąś nową ciekawostkę. Tym razem jedna z koleżanek wypatrzyła interesujący okaz – takie niby niepozorne coś, a jednak…
 
hit wycieczki - gorysz błotny
 
owoc czworolistu w trakcie powstawania
 

niecierpek pospolity
 
W rezerwacie zadomowiły się bobry. Z nimi nie ma żartów. Wypatrzyłyśmy dwie tamy i solidne rozlewisko. Aż się chciało podejść bliżej, zrobić malownicze foto, złapać lustrzane odbicie lasu w rdzawej wodzie rozlewiska. 
 
rozlewisko wygląda jak zza krzaka
 
Pamiętam, że jeszcze we wrześniu ubiegłego roku udało mi się podejść do jednej z tam (wtedy jedynej). Teraz było to trudne do wykonania, wręcz niebezpieczne. Teren wokół lustra wody jest mocno podmokły, grząski, prawdziwe bagno. Rozum mówi – nie idź. Serce podpowiada – dasz radę, najwyżej buty przemoczysz. A rzeczywistość wciąga w bagienne podłoże powyżej kolana, rękom nie daje podparcia i nagle jesteś jak w filmie – tylko teraz ten film to prawda. Zaczyna cię wciągać. Rozpaczliwym wysiłkiem wyciągasz nogę z bagienka, lądujesz na innej części ciała i tylko plecak ratuje cię z opresji.  Nikt ci ręki nie poda, bo wszyscy za daleko i każdy pilnuje swojego tropu wśród wody i błota. W końcu jakimś cudem wyłazisz na powierzchnię, a życzliwa Świętojanka udziela ci pomocy w postaci dużych ilości czystej wody do obmycia największych zabrudzeń. 
 
 
Wniosek – na podmokłym terenie naprawdę trzeba uważać. Bardzo.
A na zakończenie pełnego wrażeń spotkania z Rosochaczem potężny dąb rosnący niedaleko wyjścia (ewentualnie wejścia) z rezerwatu.
 

I po przygodzie.
Mam nadzieję, że cienie naszej wyprawy we wspomnieniach zamienią się w blaski i z przyjemnością będziemy wspominać jubileuszowe przejście po ścieżkach rezerwatu. 
 
drzewo ze wspomnień - tym razem go nie spotkałyśmy
 
Zdjęcia – Edek i ja

2 komentarze:

  1. Ciekawe miejsce tak jakby lekko niedopieszczone...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rezerwat wymaga raczej tego, żeby go człowiek zostawił w spokoju. Ten tak ma. Póki pomosty nie próchnieją, nic tam więcej nie trzeba robić.

      Usuń