Poranna mgła w Skarżysku nie zniechęciła nas do wybrania się
do trzech miejscowości wspomnianych w tytule – Pawłowa, Romanowa i
Stanisławowa.
Po zaparkowaniu w Pawłowie wyruszamy na spotkanie z
zabytkowym obiektem w Romanowie.
To zbudowana na przełomie XVIII i XIX wieku
fryszerka, przekształcona w późniejszym czasie w młyn wodny.
Solidna kamienna
budowla znajduje się nad niewielkim kanałem zasilanym niegdyś wodą z
pobliskiego stawu. Skąd to wiemy? Staw wysechł, ale stawidła pozostały. Woda w
kanale, niezbyt czysta, jednak jest.
Myślę, że wiosną młyn i jego okolica będą się prezentować
jeszcze lepiej.
Wodę do stawu przy młynie doprowadzano z pobliskiej
Szabasówki (na mapce pod tekstem nazwano ją inaczej; nie mam pojęcia,
dlaczego). Rzeka malowniczo się przeciska miedzy drzewami, my przechodzimy nad
nią po przyzwoitym mostku.
Kolejnym punktem programu jest cmentarz choleryczny w
Pawłowie. Znajduje się on całkiem blisko, ale przy ruchliwej szosie, trzeba więc
wykonać manewr taktyczny omijający asfalt. Wędrujemy ścieżkami polnymi na
północ od Pawłowa.
No i tu nieco się rozminęłam z prawdą. Ścieżki na mapie
zaznaczone wyraźnie. W terenie jedynie zaznaczone domyślnie. W efekcie
przedzieramy się przez wysokie, oszronione trawy, dobrze, jak nam się trafi kawałek ugoru ze śladami wozu, który tędy
kiedyś tam przejechał. Wiosną ten odcinek trasy będzie nie do przejścia, kiedy
trawy wybujają i pokryją się rosą.
Na szczęście drogi na zachód rewelacyjne nam się trafiły. W
dodatku z widokami na okoliczne pola.
Radości dodało słońce, które wyjrzało zza
chmur, rozpędziło mgłę i pozwoliło nacieszyć się prawie wiosenną okolicą w
grudniu.
Nieoczekiwanie natknęliśmy się na dziwny pagórek, który
trochę przypominał pokopalnianą hałdę. Kolega Ed z poświęceniem godnym
prawdziwego odkrywcy wdrapał się na szczyt. Widoki z niego zwyczajne, zejście
niezbyt trudne. Można powtórzyć jego wyczyn, ale przymusu nie ma.
Po dotarciu na skraj Cukrówki rozpoczęliśmy powrót do
Pawłowa. Droga początkowo bardzo dobra, potem okazała się bezdrożem prowadzącym
na południe. Przedzieraliśmy się przez ostre zarośla tarnin, wysokie trawy,
buchtowiska dzików aż dotarliśmy do pozostałości wiejskiego sadu.
Nagrodą za te wszystkie trudy było wyjście prosto na
cmentarz choleryczny w Pawłowie. Pochowano tu trudną do określenia liczbę
zmarłych podczas kilku epidemii cholery, które nawiedziły okolice w drugiej
połowie XIX wieku poczynając od roku 1855. Pochówki odbywały się na terenie
wyrobiska gliny niegdysiejszej cegielni. Miejsce długie lata było zaniedbane,
dopiero jakieś 10 lat temu zadbano o jego godny wygląd, wspomnienie zmarłych.
Na pagórku ustawiono płytę pamiątkową i krzyż – karawakę z umieszczonymi na
niej krzyżykami i literami będącymi nawiązaniem do łacińskiej modlitwy świętego
Zachariasza. Jest też solidna tablica informacyjna.
Od dawna chciałam odwiedzić
to miejsce, które mijaliśmy wielokrotnie w drodze na inne wycieczki. Teraz
doczekało się ono i od naszej grupy należnego szacunku.
Od cmentarza mogliśmy pomaszerować szosą w stronę parkingu
przy kościele, woleliśmy jednak skierować się do Stanisławowa. Tu znów
spotykamy Szabasówkę.
Zbaczamy nieco z obranej drogi, żeby zatrzymać się na parę
minut nad tutejszym stawem malowniczo otoczonym lekko pochyłymi brzózkami.
Mały spacerek nad wodą dał mi do myślenia. Zakradła się
myśl, że niedługo brzegi stawu mogą być zupełnie ogołocone z brzózek. A to za
sprawą bobrów, które cichcem wycinają drzewa. Szkoda by było, gdyby udało im
się opustoszyć taka uroczą okolicę.
Opuszczamy Stanisławów po krótkim odpoczynku i maszerujemy
szlakiem czerwonym na południowy wschód. Droga porządna, las przyjemny. Relaks.
Niedaleko Wymysłowa napotykamy kolejne tereny zaanektowane przez bobry. W
oddali majaczy solidne żeremie. Nieźle się tu zwierzyna urządziła.
W samym Wymysłowie
wita nas dawny znajomy – sporych rozmiarów głaz narzutowy. Do znanej nam
kapliczki nie idziemy, spotkamy się innym razem.
Jeszcze tylko ładna aleja dębowa, którą opuszczamy wieś.
Później docieramy do szosy i po wycieczce.
Trasa liczyła 16 kilometrów. Część była bardzo trudna do
przebicia się, ale daliśmy radę. Rower tam utknie na amen. Większość trasy
jednak przyjemna i niemęcząca.
Zdjęcia – Edek i ja
No,proszę... są jeszcze nie odkryte miejsca, foty przednie.
OdpowiedzUsuńOwszem, są . Trzeba się tylko naszukać.
UsuńBobry leniwe są, nie pójdą za daleko od wody, jeśli potrzebny materiał mają "pod ręką", więc ucierpią tylko najbliższe drzewa i tylko w takim stopniu co im niezbędne. :-)
OdpowiedzUsuńNad tym stawem mają drzewa bardzo blisko i w dużo ich jest. Na razie działają na jednym brzegu. Za jakiś czas znów zrobię wycieczkę w te okolice i zobaczymy, co z drzewami.
Usuń