poniedziałek, 30 grudnia 2024

Wycieczka trojga imion

Poranna mgła w Skarżysku nie zniechęciła nas do wybrania się do trzech miejscowości wspomnianych w tytule – Pawłowa, Romanowa i Stanisławowa.
 
tu resztki mgły na naszej trasie
 
Po zaparkowaniu w Pawłowie wyruszamy na spotkanie z zabytkowym obiektem w Romanowie. 
 
Co nas czeka za zakrętem?
 
To zbudowana na przełomie XVIII i XIX wieku fryszerka, przekształcona w późniejszym czasie w młyn wodny.
 



Solidna kamienna budowla znajduje się nad niewielkim kanałem zasilanym niegdyś wodą z pobliskiego stawu. Skąd to wiemy? Staw wysechł, ale stawidła pozostały. Woda w kanale, niezbyt czysta, jednak jest. 
 
 
jaki to był kiedyś duży staw...

Myślę, że wiosną młyn i jego okolica będą się prezentować jeszcze lepiej.
Wodę do stawu przy młynie doprowadzano z pobliskiej Szabasówki (na mapce pod tekstem nazwano ją inaczej; nie mam pojęcia, dlaczego). Rzeka malowniczo się przeciska miedzy drzewami, my przechodzimy nad nią po przyzwoitym mostku.
 

 
Kolejnym punktem programu jest cmentarz choleryczny w Pawłowie. Znajduje się on całkiem blisko, ale przy ruchliwej szosie, trzeba więc wykonać manewr taktyczny omijający asfalt. Wędrujemy ścieżkami polnymi na północ od Pawłowa. 
 

"przeszkadzajki" na trasie

No i tu nieco się rozminęłam z prawdą. Ścieżki na mapie zaznaczone wyraźnie. W terenie jedynie zaznaczone domyślnie. W efekcie przedzieramy się przez wysokie, oszronione trawy, dobrze, jak nam się  trafi kawałek ugoru ze śladami wozu, który tędy kiedyś tam przejechał. Wiosną ten odcinek trasy będzie nie do przejścia, kiedy trawy wybujają i pokryją się rosą. 
 


trudniejsze i łatwiejsze fragmenty ścieżek

Na szczęście drogi na zachód rewelacyjne nam się trafiły. W dodatku z widokami na okoliczne pola. 
 


Radości dodało słońce, które wyjrzało zza chmur, rozpędziło mgłę i pozwoliło nacieszyć się prawie wiosenną okolicą w grudniu.
 



Nieoczekiwanie natknęliśmy się na dziwny pagórek, który trochę przypominał pokopalnianą hałdę. Kolega Ed z poświęceniem godnym prawdziwego odkrywcy wdrapał się na szczyt. Widoki z niego zwyczajne, zejście niezbyt trudne. Można powtórzyć jego wyczyn, ale przymusu nie ma.
 



Po dotarciu na skraj Cukrówki rozpoczęliśmy powrót do Pawłowa. Droga początkowo bardzo dobra, potem okazała się bezdrożem prowadzącym na południe. Przedzieraliśmy się przez ostre zarośla tarnin, wysokie trawy, buchtowiska dzików aż dotarliśmy do pozostałości wiejskiego sadu.
 
tu było najmniej chaszczy
 
Nagrodą za te wszystkie trudy było wyjście prosto na cmentarz choleryczny w Pawłowie. Pochowano tu trudną do określenia liczbę zmarłych podczas kilku epidemii cholery, które nawiedziły okolice w drugiej połowie XIX wieku poczynając od roku 1855. Pochówki odbywały się na terenie wyrobiska gliny niegdysiejszej cegielni. Miejsce długie lata było zaniedbane, dopiero jakieś 10 lat temu zadbano o jego godny wygląd, wspomnienie zmarłych. Na pagórku ustawiono płytę pamiątkową i krzyż – karawakę z umieszczonymi na niej krzyżykami i literami będącymi nawiązaniem do łacińskiej modlitwy świętego Zachariasza. Jest też solidna tablica informacyjna. 
 
 

Od dawna chciałam odwiedzić to miejsce, które mijaliśmy wielokrotnie w drodze na inne wycieczki. Teraz doczekało się ono i od naszej grupy należnego szacunku.
 

Od cmentarza mogliśmy pomaszerować szosą w stronę parkingu przy kościele, woleliśmy jednak skierować się do Stanisławowa. Tu znów spotykamy Szabasówkę.
 
 
Zbaczamy nieco z obranej drogi, żeby zatrzymać się na parę minut nad tutejszym stawem malowniczo otoczonym lekko pochyłymi brzózkami.
 



Mały spacerek nad wodą dał mi do myślenia. Zakradła się myśl, że niedługo brzegi stawu mogą być zupełnie ogołocone z brzózek. A to za sprawą bobrów, które cichcem wycinają drzewa. Szkoda by było, gdyby udało im się opustoszyć taka uroczą okolicę.
 

Opuszczamy Stanisławów po krótkim odpoczynku i maszerujemy szlakiem czerwonym na południowy wschód. Droga porządna, las przyjemny. Relaks. Niedaleko Wymysłowa napotykamy kolejne tereny zaanektowane przez bobry. W oddali majaczy solidne żeremie. Nieźle się tu zwierzyna urządziła. 
 

W samym Wymysłowie wita nas dawny znajomy – sporych rozmiarów głaz narzutowy. Do znanej nam kapliczki nie idziemy, spotkamy się innym razem.
 
 
Jeszcze tylko ładna aleja dębowa, którą opuszczamy wieś. Później docieramy do szosy i po wycieczce.
 

Trasa liczyła 16 kilometrów. Część była bardzo trudna do przebicia się, ale daliśmy radę. Rower tam utknie na amen. Większość trasy jednak przyjemna i niemęcząca. 
 
 
Zdjęcia – Edek i ja

4 komentarze:

  1. No,proszę... są jeszcze nie odkryte miejsca, foty przednie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bobry leniwe są, nie pójdą za daleko od wody, jeśli potrzebny materiał mają "pod ręką", więc ucierpią tylko najbliższe drzewa i tylko w takim stopniu co im niezbędne. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nad tym stawem mają drzewa bardzo blisko i w dużo ich jest. Na razie działają na jednym brzegu. Za jakiś czas znów zrobię wycieczkę w te okolice i zobaczymy, co z drzewami.

      Usuń