Trzy lata temu wymyśliłam trasę nad Czarną. Była to jedna z
najbardziej kolorowych i malowniczych wycieczek w tej okolicy (tu link). Po
upływie tego czasu stanowczo można powtórzyć swój autorski pomysł. Jedno jest
pewne – nie będzie tak samo.
Znów startujemy z wędkarskiego parkingu nad Jeziorem
Czarnieckim. Tym razem rezygnujemy z obejścia akwenu. Tylko kilka fotek w nadziei, że się jednak rozpogodzi i po
zakończeniu trasy będzie słonecznie. Zobaczymy…
Idziemy szlakiem na zachód. Po wejściu do lasu zaczynam się
denerwować – drzew zdecydowanie ubyło. Obawiam się, że wycięto te ze
znakami. Na szczęście nie jest aż tak źle. Parę drzew jednak się uchowało i
możemy spokojnie maszerować zgodnie z planem.
O tej porze roku łatwiej podejść do rzeki, bo krzaki nie
utrudniają dostępu. Zaliczam więc małe spotkanie z Czarną w miejscu, gdzie
chętne obozują wędkarze. Skąd to wiem? Pozostałości ogniska, a do tego śmieci.
Niestety, to one towarzyszą nam podczas całej trasy w każdym miejscu, gdzie
podchodzimy na brzeg rzeki czy zalewu.
Zalew w Janowie opustoszały, cichy. Zatrzymujemy się tylko
na chwilę.
Zmierzamy w kierunku donośnego szumu wody w przelewie pod
mostem. Czerwony szlak prowadzi ścieżkami nad rzeką.
Nasze przeczucie, że w okolicy zadomowiły się bobry znajduje
szybko potwierdzenie. Tuż przed stromym piaszczystym zakolem Czarnej z daleka
widać solidną tamę. Coś mi się wydaje, że niedługo powstanie drugi zalew w
Janowie, tym razem bobrowy.
Rozstajemy się z rzeką i zmierzamy szlakiem w kierunku wsi
Ostre Górki.
Za wsią oddalamy się na chwilę od zaplanowanej trasy, żeby
zatrzymać się przy kamiennym krzyżu z roku 1876. Mam wrażenie, że bardzo
pociemniał.
W Starej Wsi udało mi się spełnić moje skromne i w gruncie
rzeczy mało spektakularne marzenie. Zeszłam nad rzekę pod mostem. Wygląda ona skromnie,
ale teraz już to wiem i nie muszę powtarzać tego wyczynu.
Teraz idziemy kawałek żółtym szlakiem, opuszczamy go wkrótce
i zmierzamy w stronę Starego Janowa. Do wsi podchodzimy przy kolejnym kamiennym
krzyżu (ten z roku 1811).
Nad zalewem urządzamy malutki piknik. W oddali zauważamy
najpierw jednego, potem dwa łabędzie. Mądre są. Nie podpływają do nas. Tyle
szuwarów nad tym zalewem, że mają pod dostatkiem zdrowego pożywienia i nie muszą żebrać o zabójczy chleb.
Jeszcze tylko jedna prosta i już Czarniecka Góra, a tuż za
zakrętem jezioro, gdzie czeka nasz pojazd.
Dla lekkiego wydłużenia trasy robimy obejście akwenu. I tu
widać ślady ożywionej działalności bobrów.
Schodzimy znów nad rzekę i podchodzimy do upustu. Tu też
woda przyjemnie szumi przelewając się jedną częścią zastawy.
Na zakończenie wycieczki zaglądamy na półwysep wchodzący w
wodę. To miejsce jest chyba ulubione przez wędkarzy, bo nastawiali tu ławeczek.
Jedna z nich ma nawet swojego patrona. Spotkaliśmy przypadkiem jego wnuczka.
Powiada on, że dziadek lubił przesiadywać w tym miejscu i dlatego wędkarze
uczcili jego pamięć stosowną tabliczką.
Opuszczamy zalew.
Pora więc podsumować wycieczkę. Trasa
liczyła 12,5 kilometra z obejściem zalewu. Uważam, że nie jest odpowiednia na
rower, bo drogi leśne piaszczyste, stopy się zapadają, to co dopiero koła.
Można jednak pokonać odległości między zbiornikami jadąc szosą. Warto jedynie
zboczyć z niej, żeby obejrzeć malownicze zakola Czarnej – jest dogodne dojście
od szosy.
Zdjęcia mojego
autorstwa
Malownicza wycieczka...
OdpowiedzUsuńOwszem. No i pełna wspomnień. Teraz pora tu zajrzeć w czasie intensywnej wiosennej zieleni.
UsuńIleż kolorów w tym "szarym" dniu. A czemu marzyłaś o zejściu nad rzeczkę?
OdpowiedzUsuńOd lat przechodziliśmy po moście i zawsze się robiło foto z mostu. A mnie ciekawiło, jak jest tam na dole. A brzeg stromy. Nie dało się zejść. I ciągle kombinowałam, jak to zrobić, chociaż wiedziałam, że przy schodzeniu mogę spaść.
UsuńTym razem trawy nie zasłaniały okolicy i wypatrzyłam drogę równoległą do rzeki po równym, z niej tylko małe przedzieranie się przez chaszcze i już sprawa załatwiona.