Miałam w pamięci pełne słońca i złotych jesiennych liści
dróżki, którymi szliśmy w tej okolicy jesienią 2018 roku (tu link). Opracowałam
kilka wersji dłuższych i krótszych spotkań z tymi ścieżkami.
Co mi się udało
zrealizować, opiszę i nie będę udawać, że to była wycieczka idealna. Zbyt dużo
niesprzyjających okoliczności sprzysięgło się przeciw mnie. Wystartowaliśmy w
okolicy kościoła w Polichnie, poszli drogą na południowy zachód. Droga była
porośnięta mokrą trawą. Cóż, buty lekko przemiękały. Za to z drogi
rozpościerały się widoki na Polichno i okoliczne wniesienia.
Kiedy skręciliśmy
na północny zachód, zaczęło najpierw mżyć, a potem padać.
Nawet najwięksi twardziele
wyciągnęli parasolki. Nikt nie chciał jednak zawracać z trasy, poszliśmy więc
zgodnie z planem przyzwoitą drogą wzdłuż rzeki Hutki. Z zaplanowanych dwóch z
nią spotkań udało się zrealizować oba. Nie wiem, doprawdy, jakim cudem.
Przecież trasę planowałam ja, a nie jakiś wybitny strateg turystyczny.
Podczas
drugiego spotkania z rzeką deszczyk zaczął słabnąć, aż całkiem się skończył.
Miło z jego strony. Warto zbierać w pamięci takie sympatyczne momenty.
Kiedy
dotarliśmy w pobliże góry o nazwie Chrostynka, okazało się, że głupio
zaplanowałam trasę. Część grupy zdecydowanie wolała spacer przez sosnowy las,
ja rzuciłam okiem na las i na widoki.
Pozostałam wierna swojemu marzeniu. Zrobiliśmy
niewielki postój w pobliżu brzozowego zagajnika
z pierwszego zdjęcia tego wpisu. Jak to miło, tak rozpoznawać na trasie
dawno niewidziane miejsca.
Szliśmy sobie dalej inną drogą niż przed laty, bo
jednak wypadało sprawdzić coś nowego. I tu spotykaliśmy jesienne krzewy i
widoki na okolicę.
Potem weszliśmy na drogę, którą wędrowaliśmy dawniej.
Ze
wzruszeniem rozpoznałam niewielki brzozowy lasek.
Za nim droga skręciła na
północ i zaczęła się zbliżać do czarnego szlaku.
I tu mi serce pękło, bo
musiałam zrezygnować z zaplanowanego przejścia wokół Sosnówki. Cóż, siła
wyższa. Pomaszerowaliśmy czarnym szlakiem na górę o nazwie Zgrzela.
Podejście
przyjemne, z widokami. Żeby tylko pogoda lepsza była…
Ceną za te atrakcje
okazało się strome i śliskie po deszczu zejście z tejże góry. Ale i ono się
udało. Przed Żebrownicą zeszliśmy ze szlaku i poszli ku Gościńcowi.Tu mieliśmy widoki w kierunku Chęcin.
Zakończyliśmy trasę w pobliżu pomnika poświęconego pamięci lotników – wychowanków i
instruktorów Szkoły Szybowcowej LOPP Polichno - Pińczów, którzy zginęli w
czasie II wojny światowej.
I tak się zakończyła moja wymarzona, ale niezbyt udana wycieczka. Liczyła 9 kilometrów. Nawet po deszczu i po mokrej trawie
była łatwa. Może jeszcze tu kiedy wrócę…
Zdjęcia,
tak jak wycieczka, moje

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz