niedziela, 26 października 2025

Wymarzyłam sobie wycieczkę w okolicy Polichna

Miałam w pamięci pełne słońca i złotych jesiennych liści dróżki, którymi szliśmy w tej okolicy jesienią 2018 roku (tu link). Opracowałam kilka wersji dłuższych i krótszych spotkań z tymi ścieżkami.
 
wspomnienie z października 2018
 
Co mi się udało zrealizować, opiszę i nie będę udawać, że to była wycieczka idealna. Zbyt dużo niesprzyjających okoliczności sprzysięgło się przeciw mnie. Wystartowaliśmy w okolicy kościoła w Polichnie, poszli drogą na południowy zachód. Droga była porośnięta mokrą trawą. Cóż, buty lekko przemiękały. Za to z drogi rozpościerały się widoki na Polichno i okoliczne wniesienia. 
 


Kiedy skręciliśmy na północny zachód, zaczęło najpierw mżyć, a potem padać.
 

Nawet najwięksi twardziele wyciągnęli parasolki. Nikt nie chciał jednak zawracać z trasy, poszliśmy więc zgodnie z planem przyzwoitą drogą wzdłuż rzeki Hutki. Z zaplanowanych dwóch z nią spotkań udało się zrealizować oba. Nie wiem, doprawdy, jakim cudem. Przecież trasę planowałam ja, a nie jakiś wybitny strateg turystyczny. 
 

pierwsze spotkanie z Hutką
 
Podczas drugiego spotkania z rzeką deszczyk zaczął słabnąć, aż całkiem się skończył. Miło z jego strony. Warto zbierać w pamięci takie sympatyczne momenty. 
 


Kiedy dotarliśmy w pobliże góry o nazwie Chrostynka, okazało się, że głupio zaplanowałam trasę. Część grupy zdecydowanie wolała spacer przez sosnowy las, ja rzuciłam okiem na las i na widoki. 
 

pójście w tym kierunku oznaczałoby znaczne skrócenie trasy
 
Pozostałam wierna swojemu marzeniu. Zrobiliśmy niewielki postój w pobliżu brzozowego zagajnika  z pierwszego zdjęcia tego wpisu. Jak to miło, tak rozpoznawać na trasie dawno niewidziane miejsca. 
 
 

Szliśmy sobie dalej inną drogą niż przed laty, bo jednak wypadało sprawdzić coś nowego. I tu spotykaliśmy jesienne krzewy i widoki na okolicę. 
 
 
Potem weszliśmy na drogę, którą wędrowaliśmy dawniej. 
 

Ze wzruszeniem rozpoznałam niewielki brzozowy lasek. 
 
pamiętam, jak go fotografowałam; niebo wtedy ładniejsze było...
 

Za nim droga skręciła na północ i zaczęła się zbliżać do czarnego szlaku. 
 

I tu mi serce pękło, bo musiałam zrezygnować z zaplanowanego przejścia wokół Sosnówki. Cóż, siła wyższa. Pomaszerowaliśmy czarnym szlakiem na górę o nazwie Zgrzela. 
 

Podejście przyjemne, z widokami. Żeby tylko pogoda lepsza była… 
 


Ceną za te atrakcje okazało się strome i śliskie po deszczu zejście z tejże góry. Ale i ono się udało. Przed Żebrownicą zeszliśmy ze szlaku i poszli ku Gościńcowi.Tu mieliśmy widoki w kierunku Chęcin.
 
te dwa kominy na zbliżeniu to wieże zamkowe
 
widok na Gościniec
 
 
Zakończyliśmy trasę w pobliżu pomnika poświęconego pamięci lotników – wychowanków i instruktorów Szkoły Szybowcowej LOPP Polichno - Pińczów, którzy zginęli w czasie II wojny światowej. 
 

I tak się zakończyła moja wymarzona, ale niezbyt udana wycieczka. Liczyła 9 kilometrów. Nawet po deszczu i po mokrej trawie była łatwa. Może jeszcze tu kiedy wrócę…  
 

Zdjęcia, tak jak wycieczka, moje

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz