wtorek, 28 kwietnia 2015

Młodości! dodaj mi skrzydła!

Wszyscy, którzy byli na klasowym rajdzie w ostatni poniedziałek wiedzą, kiedy i w jakim celu by się skrzydła przydały. Niestety, patron licealistów nie zapewnił dostawy skrzydeł, ale młodość robiła, co w jej mocy i ratowała z najgorszych opresji.
A było tak…
Ruszyliśmy z Berezowa, aby przejść trasę niebieskim szlakiem do Suchedniowa. Jeden przewidujący głos zaraz na początku zapytał, czy może jednak pójdziemy krótszą drogą. Nie poszliśmy, a pytanie miało moc proroczą. Trzeba było korzystać, póki czas.
Znam trasę, wiem, gdzie może być mokro czy trudno, zawsze można było te przeszkody ominąć. No, właśnie – zawsze, czemu wiec tym razem ma by być inaczej? Może dlatego, że w niedzielę mocno padało? A może po prostu nie zawsze jest jednakowo.
Pogoda od rana fantastyczna nam się trafiła – ciepło, coraz cieplej. Las czaruje świeżą zielenią i zapachami, młodzież na trasie krokiem spacerowym, ale przeszkody pokonuje w duchu sportowym. 

znany wszystkim pomnik przyrody - dąb szypułkowy

w lesie koło Michniowa

Zdobycie Kamienia Michniowskiego nie stanowi wielkiego problemu, młodzież zagląda w kilka szpar, ale brak szaleństw. O, gdyby tu były dzieciaki z podstawówki, to by dopiero było ganianie ze skałki na skałkę. 

podejście na kamień Michniowski

popularność jaskini Ponurego  

radość zdobywców

Moim ulubionym odcinkiem szlaku jest ten, który prowadzi przez bukowy las. Ten akurat o tej porze roku wygląda najpiękniej z młodziutkimi listkami, zalany słońcem.



wiosenna idylla wśród buków
 
No i uśpił ten las naszą czujność. Do czasu.
Brutalne zetknięcie z rzeczywistością nastąpiło w pobliżu źródła Burzący Stok. O, to źródło miało ostatnio widocznie dobry okres – naprodukowało wody, że strach. Stanęliśmy oko w oko z rozlewiskiem. Co robić? Pora na konsultacje z mapą i kompasem. Mapa wskazała, że jest ścieżka w kierunku bitej drogi. Trzeba iść na północ. Sprawdzam w terenie – ścieżka jest. Tyle, że złośliwie w pewnym momencie się kończy (a mapa tego nie mówiła) i ustępuje pola bagnisku.

szlak jest - drogi brak
 
I tu by należało rozwinąć skrzydła i przefrunąć nad tym terenem. Nie udało się. Pokonywaliśmy więc bagno skacząc za radą pani profesor z kępki na kępkę – nie wszyscy bez problemu na te kępki trafiali. Czym się to kończy, łatwo zgadnąć.
Udało się dotrzeć do Żarnówki, którą jeden z chłopców nazwał „zalew Rejów”  (bardzo trafna uwaga). W tym momencie miałam ochotę szpetnie zakląć, ale się wpół słowa powstrzymałam. I słusznie, bo chłopcy znaleźli zwężenie rzeki i cała grupa bezpiecznie przeprawiła się na drugi, wyższy i suchy brzeg. 

rozlewisko Żarnówki
 
Teraz to już wystarczyło dotrzeć do drogi i zakończyć przeprawę  takim tam małym przeskakiwaniem rowu, że nawet nie ma o czym wspominać.
Po tych emocjach dowlekliśmy się do gajówki Opal, gdzie próbowaliśmy wrócić do formy. I, wyobraźcie sobie, młodzież w wielkim stylu tę formę odzyskała! Ostatni odcinek trasy pokonaliśmy w tempie 5,4 km/h (sprzęt wskazał). Inny sprzęt potwierdził, że pokonaliśmy 15 kilometrów. 

gajówka Opal
 
luksusowa droga na szlaku (nareszcie!)

gęsiego przez łąkę

A na zakończenie dodam, że gdyby nie jeden z licealistów - Janek, tego wpisu by nie było. Otóż na tej wyprawie przekonałam się, jak łatwo jest zgubić w lesie (!) aparat fotograficzny. Dzięki pomocy Janka udało się go znaleźć. Zaliczam to do kategorii cudu. I młodemu człowiekowi raz jeszcze dziękuję.

Zdjęcia mojego wyrobu

2 komentarze:

  1. Kuźnia potencjalnych włóczęgów... może kiedyś,ktoś ?
    Aparacik się wymknął na wolność,tym razem mu się nie udało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Istniało niebezpieczeństwo, że turystyka bagienna naprawdę kogoś wciągnie.

      Usuń