poniedziałek, 13 kwietnia 2015

O tym, jak Irena wykonała zadanie wycieczkowe

Trzy ostatnie wyprawy w Pasmo Masłowskie odbywały się we mgle lub podczas paskudnej, pochmurnej pogody. Tym razem postanowiłam coś z tym zrobić. Zwróciłam się do Ireny i powierzyłam jej do wykonania zadanie „załatwić ładną pogodę na wycieczkę niedzielną”. Ostatecznie to ona najlepiej się orientuje we wszelkich prognozach pogody. Trochę się wzbraniała, ale obiecała się przynajmniej postarać. I zobaczcie, co załatwiła.
Rano temperatura ok. +10oC. Nieźle. Prawda? Słonce nieśmiało prześwitywało przez chmury. Można zaliczyć. Wysiadamy więc z busa w Dąbrowie i ruszamy na szlak czerwony w kierunku Masłowa (Tak, wiem, nic nowego, ale skąd brać wciąż nowe trasy?).
W lesie obligatoryjne na tym odcinku błoto w różnych odmianach. Udało się bez problemu ominąć. 

błotko jak malowane

 a obok wiosenne zawilce

radośnie do przodu

kopytnik pospolity na Domaniówce  
  
Na Domaniówkę podchodzimy raźnym krokiem i nawet niektórzy lekko się rozgrzali. A z góry to już pięknie. Słońce wyjrzało. Fakt, trochę nam świeci w oczy, ale świeci! Wreszcie możemy „wrzucić na blog” zdjęcia tej góry w ładnym oświetleniu.
Trochę się tylko wiatr rozbisurmanił i lekko nam dokucza. Da się wytrzymać. Aż żal, że nie ma już niegdysiejszych strachów na wróble w cudownie rozwianych szatach.

 zejście z Domaniówki

widok na Domaniówkę od strony Masłowa

widok na Masłów z Domaniówki 

pola Masłowa (a tak to wyglądało w lutym, można porównać, ujecie identyczne)

Lekko popychani przez wietrzyk podchodzimy na Klonówkę – widoki na okolice są.

widok z Klonówki (uważny obserwator zauważy pas startowy na masłowskim lotnisku) 

widok z platformy na Klonówce - aż do zalewu w Cedzynie   

A potem docieramy do Diabelskiego Kamienia. Tu nawet możemy powspinać się na skałki, a potem oddać się konsumpcji  wycieczkowej wałówki. Słońce tym razem bawi się z nami w chowanego i czasem świeci, czasem znika za chmurami. Ale jest! I to cieszy.


wspinaczka na Diabelski Kamień (trochę ciasno, ale wesoło)
 
różne mchy i porosty na Diabelskim Kamieniu 


Diabelski Kamień


zdobywca szczytu

Ja zaś postanawiam opuścić szlak i na początek pójść ścieżką dydaktyczną w kierunku Mąchocic. Ścieżka początkowo porządna, potem trochę się gubi; znakowanie fatalne. Mimo wszystko docieramy do szosy, a potem staramy się znaleźć zaznaczoną na mapie ścieżkę pośród pól, która ma nas doprowadzić do Doliny Marczakowej. Cóż mogę powiedzieć? Staraliśmy się. Ścieżka nie chciała współpracować. W rezultacie sponiewieraliśmy się po polach, trochę w tę, trochę w inną stronę. Jak nam teren pozwolił. A teren niezbyt nas rozpieszczał. Przedzieraliśmy się wśród wyschniętych zeszłorocznych traw, usmarowali na wypalonych połaciach, przeskoczyli kilka rzeczek. W dodatku wywiało nas na amen.  Formalnie głowy wiatr urywał, ale nie urwał.  

rozstanie ze szlakiem


gdzieś wśród pól 

pierwsze listki i pąki tej wiosny 
 
Dotarliśmy wreszcie do poszukiwanej wsi i już nie poszliśmy w pola, a maszerowaliśmy przez całą wieś po asfalcie. Tyż piknie. 

 pola Doliny Marczakowej 


pierwiosnka lekarska z tej wsi (w rowie sobie rosła, bidulka)

Za wsią wreszcie trochę ulgi dla stóp – droga na skraju lasu i wieś Łąki (oczywiście wszystkie te wsie oficjalnie nazywają się Masłów), a za nią polna ścieżka z widokami na kopalnianą hałdę. Na szczęście nikt się nie rwał do zdobywania tej „góry”. 

 hałda kopalni Wiśniówka 
 
Wiatr już nie dokuczał, słonko przyświecało, co skutkowało narastaniem nastroju "lodowego". Niektórzy domagali się lodów. Wyobraźcie sobie, że nawet i to się udało zapewnić. O lody zadbał w Kajetanowie jeden z Janków. Kierownictwo zaś oddaliło się nieco od wsi, żeby sfotografować pomnik poświęcony żołnierzom Wojska Polskiego z Grupy Operacyjnej „Kielce” i Podgrupy Operacyjnej Radom, którzy polegli w tej okolicy w dniach 5 – 7 września 1939 roku. 

pomnik żołnierzy września 1939 r. w Kajetanowie
 
Nasza wyprawa zakończyła się w rowie obok przystanku w Kajetanowie. Cóż, takie przystanki mamy do dyspozycji – albo rów, albo szosa. Turysta ma wolny wybór. A gdzieś trzeba odpocząć po przejściu 20,6 kilometra.   
I jak myślicie? Zaliczyć Irenie wykonanie zadania pogodowego? Zaliczyć! Na piątkę się dziewczyna spisała.

Zdjęcia – Edek, Janek i ja


2 komentarze:

  1. Fajna pętelka... fotki z polami super. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Według naszego guru teraz jest najlepsza pora na fotografowanie pól i architektury.

      Usuń