piątek, 17 lipca 2015

Jak w kurorcie

Tak się czułam w Rapperswilu. Bardzo ciepły dzień, słońce, zapach wody z jeziora, wąskie uliczki, spacerowicze i spokój. Człowiek się rozkoszuje samym pobytem, a zwiedzanie to zupełnie marginalna sprawa. A i tak wiele można zobaczyć. I oczywiście – nie wszystko. Może nie warto tak wszystkiego oglądać. Bo i tak nie wszystko to jest mnóstwo.
Uliczki tu urocze – dosyć wąskie, długie (jedna nazywa się np. „Szyja”), na każdym kroku knajpki.

jedna z uliczek


dwa spojrzenia na rynek

ratusz
 
Nad miastem góruje średniowieczny zamek przekształcony w restaurację i człowiek, który chciałby zajrzeć do znajdującego się tu muzeum, ma dylemat, bo nie wie, co robić, kiedy na dziedzińcu natrafia na przyjęcie weselne. W każdym razie warto tu zajrzeć, choćby z patriotycznego obowiązku, żeby odwiedzić to centrum polskości na szwajcarskiej ziemi.


 zamek w Rapperswilu 

kolumna barska - hołd oddany polskiemu duchowi wolności

tabliczka Muzeum Polskiego, które znajduje się w zamku

w zamkowym ogrodzie tablica ku czci założyciela muzeum hr. Władysława Broel-Platera i jednego z zasłużonych opiekunów muzeum Henryka Bukowskiego

tablica upamiętniająca polskich żołnierzy internowanych w Szwajcarii
  
W sąsiedztwie zamku znajduje się kościół pod wezwaniem św. Jana. Szczerze mówiąc, wygląda imponująco z zewnątrz, ale jakiś taki nieprawdziwy się wydaje, bo to nowy kościół wybudowany w stylu neogotyckim po pożarze pod koniec XIX wieku. Autentycznie wygląda renesansowy ołtarz boczny i urocza kapliczka przy kościele poświęcona Matce Boskiej. 

kościół św. Jana 

nawa główna kościoła

renesansowy ołtarz boczny  

kaplica przy kościele
  
Ale poza tym wzgórze zamkowe śliczne jest. A jakie tu widoki! Można tak stać na tarasie i rozkoszować się bryzą od jeziora. Warto jednak zejść trochę niżej, a tam zamkowa hodowla danieli. Akurat niedawno pojawiły się młode, to widoczki sielankowe.

widok na dachy Rapperswilu i Alpy

rzut oka na Jezioro Zuryskie 

winnice na zamkowym wzgórzu

zbocze, na którym są hodowane daniele 

scenka rodzinna

prawie jak nad ciepłym morzem  
 
Inne zbocze wzgórza zajmuje jeden z ogrodów różanych, z których słynie miasto. I znów mamy szczęście – róże kwitną jak szalone, ich zapach miesza się z zapachem lawendy. A w dodatku uważny obserwator zauważy, że nie tylko róże w tym ogrodzie mają miejsce – winnica też zajmuje niemały obszar.

ogród widziany ze wzgórza zamkowego

w ogrodzie




bogactwo gatunków róż

Ogród sąsiaduje z klasztorem kapucynów. Mnisi krzątają się dyskretnie po terenie klasztoru i kościoła, skromnie tu, spokojnie.

przed klasztorną furtą

portal

skromne wnętrze kościoła klasztornego

grota świętego Antoniego 

Można też wybrać się na spacer prawie po wodzie. Jak to zrobić? Trzeba wejść na drewniany most, który łączy dwa brzegi Jeziora Zuryskiego. Most ma ponad 800 metrów długości i daje niepowtarzalną możliwość spaceru tuż nad powierzchnia wody. My nie szliśmy aż tak daleko, wystarczył nam spacer do niewielkiej murowanej kapliczki „Heilig Hüsli” (święty domek). Ta szesnastowieczna kapliczka zastąpiła starszą drewnianą. Jest ona pozostałością poprzedniego drewnianego mostu (ten, po którym szliśmy, zbudowano w 2001 roku). Kiedy tamten się zawalił, kapliczka stała jak wysepka na jeziorze.

  

drewniany most w Rapperswilu  

 droga do kapliczki na wodzie

kapliczka na jeziorze

jej wnętrze - oryginalny obraz z ołtarza znajduje się w muzeum 

Można by jeszcze spacerować dłużej, ale statek już przybija do brzegu – pora wsiadać. Ciąg dalszy relaksu na pokładzie.
 

 

Zdjęcia – Kasia i ja

6 komentarzy:

  1. Chyba przestanę używać migawki ! - Twoje zdjęcia mnie powalają i odchodzi mnie chęć to pstrykania... zapytam tylko,jakim sprzętem się posługiwałaś ?
    Myślałem ,że nie jestem z natury zazdrosny... a tu maści los - oj losie,losie ! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim starym lumixem, który niestety ostatnio czasem mi się zacina. Bardzo mnie to martwi, bo lubię tego staruszka, inne moje aparaciki tylko mnie wkurzają.

      Usuń
    2. A Kasia ma jakiś kieszonkowy sprzęt w kolorze żółtym. I też, skubany, działa dobrze.

      Usuń
  2. Z mieszanymi uczuciami (trochę zadowolenia, trochę przerażenia) informuję, że ten post ma numer 300. I to tuż przed drugą rocznicą założenia tego bloga! Że tak powiem - rozkręcamy się.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję... więc ten jest 301 ! - też fajnie... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie - ten jest 300, następny będzie 301. Teraz jeszcze bym sobie tylu obserwatorów życzyła. I ludzi wędrujących po naszych trasach. Niech by nawet i jeździli, ale żeby poznali zakątki warte obejrzenia.

      Usuń