czwartek, 31 grudnia 2015

Jak leci ten czas, jak on leci*

Ani się obejrzeliśmy, a już kolejny rok minął. Jaki był, można sprawdzić na blogu, ale to chyba za wiele czytania. Podsumuję więc krótko.
Nasza grupa rozszalała się wycieczkowo do granic możliwości – odbyliśmy 84 wycieczki o łącznej długości 1503,7 kilometra, co daje średnio trasę długości 17, 9 kilometra. Zachowujemy więc nadal stałą długość tras, ale wędrujemy dużo częściej niż w ubiegłym roku. Stąd też co i raz wycieczki imienia inżyniera Mamonia, czyli powroty do dobrze znanych miejsc. 

podejście na Pasmo Klonowskie - miejsce dobrze znane, ale nowość - wycieczka ze zmianą prowadzących 

Najdłuższą trasę (ponad 29 kilometrów) miała wycieczka do rezerwatu Źródło Królewskie 7 czerwca, było to jednocześnie najdalej na północ wysunięte miejsce, do którego dotarła nasza grupa. Niestety, nie wszyscy i mnożą się prośby o powrót do tego miejsca. Właściwie, czemu nie?

rezerwat Źródło Królewskie - nurt Zagożdżonki 

Najdalej na południe wybrali się dwaj koledzy w lipcu, kiedy zajrzeli na Ponidzie. Trasa przyjemna, ale dojazd długi.  

staw na terenie parku w Lubczy
 
Najdalej na wschód wybraliśmy się w okolice Chmielowa, żeby zajrzeć do tamtejszych wąwozów. Na zachodzie zaś byliśmy najdalej w Małogoszczu, choć tego wcale nie planowaliśmy. Tę wycieczkę zawdzięczamy problemom z busem. Jak się okazuje, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.  

wejście do Wąwozu Biała Droga w Chmielowie

uliczka z wiekowymi domami w Małogoszczu 
  
Najbardziej ekstremalną trasą wydawało się długo przejście w kierunku wsi Błoto przez teren okropnie podmokły, błotnisty i zalany wodą. Ale w grudniu pokonaliśmy trasę chyba bardziej ekstremalną - przez bagienne okolice Burzącego Stoku. Tak czy inaczej - obie trasy zasługują na zapamiętanie.


przeszkody na drodze do Błota

rozlewisko w okolicy źródła Burzący Stok  
 
Największym zaskoczeniem okazało się dla nas  odkrycie historii wsi w okolicach Ruskiego Brodu i Gowarczowa, które zlikwidowano, żeby utworzyć poligon wojskowy. Odbyliśmy w te rejony dwie wycieczki wiosną, ale wydaje mi się, że ta historia ma dla nas jeszcze niespodzianki do zbadania.

stary krzyż - jeden ze śladów po nieistniejących wsiach 

Najczęściej zaglądaliśmy do Wąchocka i Stąporkowa (po 9 razy). Co ciekawe, Wąchock ciągle fotografujemy, a ze Stąporkowa nie mamy niewiele zdjęć. Tak czy inaczej mogę zaprezentować obie miejscowości.

Wąchock - widok na tamę

Stąporków - kościół parafialny pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP  

Tegoroczną nowością były wypady na teren województwa mazowieckiego. Bardzo mi się podobały wycieczki w okolice Przysuchy czy Pionek, ale i nieodległe Orońsko zaoferowało nam ciekawe wystawy do obejrzenia.  Poza tym ucieszyło nas bardzo długo wyczekiwane otwarcie muzeum w Szydłowcu. 

dwór Zbożenna latem

pola w okolicy Skrzyńska

portret Józefa Brandta - fragment jubileuszowej wystawy w Orońsku

fragment ekspozycji Muzeum Ludowych Instrumentów Muzycznych
  
Ze strat muszę z bólem odnotować stratę sweterka, który służył jako przyodziewek dla mojego aparatu fotograficznego. Nawet zdjęcia sweterka nie mam, czyli parafrazując klasyka "ostał mi się ino sznur".
Jest jeszcze jedno zjawisko, o którym chciałabym wspomnieć. Otóż mam taką rubryczkę w zestawieniu – najciekawsze spotkanie. Niewiele tu było do wpisania. Tyle chodzimy po różnych szlakach i właściwie nikogo nie spotykamy na trasach. No, czasem zobaczymy wędkarza, jeśli wędrujemy nad zalewem. Piechurzy, gdzie jesteście?!

wędkarze na zalewie w Jedlni
 
Ale u nas w grupie piechurzy trzymają poziom. Edek – 64 wycieczki, Ania – 68 wycieczek, a Staszek aż 76 wycieczek.
I to tyle sprawozdania. Do spotkania za rok. A może wcześniej na trasie?


* J. Przybora „Pieśń o lecie”


Zdjęcia – Edek i ja

6 komentarzy:

  1. Faktycznie to wyczyn... a ile zaliczył Janek ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Janek 51, to już poza podium, ale też piękny wynik.

    OdpowiedzUsuń
  3. Biorąc średnią Ani razy około 50 wycieczek daje 850km

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet więcej.
      Jasiu, my jesteśmy takimi cichymi superpiechurami. Na 50 kilometrów się nie porywamy (bo, nie ten, bo nie ten już wiek), ale regularnie pokonujemy mniejsze odcinki. I to nam daje zadowolenie, a to jest najważniejsze. I żebyśmy jeszcze zdrowi byli, to znów pokonamy nowe trasy.

      Usuń
  4. Jest moc! Statystyki nie do przebicia dla zwykłego turysty. Zazdroszczę i gratuluję :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że nie podliczamy ilości odcisków, stłuczeń, obolałych kolan czy stóp. O, to by było mistrzostwo świata! Ale na takie drobiazgi nie zwracamy uwagi i maszerujemy dalej. I oby tak dalej.
      Zwykli turyści niech się przyłączą, będzie raźniej.

      Usuń