poniedziałek, 21 grudnia 2015

Świętokrzysko-mazowiecka wędrówka

Wybraliśmy się w niedzielę za granicę województwa. Nie bardzo daleko, ale troszkę zapuściliśmy żurawia w mazowieckie lasy, które są również świętokrzyskimi lasami, bo las ten sam, a granica województwa, która przez niego przebiega nie robi na nim żadnego wrażenia. A tak naprawdę to byliśmy w dobrze znanych okolicach.
Wyruszyliśmy z Płaczkowa przez Mroczków w stronę lasu. Poranne słońce przyświecało z pewną nieśmiałością. Tu i ówdzie przewinęła się delikatna mgła. Nie zasłoniła nam na szczęście zmian, które niedawno zaszły w okolicy. 

poranna mgła

 
W Płaczkowie na Kamiennej zbudowano nowy most – niczego sobie.

koledzy testują wytrzymałość mostu
 
Zaś w Mroczkowie zaskoczył nas wygląd starego drewnianego kościółka św. Rocha. Kościółek ma prawie 200 lat, a wygląda jak nowy, bo w tym roku został wyremontowany. 


kościółek św. Rocha w nowej szacie

taka sobie "kałuża" w Mroczkowie
 
Za Mroczkowem weszliśmy w las i maszerowaliśmy w stronę rezerwatu Ciechostowice. Przechodziliśmy tymi drogami wiele razy i właściwie ani razu porządnie do rezerwatu nie zajrzeliśmy. Tym razem też. Uważam, że to poważne zaniedbanie – do nadrobienia przy innej okazji. 

na skraju rezerwatu
 
Tym razem naszym celem było zdobycie najwyższego mazowieckiego wzniesienia – Altany. Udało się! Nie było to zresztą jakoś specjalnie trudne, bo szliśmy szlakiem, droga nam się podobała, a w dodatku mieliśmy cały czas wrażenie, że nie szliśmy nią wcześniej wcale. A jeśli nawet ktoś szedł, to tak dawno, że tego nie pamięta.


las w drodze na Altanę

wieża obserwacyjna na szczycie Altany 

 piknik na szczycie
 
Po krótkim postoju na szczycie zeszliśmy na południowy wschód w kierunku Ciechostowic. O, to było spore przeżycie, bo sami wybieraliśmy drogi kierując się kompasem i zdrowym rozsądkiem. Szczerze powiem, że jakąkolwiek ścieżkę byśmy wybrali, to i tak by się dotarło do wsi, ale emocji trochę musiało być. Po długich dyskusjach, rozważaniach, sporach dotarliśmy tam, gdzie chcieliśmy. 

las wkracza na pola Ciechostowic (a może jednak ugory?)
 
Z Ciechostowic pomaszerowaliśmy do Majdowa, gdzie grupa nam się rozsypała. Mieszkańcy okolic Bliżyna pomaszerowali przez Łazy w kierunku szlaku żółtego, którym doszli do Brześcia.
Pozostali wędrowali niebieskim szlakiem na spotkanie z kolegą Edem, który wyszedł nam naprzeciwko (to teraz taka nowa moda w grupie się zrobiła – spotkania na trasie). Szlak miał być mokry i błotnisty. No trochę był, ale bez przesady. Podmokle miejsca udało się bez problemu ominąć, a spodnie miałam o wiele mniej ubłocone niż po środowej wycieczce. 

jemioły na topoli 

buk, który szykuje się do marszu

zmurszały buk przy szlaku niebieskim

huby w natarciu

Po spotkaniu z kolegą pomaszerowaliśmy zgodnie w stronę cmentarza na Skarbowej Górze, a potem w kierunku Skarżyska. Kałuże na tym odcinku trasy nie były trudne do pokonania. A szlak bardzo dobrze znakowany, o wiele lepiej niż na poprzednim odcinku. 


 las po ostatnich opadach deszczu

I tak oto spokojnie dotarliśmy do końca trasy, czyli każdy do swojego domu. Nie ma to, jak tania wycieczka z oszczędnością na przejeździe.
Obliczyliśmy, że nasza trasa liczyła 22 kilometry, z czego tak ok. jednej trzeciej na terenie województwa mazowieckiego.

Zdjęcia – Edek, Janek i ja

2 komentarze:

  1. Św. Roch - specjalista od zarazy.patron lekarzy,aptekarzy,ogrodników i wielu innych... relacja i foty - przednie. (bez względu na to co to znaczy)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo to zasłużony święty. Nie wiedziałam, że jest również patronem ogrodników, ale teraz wiem, do kogo się zwrócić w razie problemów w moim ogródku.

      Usuń