środa, 3 lipca 2019

Z błogosławieństwem świętego Meinrada

Święty stoi przy budynku stacji kolejowej w wiosce Einsiedeln (te wszystkie „ei” czytajcie jako „aj”). Dziwnie się pewnie czuje, bo to wszak jego okolica, ale jakieś 1200 lat temu wyglądała inaczej – były tu niedostępne lasy, w których ów pustelnik – benedyktyn mógł wieść kontemplacyjny żywot w towarzystwie dwóch ocalonych przez siebie przed krogulcem kruków, które teraz przysiadły u jego stóp. 

figura świętego Meinrada wieńcząca fontannę przy stacji kolejowej 
 
Z drugiej strony zawsze był uczynny dla ludzi, służył radą, pomocą, nawet zbójców gościnne przyjął w swym odludziu, a ci go okrutnie zamordowali. Wierne kruki świętego nie pozwoliły mordercom ujść bezkarnie.
W tej sytuacji pogodny święty błogosławi tych, którzy dziarskim krokiem zmierzają ku klasztorowi wystawionemu wieki później na miejscu jego męczeńskiej śmierci.    

 zabudowania klasztorne w Einsiedeln 

Idę i ja. Oczekuję wspaniałego barokowego kompleksu klasztoru benedyktynów zbudowanego na wzniesieniu, sanktuarium maryjnego z tutejszą Czarną Madonną. Przed nim efektowna kolumnada i rozległy plac z fontanną maryjną  w centrum.
Co widzę? Plac faktycznie rozległy, otoczony pięknymi domami. Jest tu i ratusz i hotele oraz restauracje. Niestety – aktualnie w remoncie, rozkopany, ścieżki dla pieszych wygrodzone taśmami. 

budynek ratusza

najbardziej efektowne kamienice otaczające plac przed sanktuarium
 
Fontanna z uzdrawiającą wodą otoczona przez tłumy. Każdy chce skosztować choćby łyczek wody.

zwieńczenie osiemnastowiecznej fontanny z wodą ze źródła świetnego Meinrada 

pozłacana figura Maryi
  
Imponujący fronton sanktuarium niekorzystnie oświetlony, ale i tak robi wrażenie – jego wysokie na prawie 60 metrów wieże prezentują się wspaniale.

fronton sanktuarium - jednego z najważniejszych miejsc pielgrzymkowych w Szwajcarii 

Wchodzę do sanktuarium. Koncertuje kameralny zespół, poza tym spokój plus całkowity zakaz zwiedzania i fotografowania. Udaję, że wybieram się na nabożeństwo i szukam, jak inni, miejsca w ławce. Przy okazji podziwiam piękno kościoła, jego kaplic i ołtarzy, mogę zobaczyć czarną kaplicę Czarnej Madonny, do której przybywają pielgrzymi z całej Europy (to rzeźbiona figurka z 15 wieku, poczerniała od dymu świec, która swą czerń straciła po odrestaurowaniu w 19. wieku, co tak wzburzyło wiernych, że została wtedy pomalowana na czarno). 

boczny portal sanktuarium
 
Z kościoła wyruszam na zwiedzanie kompleksu klasztornego, gdzie też nie wszędzie można zajrzeć. Przechodzę obok klasztornych stajni, gdzie od wieków są hodowane Cavalli della Madonna, konie sportowe wyselekcjonowane jako rasa przez benedyktynów. 

konie na wybiegu przed klasztornymi stajniami 
 
Te rumaki można zabrać na przejażdżkę po okolicy, co robią niektórzy. Ja zaś typowo per pedes apostolorum kontynuuję zwiedzanie, czyli udaję się w kierunku pobliskiego wzgórza, z którego całości klasztornego życia dogląda kolejny święty – Benedykt z Nursji. 

jeźdźcy na ścieżce w kierunku pomnika św. Benedykta

pomnik świętego usytuowany na wzgórzu w roku 1889

Trzeba przyznać, że święty Benedykt lepiej trafił z usytuowaniem niż Meinrad – ma rewelacyjne widoki na okolicę. 

wieże sanktuarium widziane ze wzgórza 

 kompleks skoczni narciarskich
 
Przy okazji i ja korzystam z widoków i planuję przejście.  Wędruję w kierunku kolejnego wzgórza z miejscem widokowym malowniczo usytuowanym w niewielkim zagajniku. Stąd mam widok na jezioro Sihlsee – to ładne sztuczne jezioro na rzece Sihl, która przepływa przez Zurych. W oddali majaczą Alpy, kuszą ścieżki szlaków turystycznych, ale bez mapy nie mam odwagi zapuszczać się gdzieś dalej. Przy dźwięku dzwonków szczęśliwych alpejskich krów wracam do wsi.   

wzgórze przede mną 

widok na jezioro Sihlsee

i na kolejne wzgórze

a dalej to już szczyty Alp

Zanim dojdę do wioski, skręcam w dróżkę prowadzącą do cmentarza, który założono na skraju wsi w roku 1629, co było w owych czasach ewenementem, bo wtedy jeszcze wszystkie cmentarze sytuowano przy kościołach. Niedługo potem zbudowano kaplicę cmentarną pod wezwaniem św. Benedykta. Ma ona skromne w porównaniu z sanktuarium wyposażenie, ale też warte zainteresowania.

widok na cmentarz

kaplica św. Benedykta

 ołtarz główny z figurą patrona świątyni (r. 1789)

jedna z szesnastowiecznych figur apostołów - św. Andrzej  

namalowany ok. r. 1632 cykl obrazów przedstawiających żywot św. Meinrada  
 
Podczas spaceru po cmentarzu zauważam kilka ciekawych nagrobków. 


Szwajcaria - kraj neutralny, a tu na jednym małym cmentarzu dwa pomniki upamiętniające Szwajcarów, którzy polegli w czasie działań 1 wojny światowej 

jedna ze stacji Drogi Krzyżowej wokół cmentarza 

Jeden z nagrobków rzucił mi się w oczy z powodu imienia zmarłego – to Meinrad Lienert. Widocznie imię świętego jest popularne w tej okolicy. A ów jego imiennik okazał się znanym w Szwajcarii poetą tworzącym w tutejszym dialekcie, wydał też zbiór szwajcarskich baśni. Urodził się w Einsiedeln, co przypadkiem odkryłam jakąś godzinę później przechodząc obok jego domu rodzinnego. 

nagrobek poety

jego dom rodzinny
 
Wracając do wsi zajrzałam jeszcze w okolice najstarszej tutejszej kaplicy, zbudowanej na początku 11. wieku kaplicy św. Gangulfa. Oczywiście kaplica była wielokrotnie przebudowywana, ale zachowały się części jej tysiącletnich murów.


kaplica św. Gangulfa - kolumnada zdecydowanie dobudowana dużo później niż całość średniowiecznych murów

Przechodząc obok gimnazjum prowadzonego przez benedyktynów dotarłam do parku imienia Paracelsusa. Wyobraźcie sobie, że ten znany z lekcji historii medyk urodził się w pobliżu Einsiedeln, a tu w uznaniu jego zasług poświęcono mu park i wystawiono pomnik.

budynek gimnazjum

interesujący pomnik ku czci Paracelsusa - bez niego, ale za to z wyszczególnieniem wszelkich jego zasług dla ludzkości
  
Rany Julek – malutkie to Einsiedeln, a jeszcze nie wszystko zwiedziłam. Świadomie zrezygnowałam z oglądania tutejszej szopki i panoramy z historią Ukrzyżowania Chrystusa. Jakoś czas nie ten. I już prawie byłam w drodze na wcześniejszy pociąg, kiedy zauważyłam bogato ozdobione okna wystawowe. 


Zajrzałam. A tam staroświecki sklepik z umeblowaniem sprzed ponad stu lat, na jego zapleczu prawdziwe niewielkie muzeum pierników. Oczywiście obrazuje historię firmy założonej w roku 1886 przez Mainrada Eberle- Kälin (i znów Meinrad!). Można tam obejrzeć autentyczne maszyny do produkcji ciasta piernikowego, piece, foremki do pierniczków, w szczególności tutejszego specjału – baranków z piernikowego ciasta z marcepanem. 

piernikowy sklepik, tylko Jasia i Małgosi brak 

dawniej wszystkie maszyny w piekarni były błękitne, a na ekranie monitora film o historii piekarni 

jedna form z tradycyjnymi wzorami

urządzenie do porcjowania ciasta
 
Na zakończenie zwiedzania gość dostaję w prezencie jeden pierniczek z poleceniem, żeby żuć wolno, bo ciasto faktycznie twarde, ale smaczne. 

Wybaczcie, najpierw ugryzłam, a potem pomyślałam... czyli pół pierniczka

a tu fragment asortymentu z lady

i witryny reklamującej świąteczne specjały

I to już koniec wycieczki do alpejskiej wioski. Nie wiem, jak ci Szwajcarzy to robią, że z takiego maleństwa potrafią tyle wycisnąć.

Zdjęcia sama robiłam.

4 komentarze:

  1. Piękna foto relacja... jak zwykle z resztą. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Robię, co w mojej mocy, chociaż często się nie udaje to, co by się chciało.

      Usuń
  2. Jejuuuuuu
    A tak w ogóle to omal nie wyszedłem na durnia i nie napisałem że popełniłaś literówkę i ma być Meinard, tymczasem św Meinrad też jest! Choć ten drugi człon "rad" brzmi nader słowiańsko.

    Bogata kraina, naprawdę bogata.

    Swoją drogą ciekawa jest historia tych szwajcarskich ofiar I Wojny. Muszę się wgryźć w temat. Choć ja po niemiecku nie szprecham a większość materiałów o I Wojnie jest w tym języku i mamy oto dupen klappen...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten "rad" to może z kołem się kojarzyć, ja nawet nie wiedziałam, że jest taki święty. A w tamtej okolicy po dziś dzień to popularne imię.
      Co do historii wojennej, to ja bym, może i dała radę zrozumieć źródła, o ile gotykiem nie będzie pisane, bo tu nie ugryzę, ale chyba nie mam aż takiego zapału. Z tym, że mocno mnie te pomniki i sam fakt udziału Szwajcarów w działaniach wojennych zaskoczył.
      PS mam jeszcze jednego świętego o dziwnym imieniu w planach.

      Usuń