Wybraliśmy się do tej miejscowości na niewielki spacer wśród
pól i nad wodą.
Wspominaliśmy jesienną wycieczkę sprzed paru lat (tu link) i
obiecywaliśmy sobie zajrzeć tu za jakiś czas, kiedy skończą się prace remontowe
nad zalewem. Teraz zaoferowały nam one rozjeżdżoną drogę nad wodą, a za
rok, albo dwa… Zajrzymy, przekonamy się. Szczerze mówiąc obawiam się promenady
wyłożonej kostką Bauma.
O poranku słońce jeszcze nie zdecydowało – wyjdzie do nas, czy nie. Chwilowo postanowiło zostać dłużej pod pierzynką chmur. Mieliśmy więc
szary, czasem perłowy pejzaż.
Obeszliśmy zalew, a potem skierowali się na polne drogi.
W
miejscu, gdzie kilka lat temu skręciliśmy w prawo, tym razem poszliśmy na lewo.
Wygląda na to, że na kolejnej wycieczce pomaszerujemy prosto.
Droga całkiem przyjemna, z ładnymi brzózkami na miedzy.
Na skraju wsi wypatrzyliśmy dwa oczka wodne. To po prawej
skryte za solidnym płotem, po lewej dostępne do obejrzenia, a za nim nawet
dosyć dziką rzekę dało się zobaczyć. Nie wiem, czy to Śmiłówka, czy zwykły kanał
łączący dosyć liczne w tej okolicy niewielkie stawy.
Wszystkie znajdują się na terenach prywatnych. Jedne
ogrodzone, inne nie. Udało mi się uzyskać pozwolenie obejrzenia dwóch
nieogrodzonych stawów.
Po kilku minutach wracamy do szosy i z niej schodzimy na
kolejną polną drogę, którą przecina jeszcze jedna rzeczka – dopływ Szabasówki.
Zapowiadane przez mapę stawy przy niej okazały się raczej podmokłymi bajorami.
Dalsza droga prowadzi równolegle do ulicy i torów kolejowych.
Idziemy przez mały lasek między nimi.
Nęci mnie bardo pobliska kopalnia piasku. Wiem, jest
niedziela. Może nikt tam nie pracuje i rzucimy okiem. Podchodzimy. Słychać
ujadanie psa stróżującego, lepiej nie ryzykować spotkania z nim. Rzucamy więc tylko
okiem na teren zza ogrodzenia.
Wycieczka zbliża się do końca, a tu słońce nieoczekiwanie
wyłazi zza chmur i uprzyjemnia nam końcówkę trasy.
Zaglądamy na cmentarz, tym razem zainteresowały nas stare nagrobki.
sielankowo (tak sobie myślę, że to może figurka NMP jako dziecka, stoi przecież na kuli ziemskiej i zgniata małą stópką głowę węża)
Potem kierujemy się w stronę kościoła w Jastrzębiu. Wpadł nam w oko nie tylko sam kościół, ale i stojący po drugiej stronie szosy znak triangulacyjny.
W kościele pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela już bywaliśmy, ale warto znów rzucić okiem, pokazać kolegom ciekawostki. Ja znów zaliczam skuchę - ponownie nie udało mi się sfotografować szesnastowiecznego obrazu Maryi z Dzieciątkiem. Wniosek - koniecznie trzeba wrócić do Jastrzębia.
Przed powrotem do domu jeszcze raz zaglądamy nad zalew cały
skąpany w słonecznym świetle.
I po wycieczce.
Zdjęcia – Lena, Edek
i ja
Jak zwykle dopracowana trasa...
OdpowiedzUsuńO, tu mi się udało dobrze zaplanować i zrealizować według planu.
Usuń