wtorek, 12 listopada 2019

Gmina Jastrząb – minimum asfaltu, maksimum wrażeń

W gruncie rzeczy obawiałam się sytuacji odwrotnej, ale cała trasa wyglądała lepiej niż się można było spodziewać, chociaż na początku mieliśmy mocny fragment asfaltowy, ale potem już udało się iść porządnymi polnymi drogami.

jedna z dróg na północ od Jastrzębia 

Dlaczego Jastrząb? Przede wszystkim dlatego, że już 5 lat tam nie byliśmy. No i można tam dotrzeć pociągiem, który jest jedynym dostępnym środkiem lokomocji w dniu Święta Narodowego.
Zobaczcie, jak świętowaliśmy.
Od stacji powędrowaliśmy przyjemną polną dróżką, przy której obejrzeliśmy piaskownię (to taka rozgrzewka przed głównymi atrakcjami trasy).

dawna kopalnia piasku gdzieś wśród pól
 
Moja mapa sugerowała, że w Jastrzębiu znajduje się spory zalew. Myślałam, że dotrzemy do niego na skróty przez las, ale na miejscu lasu na mapie była napisana nazwa wsi i dopiero w terenie się okazało, że żadnych dróg przez ten lasek nie ma. 

Szabasówka przepływa przez ten lasek, ani chybi nie przeszlibyśmy jej suchą nogą 
 
W tej sytuacji wybraliśmy drogę (asfaltową z chodnikiem) przez wieś.
Zajrzeliśmy na jastrzębski cmentarz, gdzie w dniu święta zatrzymaliśmy się przy kliku symbolicznych grobach tych, co oddali swe życie w walce.

mogiła harcerzy 

symboliczny grób żołnierzy AK z Jastrzębia zamordowanych w obozie w Oświęcimiu

upamiętnienie radiotelegrafisty kaprala Zygmunta Sasala zestrzelonego nad Zatoką Biskajską   
 
Potem wypadało zajrzeć do kościoła pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela. Ciekawy to obiekt, bo stary i niestary jednocześnie. Prezbiterium i zakrystia są pozostałościami siedemnastowiecznego kościoła, pozostałe części dobudowano w dwudziestym wieku.  Czujne oko wypatrzyło parę ciekawostek. 

kościół ładnie położony na wysokiej skarpie 

jego najstarsza część  

siedemnastowieczny portal z pięknymi drzwiami  

dobudowana w XX wieku nawa główna

w ołtarzu bocznym obraz MB Bolesnej namalowany w roku 1636

kamienne epitafium Anny Dadzibosonki z niezwykle trudnym do odczytania wierszem

trudny do sfotografowania portal z rzeźbą przedstawiającą głowę Jana Chrzciciela  (po przeciwnej stronie prezbiterium wisi piękny siedemnastowieczny obraz przedstawiający Madonnę z Dzieciątkiem, ale nie śmiałam podejść) 
 
Za kościołem skręcamy wreszcie w ulicę prowadzącą nad zalew.
Ze strony gminy można dowiedzieć się o początkach zalewu rozbudowanego w czynie społecznym ze stawu na rzece Śmiłówce. Dopiero w roku 2008 rozpoczęto gruntowną modernizację obiektu, który został oddany do użytku w roku 2011. 

zalew kameralnie

Nasza grupka jeszcze tam nigdy nie zaglądała. A szkoda, bo to całkiem przyjemny zalew. Ma plażę, boisko, ścieżki spacerowe, molo (nawet dwa) i całą masę miejsca do wędkowania. 

jesienią plaża pusta


boisko i molo też zażywają spokoju 

a wędkarze przekonują, że zalew nie na Śmiłówce, a na Szabasówce (nie mają racji)
 
Dalej już wędrujemy drogami leśnymi i polnymi. W tej okolicy rośnie dużo brzóz. Złocą się teraz na potęgę. Pola oddalone od wsi, a jednak uprawiane. Słońce świeci. Czego chcieć więcej? No może tego, żeby kierownictwo nie wpakowało grupy na słyszalną z oddali drogę szybkiego ruchu. Udało się. Byliśmy niedaleko tej drogi, ale trzymaliśmy się planu i żadnego asfaltu nie było. 


polne drogi

jesienne krajobrazy  
 
Przekroczyliśmy dwukrotnie szosy prowadzące przez wieś Orłów i polnymi drogami dotarliśmy na skraj lasu w Śmiłowie.
A tam kilka świetnych niedużych stawów (pewnie też na Śmiłówce). Niestety – do największego nie udało się przedrzeć przez chaszcze i głęboki rów. Ale obejrzeliśmy dwa, a może trzy stawy. 

jeden ze stawów


 stawidła
 
Przy ostatnim spotkaliśmy uczynnych mieszkańców wsi, którzy skierowali nas leśną ścieżką w stronę dużego kamieniołomu. O, wielkie to było. Jak lądowisko dla kosmitów, którzy wylądowali, zostawili dziurę w ziemi i odlecieli.


 kamieniołom po północnej stronie drogi w Śmiłowie

Gdzieś tu w pobliżu powinno być źródełko, ale państwo nie mieli czasu tłumaczyć, jak do niego dotrzeć, więc i tym razem odkładamy poszukiwania na później.

 jeden z głazów narzutowych w pobliżu kamieniołomu

Wracamy do szosy i zaraz przy niej znajdujemy drugi kamieniołom. Też niczego sobie. Oglądamy go z góry. 

kamieniołom po południowej stronie drogi 

Trzeci wygląda na nieczynny. Zarasta drzewami, piaskowiec czernieje.

ten faktycznie nieczynny 

W nadziei, że to już ostatni opuszczamy Śmiłów.
Zatrzymujemy się przy dworku z roku 1889, który pokazywany był na blogu trzy lata temu (tu link) i okazał się dawnym budynkiem szkoły. 

dworek w Śmiłowie

tak by się chciało, by na tym ganku stanął właściciel i zaprosił do środka ...  

przecudnej urody waza ze starożytnego betonu egipskiego na ganku
 
Tuż za dworkiem jest świetna droga na południowy wschód, którą zmierzamy dalej.

 jesień na wsi

Dobra passa kamieniołomowa trwa. Napotykamy głęboki stary kamieniołom. Na szczęście nie da się do niego wejść. To znaczy – my nie zamierzamy ryzykować i wracamy do naszej drogi.

nic nas nie zmusi, żeby zejść z planowanej drogi 

no chyba, że "tankowanie" energii z brzóz (wszyscy tankowali, ale jeden złapany na gorącym uczynku)  
 
A przy niej czai się kolejny obiekt. To zapewne zakład obróbki kamieni. Leżą ich tu sterty. 

sterty piaskowca
 
Mapa nie pokazuje już żadnych kamieniołomów, ale myli się. Trafiamy na obrzeża kolejnego. To chyba piąty. Mnie się on kojarzy z Chelosiową Jamą. Tyle tam brzózek. Rozmiary ma imponujące. A jakie błoto! Myślałam, że wycieczka bardzo mnie zmęczyła, tak trudno było mi iść w tej okolicy, a to parę kilo gliny przyklejonej do butów tak utrudniało marsz.


kamieniołom na południowy wschód od Śmiłowa 
 
Z lekkim żalem pożegnaliśmy naszą polną drogę i ostatni odcinek trasy pokonaliśmy czymś w rodzaju starej drogi z popękanym asfaltem. Czy miała jakieś zalety? Oczywiście! Kałuże, w których udało się w miarę solidnie wyczyścić buty. 

dżentelmeni są wśród nas 
 
A przy niej natrafiliśmy jeszcze na piaskownię. No to się zajrzało i tam.

 kopalnia piasku w lesie

I wreszcie koniec trasy, czyli stacyjka w Szydłowcu. Licznik wskazał 17,8 kilometra. Bardzo to były przyjemne kilometry.

nasza trasa
 
Zdjęcia – Edek, Janek i ja

13 komentarzy:

  1. Znam te miejsca... tak jakby kamieniołomy zamierały, foty fajne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro znasz, to Ci przypomniałam. Takie miejsca szybko się zmieniają.

      Usuń
  2. Jejuuuuu ale bym miał wyżerę w takich kamieniołomach! Tyle wspaniałych miejsc żeby skręcić kark, albo przynajmniej połamać kończyny ;)

    Zastanawiam się czy aby odczytanie inskrypcji z tej wazy nie pchnęło by naszych studiów egiptologicznych na całkiem nowe tory ;)

    A pogoda i widoki wspaniałe!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak w kamieniołomach też bym spędził trochę czasu, tym bardziej, że są zupełnie inne, niż te, które zazwyczaj odwiedzamy, a przy tym wydają się bardzo sympatyczne.

      Usuń
    2. Najlepiej by się bawili nasi Poszukiwacze i Beskidnick w tych nieczynnych, tam spokojnie można zjechać na nie wiem co, jak się jest nieostrożnym. Do czynnych można podejść tylko w dni wolne od pracy, ale nie ręczę, czy gdzieś się nie snuje jakaś ochrona, która podnosi poziom adrenaliny zwiedzających.
      No i jeszcze jedno - te kamieniołomy są zaznaczone na mapie, ale najlepiej je zlokalizować na zdjęciach satelitarnych Google.
      Co do wazy - odkrycie epokowe. ;)

      Usuń
  3. Szabasówkę można pokonać kładką, ale musielibyście iść jeszcze nieco na północ - między "ą" i "b" w słowie Jastrząb i tam można dostrzec przerywaną niteczkę pod nazwą Kol. Lipienice:) To jest ta trasa:)
    Przy okazji przypomniałem sobie, że ta Szabasówka w okolicy Jastrzębia to Szabasówka prawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O prawej i lewej Szabasówce pamiętam.
      Co do mostka, to zawiódł nas kontakt z tubylcem. Jeden taki na rowerze się napatoczył. Widocznie był słabo zorientowany, bo jeździ tylko głównymi drogami. Ale nie żałuję - przynajmniej raz się wreszcie udało wejść do kościoła.

      Usuń
  4. Poszłabym kiedy z Wami i poprzyglądała się tym piaskowniom - może tam coś mieszka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może mieszkać, a piaskowni ci u nas dostatek. Tylko lepiej w niedziele je penetrować.

      Usuń
    2. A czemu nie w niedzielę? Strzelają?
      Pewnie nie przyglądałaś się, czy w skarpach nie ma pszczelich gniazd?

      Usuń
    3. W dni robocze mogą strzelać w kamieniołomach, a w piaskowniach to raczej nie. Ale jak koparki wjadą, to przegonią zwykłego gapia, choćby tylko pszczół szukał. W niedziele zwykle pusto tam jest i cicho, to można szukać owadów, ale nasza grupa raczej się do tego nie nadaje - my mamy trasę do przejścia w czasie wyznaczonym przez transport i tego się musimy trzymać, żeby nie sterczeć na stacji w zimnie.

      Usuń
    4. To by się przydało takie opuszczone miejsce, już nie eksploatowane. Wystarczy strzelić parę fot i mi przysłać :-)

      Usuń
    5. Przy najbliższej okazji zadzwonimy do Ciebie z opuszczonej piaskowni i udzielisz nam instruktażu, co i jak fotografować. I oby wtedy śnieg nie przykrywał obiektu.

      Usuń