W gruncie
rzeczy obawiałam się sytuacji odwrotnej, ale cała trasa wyglądała lepiej niż
się można było spodziewać, chociaż na początku mieliśmy mocny fragment
asfaltowy, ale potem już udało się iść porządnymi polnymi drogami.
Dlaczego
Jastrząb? Przede wszystkim dlatego, że już 5 lat tam nie byliśmy. No i można
tam dotrzeć pociągiem, który jest jedynym dostępnym środkiem lokomocji w dniu
Święta Narodowego.
Zobaczcie,
jak świętowaliśmy.
Od stacji powędrowaliśmy przyjemną polną dróżką, przy której obejrzeliśmy piaskownię (to taka rozgrzewka przed głównymi atrakcjami trasy).
Od stacji powędrowaliśmy przyjemną polną dróżką, przy której obejrzeliśmy piaskownię (to taka rozgrzewka przed głównymi atrakcjami trasy).
dawna kopalnia piasku gdzieś wśród pól
Moja mapa
sugerowała, że w Jastrzębiu znajduje się spory zalew. Myślałam, że dotrzemy do
niego na skróty przez las, ale na miejscu lasu na mapie była napisana nazwa wsi
i dopiero w terenie się okazało, że żadnych dróg przez ten lasek nie ma.
Szabasówka przepływa przez ten lasek, ani chybi nie przeszlibyśmy jej suchą nogą
W tej
sytuacji wybraliśmy drogę (asfaltową z chodnikiem) przez wieś.
Zajrzeliśmy na jastrzębski cmentarz, gdzie w
dniu święta zatrzymaliśmy się przy kliku symbolicznych grobach tych, co oddali swe życie w
walce.
mogiła harcerzy
symboliczny grób żołnierzy AK z Jastrzębia zamordowanych w obozie w Oświęcimiu
upamiętnienie radiotelegrafisty kaprala Zygmunta Sasala zestrzelonego nad Zatoką Biskajską
Potem
wypadało zajrzeć do kościoła pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela. Ciekawy to
obiekt, bo stary i niestary jednocześnie. Prezbiterium i zakrystia są
pozostałościami siedemnastowiecznego kościoła, pozostałe części dobudowano w dwudziestym
wieku. Czujne oko wypatrzyło parę
ciekawostek.
kościół ładnie położony na wysokiej skarpie
jego najstarsza część
siedemnastowieczny portal z pięknymi drzwiami
dobudowana w XX wieku nawa główna
w ołtarzu bocznym obraz MB Bolesnej namalowany w roku 1636
kamienne epitafium Anny Dadzibosonki z niezwykle trudnym do odczytania wierszem
trudny do sfotografowania portal z rzeźbą przedstawiającą głowę Jana Chrzciciela (po przeciwnej stronie prezbiterium wisi piękny siedemnastowieczny obraz przedstawiający Madonnę z Dzieciątkiem, ale nie śmiałam podejść)
Za
kościołem skręcamy wreszcie w ulicę prowadzącą nad zalew.
Ze strony
gminy można dowiedzieć się o początkach zalewu rozbudowanego w czynie
społecznym ze stawu na rzece Śmiłówce. Dopiero w roku 2008 rozpoczęto gruntowną
modernizację obiektu, który został oddany do użytku w roku 2011.
zalew kameralnie
Nasza grupka
jeszcze tam nigdy nie zaglądała. A szkoda, bo to całkiem przyjemny zalew. Ma
plażę, boisko, ścieżki spacerowe, molo (nawet dwa) i całą masę miejsca do wędkowania.
jesienią plaża pusta
boisko i molo też zażywają spokoju
a wędkarze przekonują, że zalew nie na Śmiłówce, a na Szabasówce (nie mają racji)
Dalej już
wędrujemy drogami leśnymi i polnymi. W tej okolicy rośnie dużo brzóz. Złocą się
teraz na potęgę. Pola oddalone od wsi, a jednak uprawiane. Słońce świeci. Czego
chcieć więcej? No może tego, żeby kierownictwo nie wpakowało grupy na słyszalną
z oddali drogę szybkiego ruchu. Udało się. Byliśmy niedaleko tej drogi, ale
trzymaliśmy się planu i żadnego asfaltu nie było.
polne drogi
jesienne krajobrazy
Przekroczyliśmy
dwukrotnie szosy prowadzące przez wieś Orłów i polnymi drogami dotarliśmy na
skraj lasu w Śmiłowie.
A tam kilka
świetnych niedużych stawów (pewnie też na Śmiłówce). Niestety – do największego
nie udało się przedrzeć przez chaszcze i głęboki rów. Ale obejrzeliśmy dwa, a
może trzy stawy.
jeden ze stawów
stawidła
Przy
ostatnim spotkaliśmy uczynnych mieszkańców wsi, którzy skierowali nas leśną
ścieżką w stronę dużego kamieniołomu. O, wielkie to było. Jak lądowisko dla
kosmitów, którzy wylądowali, zostawili dziurę w ziemi i odlecieli.
kamieniołom po północnej stronie drogi w Śmiłowie
Gdzieś tu w
pobliżu powinno być źródełko, ale państwo nie mieli czasu tłumaczyć, jak do
niego dotrzeć, więc i tym razem odkładamy poszukiwania na później.
jeden z głazów narzutowych w pobliżu kamieniołomu
Wracamy do
szosy i zaraz przy niej znajdujemy drugi kamieniołom. Też niczego sobie.
Oglądamy go z góry.
kamieniołom po południowej stronie drogi
Trzeci
wygląda na nieczynny. Zarasta drzewami, piaskowiec czernieje.
ten faktycznie nieczynny
W nadziei,
że to już ostatni opuszczamy Śmiłów.
Zatrzymujemy
się przy dworku z roku 1889, który pokazywany był na blogu trzy lata temu (tu link) i
okazał się dawnym budynkiem szkoły.
dworek w Śmiłowie
tak by się chciało, by na tym ganku stanął właściciel i zaprosił do środka ...
przecudnej urody waza ze starożytnego betonu egipskiego na ganku
Tuż za
dworkiem jest świetna droga na południowy wschód, którą zmierzamy dalej.
jesień na wsi
Dobra passa
kamieniołomowa trwa. Napotykamy głęboki stary kamieniołom. Na szczęście nie da
się do niego wejść. To znaczy – my nie zamierzamy ryzykować i wracamy do naszej
drogi.
nic nas nie zmusi, żeby zejść z planowanej drogi
no chyba, że "tankowanie" energii z brzóz (wszyscy tankowali, ale jeden złapany na gorącym uczynku)
A przy niej
czai się kolejny obiekt. To zapewne zakład obróbki kamieni. Leżą ich tu sterty.
sterty piaskowca
Mapa nie
pokazuje już żadnych kamieniołomów, ale myli się. Trafiamy na obrzeża
kolejnego. To chyba piąty. Mnie się on kojarzy z Chelosiową Jamą. Tyle tam
brzózek. Rozmiary ma imponujące. A jakie błoto! Myślałam, że wycieczka bardzo
mnie zmęczyła, tak trudno było mi iść w tej okolicy, a to parę kilo gliny przyklejonej
do butów tak utrudniało marsz.
kamieniołom na południowy wschód od Śmiłowa
Z lekkim
żalem pożegnaliśmy naszą polną drogę i ostatni odcinek trasy pokonaliśmy czymś
w rodzaju starej drogi z popękanym asfaltem. Czy miała jakieś zalety?
Oczywiście! Kałuże, w których udało się w miarę solidnie wyczyścić buty.
dżentelmeni są wśród nas
A przy niej
natrafiliśmy jeszcze na piaskownię. No to się zajrzało i tam.
kopalnia piasku w lesie
I wreszcie
koniec trasy, czyli stacyjka w Szydłowcu. Licznik wskazał 17,8 kilometra.
Bardzo to były przyjemne kilometry.
Zdjęcia – Edek, Janek i ja
Znam te miejsca... tak jakby kamieniołomy zamierały, foty fajne.
OdpowiedzUsuńSkoro znasz, to Ci przypomniałam. Takie miejsca szybko się zmieniają.
UsuńJejuuuuu ale bym miał wyżerę w takich kamieniołomach! Tyle wspaniałych miejsc żeby skręcić kark, albo przynajmniej połamać kończyny ;)
OdpowiedzUsuńZastanawiam się czy aby odczytanie inskrypcji z tej wazy nie pchnęło by naszych studiów egiptologicznych na całkiem nowe tory ;)
A pogoda i widoki wspaniałe!
Oj tak w kamieniołomach też bym spędził trochę czasu, tym bardziej, że są zupełnie inne, niż te, które zazwyczaj odwiedzamy, a przy tym wydają się bardzo sympatyczne.
UsuńNajlepiej by się bawili nasi Poszukiwacze i Beskidnick w tych nieczynnych, tam spokojnie można zjechać na nie wiem co, jak się jest nieostrożnym. Do czynnych można podejść tylko w dni wolne od pracy, ale nie ręczę, czy gdzieś się nie snuje jakaś ochrona, która podnosi poziom adrenaliny zwiedzających.
UsuńNo i jeszcze jedno - te kamieniołomy są zaznaczone na mapie, ale najlepiej je zlokalizować na zdjęciach satelitarnych Google.
Co do wazy - odkrycie epokowe. ;)
Szabasówkę można pokonać kładką, ale musielibyście iść jeszcze nieco na północ - między "ą" i "b" w słowie Jastrząb i tam można dostrzec przerywaną niteczkę pod nazwą Kol. Lipienice:) To jest ta trasa:)
OdpowiedzUsuńPrzy okazji przypomniałem sobie, że ta Szabasówka w okolicy Jastrzębia to Szabasówka prawa.
O prawej i lewej Szabasówce pamiętam.
UsuńCo do mostka, to zawiódł nas kontakt z tubylcem. Jeden taki na rowerze się napatoczył. Widocznie był słabo zorientowany, bo jeździ tylko głównymi drogami. Ale nie żałuję - przynajmniej raz się wreszcie udało wejść do kościoła.
Poszłabym kiedy z Wami i poprzyglądała się tym piaskowniom - może tam coś mieszka?
OdpowiedzUsuńMoże mieszkać, a piaskowni ci u nas dostatek. Tylko lepiej w niedziele je penetrować.
UsuńA czemu nie w niedzielę? Strzelają?
UsuńPewnie nie przyglądałaś się, czy w skarpach nie ma pszczelich gniazd?
W dni robocze mogą strzelać w kamieniołomach, a w piaskowniach to raczej nie. Ale jak koparki wjadą, to przegonią zwykłego gapia, choćby tylko pszczół szukał. W niedziele zwykle pusto tam jest i cicho, to można szukać owadów, ale nasza grupa raczej się do tego nie nadaje - my mamy trasę do przejścia w czasie wyznaczonym przez transport i tego się musimy trzymać, żeby nie sterczeć na stacji w zimnie.
UsuńTo by się przydało takie opuszczone miejsce, już nie eksploatowane. Wystarczy strzelić parę fot i mi przysłać :-)
UsuńPrzy najbliższej okazji zadzwonimy do Ciebie z opuszczonej piaskowni i udzielisz nam instruktażu, co i jak fotografować. I oby wtedy śnieg nie przykrywał obiektu.
Usuń