czwartek, 29 lutego 2024

Szary dzień nad Balatonem i Zalewem Brodzkim

Planowałam tylko spotkanie z Balatonem i Kamienną, ale kolega Ed wydłużył trasę, co dodało nam nieoczekiwanych atrakcji pod koniec wycieczki.
 
Balaton w lutym
 
Startujemy na stacji kolejowej Starachowice Wschodnie. Znajdujemy się więc od razu w dzielnicy Wierzbnik, która jest nie tylko starsza od samych Starachowic, a wręcz była odrębnym miastem z prawami miejskimi nadanymi przez króla Zygmunta Wazę. Miało to miejsce 400 lat temu, w roku 1624. Ciekawą historię Wierzbnika jako samodzielnego miasta bądź czasem wsi zakończyło przyłączenie do niego w roku 1939 Starachowic Fabrycznych. Od tego czasu Wierzbnik jako nazwa zaczął odgrywać mniejszą rolę, aż zupełnie zniknął z mapy ustępując miejsca Starachowicom jako miastu, a sam stał się jego dzielnicą. Ślady historii Wierzbnika spotykamy na rynku (granitowym, niestety, ale podobno czynione są starania, aby wróciła nań zieleń. Wiadomość niesprawdzona – to zdanie napotkanej mieszkanki.).
 
rynek w Wierzbniku
 
pomnik na miejscu egzekucji 16 Polaków dokonanej przez Niemców w roku 1942
 
upamiętnienie dwóch żołnierzy AK, którzy zginęli w zamachu na kata Starachowic Ericha Schutze 25 maja 1944 (Erich został ciężko ranny w zamachu i zmarł w szpitalu)

rynek był również miejscem selekcji ludności żydowskiej podczas likwidacji starachowickiego getta 27 października 1942 roku

Przechodzimy obok cmentarza przy ulicy Iłżeckiej. To malutki, ale stary cmentarz. Pośród kilku dziewiętnastowiecznych nagrobków zauważamy nowszy, ładnie odrestaurowany nagrobek powstańca styczniowego – Józefa Szaybo, który pochodził z okolic Białegostoku i tam też walczył w powstaniu (tu link). Ogrodzony niewielkim płotem grób jest miejscem pochówku również żony i szwagierki powstańca.
 
grób rodziny Szaybo
 
portret nagrobny Józefa Szaybo
 

Marsz ulicami Starachowic kończymy na skraju lasu, gdzie mapa podpowiada Źródło Figurka. Idziemy obejrzeć. Fakt, oba obiekty są, ale raczej niezbyt porywające.
 

I wreszcie spotkanie z Balatonem, czyli niewielkim stawem na skraju lasu. Niegdyś był mniejszy i służył mieszkającym w pobliżu kobietom jako miejsce do prania, stąd dawna jego nazwa Pralnia. Kiedy stracił tę funkcję, powiększono go w latach 70. ubiegłego wieku. Trudno jednak stwierdzić, skąd jego obecna szumna nazwa.  
 


Balaton

Spacer nad Balatonem przyjemny, chociaż brzegi stawu miejscami podmokłe. Na zachodnim brzegu Staszek wypatrzył ślady ścieżek bobrów, które zsuwają się do wody w kilku miejscach.
 


na brzegu

Warto również rzucić okiem na mocno zarośnięte rozlewiska po wschodniej stronie Balatonu. 
 
rozlewisko
 
Zaglądamy też do ocembrowanego źródła, z którego okoliczni mieszkańcy czerpią wodę. 
 
okazuje się, że są tacy, co wrzucają monety do źródła (Basia wypatrzyła kilka)
 
Potem spacer leśnymi dróżkami – jak dla mnie najprzyjemniejsza część całej wycieczki. Wdrapujemy się na zarośniętą lasem wydmę śródlądową, podziwiamy skałki, zastanawiamy się, czy napotkana w lesie kapliczka to ta sama, którą widzieliśmy 7 lat temu (tu link).
 

skałki w lesie

obok kapliczki postawiono krzyż

Po wyjściu z lasu maszerujemy przez Warszawkę (tak jest nazwana nie wiadomo, czemu część wsi Dziurów – sami przyznacie, że to wysoki poziom ekstrawagancji), a potem docieramy do czerwonego szlaku prowadzącego nad Kamienną. Mamy więc kolejne w ostatnim czasie spotkanie z tą rzeką. Zbliża się ona do zalewu i wydaje się zupełnie nieruchoma. 
 

Kamienna przed Stykowem Iłżeckim 

Zaplanowałam jeszcze jedno miejsce do odwiedzenia. To ruiny elektrowni wodnej, którą budowano w latach 30. ubiegłego wieku. Wybuch wojny przerwał inwestycję i tak tkwi w charakterze betonowej ruiny. Szczerze przyznam, że pomysł zaglądania w to miejsce był głupi. Panujący tam smród zniechęca do postawienia stopy poza ścieżką, a i to wydaje się nieprzyjemne. Kiedy trawy wyrosną i zakryją bardziej teren, lepiej się tam nie wybierać. 
 
jeszcze nie wiemy, co nas czeka
 
raz zajrzeliśmy i wystarczy
 

Docieramy do mostu w Stykowie i już możemy kończyć zaplanowaną wycieczkę. 
 
 
Kolega Ed ma jednak wielką chęć obejrzenia skał w Rudzie. Przejmuje kierownictwo i prowadzi brzegiem zalewu na wschód. Idziemy trochę trawiastym brzegiem, trochę chodnikiem. Jest przyjemnie.
 

na brzegu zalewu

i na wodzie (ta "kosmiczna" instalacja to uschnięte trzciny i ich odbicie)

Zaglądamy i do obiecanych skałek. Nic a nic się przez ostatnie lata nie zmieniły.
 

Skały w Rudzie

Przybywa cywilizacyjnych udogodnień w ich pobliżu, ale nawet ich nie zauważamy, bo okazuje się, że do odjazdu pociągu zostało nieco ponad pół godziny i trzeba przyspieszyć tempo marszu. 
 
nad zalewem cisza

Wpadamy zziajani (zwłaszcza ja) na peron i nawet możemy kilka chwil poczekać na pociąg. 
 
lepsza kondycja pozwala sfotografować Kamienną w Brodach
 
I tak to kolega Ed zamienił planowany przeze mnie spokojny spacer w wysokiej jakości przebieżkę nad zalewem. Tyż piknie.
 
mapka trasy
 
Zdjęcia – Edek i ja

2 komentarze: