czwartek, 2 maja 2019

Rzepak, wąwóz, słońce i wiosna

A nas niewiele, bo się towarzystwo porozjeżdżało na majówkę. Ale grupka miłośników okolic rodzinnych wyruszyła na wyprawę do naszego ulubionego, jedynego na świecie wąwozu. Jak nam się wyprawa udała? Sprawdźcie.
Wysiadamy z zapchanego pociągu (majowy weekend – dojazd tylko pociągiem, pozostałe środki transportu niepewne albo na pewno niedziałające) w Stykowie. Reszta pasażerów podróżuje do Sandomierza.
Najpierw spacer nad zalewem. Dużo wędkarzy, łabędzie senne jakieś, siedzą przy brzegu. Cisza i spokój. 

łabędzie na zalewie 

 poranna toaleta

 "Nad zalew się jeździ na ryby, nie po ryby" - powiedział jeden z wędkarzy

Potem Edward prowadzi przyjemną polną drogą w kierunku wsi Jabłonna. Oszałamiająco miodowo pachnie  wilczomlecz sosnka. Ja wyrastam na czarną owcę grupy – przebieram się trzy razy. Ale, bo gorąco się robi. Koledzy patrzą na mnie wilkiem. 

pola Jabłonnej

pierwszy żółty akcent - wilczomlecz
 
Za Jabłonną wchodzimy do lasu – trochę cienia. 

w bukowym lesie

jasnota biała
 
Kolejna część trasy już w pełnym słońcu. Idziemy skrajem lasu drogą z widokami na pola. W oczy rzuca się intensywnie żółty rzepak. To chyba najładniejszy czas – kwitnie jak wariat. I na razie jego zapach jeszcze nie drażni.

droga na skraju lasu (w powietrzu pyłki topoli)

widoki z niej na pola Kałkowa 

i na Święty Krzyż w oddali  
  
I tak polnymi drogami docieramy do czerwonego, a potem niebieskiego szlaku, czyli mamy odcinek asfaltowy. Aż do zapory Wióry.  

dwa krzyże przy drodze

widok na Kałków z drogi w Godowie 

przydrożna kapliczka w Godowie 

na drodze w stronę zapory Wióry

pole rzepakowe

Skoro jest zapora, to niedługo będzie nasz główny cel – wąwóz skryty w lesie. Drogę do niego znaleźliśmy. Jako znak rozpoznawczy służy słupek z numerem mojego pokoju w akademiku. No to wszyscy już trafią po takiej podpowiedzi. Nie? No, trudno…
Zanim zanurzymy się w wąwozie, zaglądamy w okolice kamiennego krzyża upamiętniającego dwóch chłopców. Ich historię opisałam kilka lat temu (tu link). I przy każdym pobycie w tej okolicy myślę o nich ze wzruszeniem. 

krzyż w lesie
 
Odchodzimy od krzyża i Edward prowadzi nas do wąwozu. Tyle razy tam byłam, a nie trafiłabym do niego sama. Zresztą, za każdym razem jakoś inaczej do niego wchodzimy. Tym razem zejście jest łagodne,  z małym przystankiem na prawie równym podłożu. 

 w wąwozie

Najprzyjemniejszy jest spacer dnem wąwozu. Promienie słońca czasem przebijają się przez cień, jest chłodno i cicho. Prawie nic nie kwitnie. Pierwiosnki smętnie schylają przekwitłe główki, kopytniki i czworolisty są po prostu zielone. 

Marek powiada, że mógłby tak cały dzień chodzić po tym wąwozie.

 czworolist niedługo zakwitnie (bez nas...)
 
Stare drzewa powalone przez wiatr pochylają się nad nami, inne już po prostu leżą na ziemi i zaczynają się z nią stapiać. A jeszcze tak niedawno przechodziliśmy pod nimi… 



Wąwóz żyje własnym życiem, pozostawiamy go w stanie nienaruszonym i wędrujemy dalej.

 Do kolejnego spotkania!

I znów wychodzimy na wiejskie drogi wśród pól. Tym razem asfalt ścieli się nam pod stopami. A na polach zielono i oczywiście żółto od rzepaku. Wieje lekki wiatr, który przynosi zapach rzepaku z okolicy. 



pola Prawęcina
 
Jest na tyle ciepło, że ja znów się przebieram. Koledzy nie zwracają już na to uwagi. 

 Prawęcin - mozolnie pod górę 

ta się nie musi przebierać 

kolejny żółty akcent - glistnik jaskółcze ziele

Spotykamy sympatycznego człowieka, który zaprasza nas na swoje pole, żeby pokazać widoki na Kunów i Ostrowiec. Przyjemne. I bez rzepaku.

polna droga - rzepak daleko, ale wiatr przywiewa jego zapach
 
widok z Prawęcina na Kunów 

a tu typowy widok na pola Prawęcina
 
Przed samym Kunowem napotykamy nieoczekiwany śnieżny akcent. To kwitnący wiśniowy sad, który z daleka wygląda jak zasypany śniegiem. 


wiśniowy sad w ordynku i na luzie

Jeszcze tylko lessowy wąwóz i już Kunów. No, może nie od razu - pochodzić jeszcze trzeba.

walka o przetrwanie na ścianie wąwozu przed Kunowem

ten wąwóz już w granicach Kunowa 

między nimi ten stary krzyż

czosnaczek pospolity w drugim wąwozie  

Kamienna w Kunowie
 
Jeszcze kilkanaście minut czekania na pociąg i wracamy do domu. Przeszliśmy 21 kilometrów. 

rzepak i słońce w jednym
 
Zdjęcia – Edek i ja

6 komentarzy:

  1. Przypominam sobie niektóre linie energetyczne... szczególnie na słupach kratowych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sporo tu tych linii, pchają się w obiektyw.

      Usuń
  2. Spory dystans, widać tereny Was wciągły, co nie dziwi vo piękne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tereny wciągające, to jedno. Brak jakiejkolwiek komunikacji na trasie, to drugie.

      Usuń