niedziela, 9 lutego 2020

Dobrze, że był mróz

To on był głównym warunkiem odbycia tej wyprawy. Miała być mroźna niedziela. Tylko tyle i aż tyle. No i była. Słońce dodała od siebie, za co jestem wdzięczna.
Kierowca busa wyrzuca nas na przystanku w pobliżu drogi do Krzyżki. Tłumaczy, jak iść. Dziękuję i idę zgodnie z jego radami. Nie wie, że chodziłam tą drogą więcej razy niż on ma lat.
Mróz daje niebrzydkie efekty na Kamionce. Woda lekko zamarzła. Lodowa kawaleria ruszyła do boju.

Kamionka między Ostojowem a Krzyżką 


lód nad wodą
 
My przechodzimy pod mostem (Śpiew był, panowie. Tradycja rzecz święta).

kapliczka przed mostem kolejowym
 
Potem spacerek przez wieś – jest pod górkę, czyli lekka rozgrzewka.
Skręcamy w pola. O, jakie tu potrafią być ładne widoki. Zwłaszcza wiosną. Teraz są, ale jakieś zamglone. Ludzie bez okularów słonecznych zauważają sarenki zajadające oziminę. 

polna droga

 sarenki na popasie 

 pola Krzyżki
 
Dalej Michniów. Koniec wsi. Od razu wiadomo – będzie marsz drogą, którą Ed nazwał Opalanka. Ale do Opalu nie mamy zamiaru dotrzeć. Są inne plany.

na skraju Michniowa
 
Czeka na nas dawna kolejka. Muszę zbadać jej przebieg od drogi na zachód. A raczej północny zachód.
Na początku jest nawet widoczny zarys nasypu, czyli mamy pewność, że dobrze weszliśmy. Kolejka jak aleja parkowa.

przyjemne wejście na trasę kolejki 
 
Tak tylko kusi na początku, żeby potem dać popalić. A w tym osiągnęła mistrzostwo. Ma przygotowane różne warianty przeszkód terenowych. 

 spacerek

Takie tam zamarznięte kałuże po bokach to tylko delikatna przygrywka.

robi się ciekawiej 

koronkowa robota
 
Potem rzuca pod nogi gałęzie. Zmusza nas do chwilowego zejścia z obranej trasy. Ale zaraz wracamy.
No to ona sięga po cięższy kaliber. Teren przybiera postać wykrotów. Śliskie są. Nic to, grunt, że zamarznięte. Bez mrozu zarylibyśmy w błoto po kostki.
Potem straszy nas kałużami. Nie, żeby to jakieś skromne kałuże były. O nie. Ładuje seriami. Bardzo nam tu brakuje Janka, bo nikt tak efektownie jak on nie pokonuje takich przeszkód. Musimy radzić sobie sami.



tylko sobie wyobraźcie te miejsca bez mrozu 
 
Jak już nas zmordowała, przeczołgała i przekonała się, że nie ma szans, po prostu się uspokoiła. Zrobiła się łagodna, szeroka, mech nam suchutki pod stopy wyścieliła. No to ją zaskoczyliśmy – zrobiliśmy sobie postój na wyżerkę. Niech wie, że twardzi z nas zawodnicy.
Na koniec jeszcze tylko malutkie zamarznięte rozlewisko, oberwana skarpa i wychodzimy na skraju wsi Wierzbka. 

takie sobie malutkie rozlewisko

Poznaliśmy przebieg kolejki, możemy nawet wybrać się nią w przeciwnym kierunku. Tylko czy chcemy?
Bez roztrząsania kwestii teoretycznych maszerujemy w stronę stacji w Suchedniowie. Za kilkanaście minut będzie pociąg. Niestety, odjedzie bez nas. Chcemy iść dalej.
A dalej nuda – porządna droga, ciepło, szlak zielony. Widać, że spuszczamy z tonu. 

odrobina luksusu na trasie
 
Na szczęście Staszek czuwa. Proponuje zejście ze szlaku i przejście brzegiem Kamionki. Ma być ładnie, obiecuje. Jakiś rygorystyczny kierownik by go zbeształ i odrzucił propozycję, ale nasza grupa przechodzi elastycznie pod jego dowództwo i rusza na spotkanie przygody.
Przechodzimy obok leśnego potwora, a potem to już tylko wysokie trawy i rzeka. Warto było posłuchać kolegi.

nie wystraszył nas, ale w nocy, kto wie... 



 Kamionka 

Na Kamionce jest zalew Rejów. Wody w nim jakby mniej niż podczas poprzedniej wycieczki w te okolice, ale fotkę trzeba mu zrobić. 

typowe foto zalewu 
 
A potem to już przystanek, na którym czekamy marne 5 minut na miejski autobus.
Przyrządy pomiarowe wykazały zgodnie długość trasy – 18 kilometrów. Głupio tak, bez części dziesiątych. Ale widocznie czasem trzeba przejść i równe kilometry.
Ta wycieczka udała nam się nadzwyczajnie. 

Zaś poprzedniego dnia piątka naszych włóczęgów była w okolicach Końskich na rajdzie Koneckiego Oddziału PTTK „XXI Zimowy Marsz na 25 kilometrów”. Dzielnie sobie radzili, przeszli całą trasę, zdobyli nowych znajomych, spotkali dawnych, przywieźli dyplomy potwierdzające ich osiągnięcia. Zuchy – serdecznie im gratuluję i dołączam kilka zdjęć.


leśne odcinki trasy

 ognisko

prosto do Piekła

nasi wśród skałek Piekło  
 
Zdjęcia – Angelika, Zosia i Janek (sobota), ja (niedziela)

8 komentarzy:

  1. Już myślałem przez moment że powstała jakaś kolejka ? - trochę szkoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, badamy ślady dawnych kolejek. Nawet się po tej podkłady nie ostały. Jedynie trochę nasypu i mostek nad strumieniem.

      Usuń
  2. Chyba najładniejsza kapliczka jaką widziałem!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez wątpienia niepowtarzalna. W naszej okolicy nie spotkaliśmy drugiej podobnej. Jest w pobliżu inna kapliczka tak wątpliwej urody, że jej nie pokazuję, żeby nie robić kapliczce i jej autorom przykrości.

      Usuń
  3. Trasa faktycznie ciekawa i malownicza. Brawa dla dwudziestopięciokilometrowychdebeściaków!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Debeściaki lubią takie wyzwania. Nie zdziwiłabym się, gdyby polecieli i na pełny maraton w przyszłości.

      Usuń
  4. Rzeczywiście dobrze, że był mróz. On zawsze potrafi sprawić, że zwykła kałuża, czy przeciętna rzeka, w jednej chwili staje się dziełem sztuki stworzonym przez matkę naturę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dawniej mróz malował śliczne wzory na oknach...
      Bardzo nam się klimat zmienił.

      Usuń